· 

Wicher tajemnic [Część #4]

Po pożegnaniu się z Luną w końcu ruszyłam w stronę mojego celu. Nie było już więcej czasu na rozpamiętywanie przeszłości, liczyła się teraźniejszość, którą muszę ratować. Dlatego też bez wahania skierowałam się najpierw do Mroźnych Lasów, by następnie udać się prosto na obrzeża naszych terenów. Nie musiałam zbyt długo szukać, szybko moim oczom ukazała się średniej wielkości katedra. Wydawała się jeszcze starsza niż sam czas... Była cała obrośnięta jakimiś starymi pędami i pokryta lodem oraz śniegiem, spod którego można było ujrzeć popękane ściany. Jedynie magiczne zaklęcie, wciąż tak silne, że nawet ja byłam w stanie je wyczuć, zdawało się nie utracić swojej dawnej świetności i energii.

 

Budynek otaczała dziwaczna poświata, zapewne bariera ochronna, dzięki której jedynie wilki pogody mogą dostać się do środka. W milczeniu stanęłam tuż przed nią i przez dłuższą chwilę pusto wpatrywałam się w podłoże po drugiej stronie. Jeśli uda mi się przez nią przejść... będzie to oznaczać, że wszystko, co usłyszałam od Fauna, jest najprawdziwszą prawdą. Wzięłam głęboki wdech, przymykając na chwilę oczy, po czym podniosłam łapę i niepewnie zrobiłam krok naprzód. Nic mnie nie zatrzymało, przeniknęłam przez magiczne pole, jak gdyby go tam wcale nie było. Ponownie ciężko westchnęłam, rzucając krótkie spojrzenie za siebie. Z drugiej strony poczułam ogromną ulgę, bo jeśli okazałoby się, że to wszystko nieprawda... nie mielibyśmy żadnego wilka, który mógłby zdobyć dla watahy artefakt. Na tą chwilę byłam jedyną, która mogła to zrobić. Tym właśnie sposobem dostałam się do środka.

 

Podążyłam pustym, obskurnym korytarzem, dopóki nie znalazłam się w ogromnej sali. W środku nie było absolutnie nic poza potężną kamienną bramą. Już miałam zamiar do niej podejść, kiedy w pewnym momencie moją uwagę zwróciły dziwne malowidła zdobiące wszystkie ściany wokół mnie. Podeszłam do jednego z nich. Były to ciemne burzowe chmury, pioruny oraz wilki wesoło tańczące wokół nich. Stałam i wpatrywałam się w nie parę minut niemal jak zahipnotyzowana, a rysunki zaczęły odbijać się w moich oczach. Przez chwilę przeszło mi przez myśl czy to przypadkiem nie starożytne wilki pogody, które wybudowały tę świątynię, mogły być również pierwszymi, które należały do Watahy Wilków Burzy? Jeszcze za panowania okrutnego Westa, a może i wcześniej. Czy to nie miałoby sensu? West za czasów swoich rządów zakazał wilkom burzy wiary w bogów, a Faun wspomniał, że z jakiegoś powodu nie ma dostępu do tej świątyni, pomimo że jest samym bożkiem pogody. Może to przez zaklęcie, które rzuciły z polecenia ich ówczesnego bezdusznego przywódcy? Czyżby to również dzięki tym wilkom każdy, kto należy do watahy, jest odporny na uderzenia piorunów? Czy jest to jednak tylko sprawka magii, którą jest przesiąknięta ziemia, na której mieszkamy? W tym momencie gwałtownie potrząsnęłam głową. To nie czas teraz na bezsensowne rozmyślanie, muszę ratować swoją rodzinę i dom, a nie tworzyć jakieś nierealne teorie o nic nieznaczącej dla mnie przeszłości, o której nie mam prawa nic wiedzieć. W końcu było to tylko moje gdybanie, a nie realne fakty. Bez dłuższego zwlekania pognałam do kamiennych drzwi.

 

Prędko zbiegłam schodami w dół, prosto do podziemnej kryjówki. To pomieszczenie jako jedyne zdawało się pozostać takie jak setki lat temu. Mogłam ujrzeć wciąż tryskającą ze ścian wodę tworzącą swego rodzaju mini wodospady mające na celu jeszcze bardziej ozdobić to miejsce. Cały pokój był czysty i zadbany, zupełnie jakby czas w nim stanął na zawsze. Podeszłam bliżej centrum. Oto był on. Posążek starożytnych wilków pogody. W ciemnym kamieniu z białymi zdobieniami był wykuty wilk o szafirowych oczach, otoczony przez chmury i wstęgi mające zapewne symbolizować wiatr. Na podstawce rzeźby można było dostrzec cztery znaczki, kolejno; słońce, chmurę, kroplę i śnieżynkę. Bez wahania złapałam rzeźbę i czym prędzej pobiegłam do wyjścia. Z doświadczenia wiem, że przebywanie zbyt długo w świątyni skrywającej potężny artefakt zwykle nie kończy się dobrze. Tym bardziej, jeśli masz w planach ów przedmiot zabrać ze sobą.

 

 

* * *

 

Już od dłuższego czasu byłam w drodze do naszego obozowiska. Wicher był tak potężny, jak jeszcze nigdy dotąd, a co najgorsze z każdą chwilą przybierał na sile. Z trudem przedzierałam się przez gęstą zamieć. W pewnym momencie zobaczyłam jak gruba, potężna gałąź leci z impetem prosto w moją stronę. W ostatniej chwili udało mi się wytworzyć zaokrągloną ścianę lodu, która zdołała mnie uchronić przed bolesnym uderzeniem. Wystraszona wzięłam kilka oddechów, aby przeanalizować sytuację. Musiałam rzucić się pędem, by jak najszybciej dotrzeć do centrum obozowiska. Każda chwila, którą spędzałam poza nim, zwiększała ryzyko, że mnie lub komuś z watahy stanie się krzywda. Ruszyłam najszybszym w moim życiu biegiem, próbując jednocześnie jakkolwiek wpłynąć na wiatr za pomocą swoich mocy, lecz nic to nie dawało, ten wicher mnie nie słuchał.

 

W końcu, gdy dotarłam do obozu ujrzałam Alessę. Jej długie włosy były targane na różne strony przez wiatr, a jej futro zdążyły pokryć małe kawałki lodu.

 

-Alice, czemu tak długo ci to zajęło? I gdzie jest naszyjnik? Mamy mało czasu -wadera podniosła głos, obawiając się, że mogłabym jej nie usłyszeć przez wszechobecne odgłosy wiatru zagłuszające wszelkie inne dźwięki.

-Faun powiedział, że zaklęcie, jakie mamy zamiar rzucić, jest za słabe i kazał mi zdobyć ten posąg -Alessa spojrzała na mnie ze zdziwieniem i zmartwieniem w oczach, a ja instynktownie ruszyłam do centrum. Jakaś dziwna siła kazała mi właśnie to zrobić... może szósty zmysł, a może to, co było od zawsze uśpione w mojej krwi, moc magiczna wilka pogody?

"Teraz przekonamy się, czy miał rację" wyszeptałam pod nosem sama do siebie i postawiłam posążek. Jego szafirowe oczy zaświeciły błękitem i niespodziewanie z nieba cisnął grom, który o mały włos nie przyprawił mnie o zawal serca. Gwałtownie odskoczyłam a Alessa zbliżyła się do mnie. Poczułyśmy lekką falę uderzeniową i obie rzuciłyśmy wyczekujące spojrzenie na niebo. Wicher zaczął powoli ustawiać, a chmury znikały z nieba dosłownie na naszych oczach. Zdawało się, jakby figurka dosłownie pochłaniała cała zamieć. Zadziałało! Jesteśmy bezpieczni! Inne wilki widząc co się dzieje, zaczęły ostrożnie wychodzić z jaskiń.

 

-Udało się! Kamień z serca -usłyszałam dobrze znany mi głos Vesny która zamierzała w naszą stronę.

-Możemy odetchnąć z ulgą -odpowiedziała jej Alesaa -Alice, chciałabym wysłuchać raportu z tej misji. Jestem pewna, że masz nam dużo do opowiedzenia.

-Tak jest, zgadza się... -rzekłam z mniejszym entuzjazmem. Wiedziałam, że będę musiała powiedzieć też o tym, czego się dowiedziałam o swoim pochodzeniu. Nie byłam pewna czy byłoby to w stanie przejść mi przez gardło "Jestem córką bożka pogody" Jak to brzmi? Irracjonalnie jak wymysł czyjejś wybujałej wyobraźni. Obie alfy momentalnie dostrzegły moje zakłopotanie i spojrzały na mnie wspierająco. Sprawiło to, że od razu poczułam się znacznie spokojniejsza. We trójkę powoli ruszyłyśmy w stronę Jaskini Wschodzącego Słońca, a wataha wilków burzy mogła się cieszyć kolejnym spokojnym, słonecznym dniem.

 

KONIEC