· 

Niebezpieczny Zwiad cz.1

Od ostatnich wydarzeń minęło już trochę czasu, właściwie tylko tydzień, który trwał dla mnie wieczność. Moje życie obecnie skupiało się na robieniu czegokolwiek, aby nie zanudzić się na śmierć. Trenowałem więcej, zwiedzałem co dalsze tereny watahy, ale oczywiście nie miałem ochoty poznawać nikogo więcej. Samotność pasowała mi od zawsze, wolałem posiedzieć samotnie w ciszy, niż ciągle z kimś gadać, szczególnie jeżeli nie miałem ochoty z tą osobą rozmawiać. Ogólnie zawsze z jaskini w nocy, dzięki czemu unikałem przypadkowych spotkań i mogłem się zająć na spokojnie swoimi sprawami. Jednak tej nocy było inaczej, musiałem przeprowadzić zwiad razem z poznaną mi wcześniej waderą, a dokładniej Red Dust, którą zdążyłem już nawet polubić. Nie mówiła za dużo, co odpowiadało mi w 100%, miała podobny charakter co do mojego, więc mogłem z nią spokojnie pracować. Spotkaliśmy się przy wejściu do jaskini, starając się nie budzić innych wilków, z którymi dało nam się mieszkać i udaliśmy się w stronę gór, powoli krocząc przez nasilającą się śnieżycę. Zdążyłem się już przyzwyczaić do chodzenia po śniegu i unikaniu zasp, dzięki treningom na zwiadowcę, co dawało mi ogromną satysfakcję. Arelion był bardzo dobrym nauczycielem, miło się go słuchało, jak dawał nam wskazówki, uczył itd. Przydzielił nam właśnie zlecenie, aby zrobić patrol gór, gdzie podobno łowcy zauważyli niecodzienne stworzenia, które mogły stanowić zagrożenie dla watahy, oczywiście nie doprecyzowali czego dokładnie mamy szukać, ale myślę, że damy sobie z tym jakoś radę. Powoli kroczyliśmy przed siebie, szukając jakichkolwiek znaków życia dziwnych zwierząt, jednak niczego nie mogliśmy zauważyć, wydaję mi się, że będziemy musieli wejść wyżej, aby szukać jakichś szelestów i tam szukać odpowiedzi. W milczeniu zaczęliśmy wchodzić ostrożnie po zamarzniętych skałach, na których jedno poślizgnięcie się mogło oznaczać spadnięcie kilka metrów w dół na ostre doliny, wiec używaliśmy swoich sztyletów do przechodzenia przez trudniejsze odcinki. Na szczęście udało nam się dotrzeć na sam szczyt w ciągu pół godziny, co było bardzo dobrym czasem jak na panujące obecnie warunki, więc mieliśmy więcej czasu na ustawienie się w odpowiednim miejscu na obserwację. Pogoda oczywiście nam nie sprzyjała, ale zbytnio nie przejmowałem się tym w tamtym momencie, nie mieliśmy w planach walkę w takich warunkach, tylko obserwację. Znaleźliśmy odpowiednie miejsce, przysłonięte przez skały i wolne od mroźnego wiatru, który powoli mógł wykończyć każdego wilka. Wszędzie latały płatki śniegu i wiało zimne powietrze, przynajmniej mieliśmy jakąś osłonę, mogliśmy dzięki niej uniknąć wykrycia przez nowe zwierzęta, które pojawiły się na naszych terenach. Nie wiedzieliśmy, z czym będziemy się mierzyć, miałem jedynie nadzieję, że nie będzie to kolejny mroczny niedźwiedź, poprzednie spotkanie skończyło się w nieciekawych okolicznościach, ogólnie poprzedni tydzień był pełen emocji i walki o własne życie. Rodzeństwo zabójców, do tego wzmocniony magiczny wilk, przynajmniej miałem co robić w tym okresie, a teraz tylko siedziałem i czekałem na coś, co może się nie zjawić. Obserwowaliśmy okolicę, jednak w dalszym ciągu niczego nie widzieliśmy, dało się słyszeć pojedyncze złamane gałęzie, bądź szelest w krzakach, jednak nie było to, czego szukaliśmy.

 

-Schodzimy w dół?-zapytała Red. Była na pewno już zirytowana ciągłym siedzeniem i nierobieniem niczego, ja w sumie podobnie chciałem ręcznie sprawdzić teren. Pokiwałem głową w odpowiedzi i zaczęliśmy powoli schodzić w dół, inną drogą niż wcześniej, bardziej skośną i posiadającą więcej śniegu. Powrót tą samą trasą mógł się dla nas niebezpiecznie skończyć, wolałem uniknąć jakiegokolwiek wypadku podczas zwiadów, mieliśmy przecież wrócić w jednym kawałku. Na szczęście droga przebiegła bez problemu i po chwili byliśmy już na dole, powoli wytrzepując się ze śnieżnego puchu i poczęliśmy iść w stronę głębokiego lasu w poszukiwaniu nieznanych zwierząt, które mogły stanowić zagrożenie dla watahy. Przechodzenie przez ten śnieg nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy w życiu, ale nie zważając na to, nie mogliśmy właściwie niczego znaleźć, a kroczyliśmy już od dobrych dwóch godzin. Cierpliwość jest najważniejsza dla zwiadowcy, niby tak, ale czasem mogło to naprawdę denerwować niejednego wilka, tylko w dalszym ciągu nie mogliśmy niczego zobaczyć, ani usłyszeć. Właściwie było tutaj cicho, za cicho. Normalnie w nocy dałoby radę zobaczyć jakieś zające przebiegające między drzewami lub stado saren uciekających od nas w popłochu, a tutaj niczego nie było. Wszystko wydawało się jak martwy las, bez jakiejkolwiek żywej duszy, co zaczęło być już podejrzane, sama red zdawała się zaniepokojona naszą obecną sytuacją. Coś było tu nie tak, oboje to czuliśmy, tylko nie miałem pewności dlaczego, czy to wszystko przez to dziwne stworzenie, które łowcy widzieli ostatnimi czasami na terenie watahy? Nie miałem w tym momencie żadnego pojęcia co robić, tylko dalej patrolować w poszukiwaniu źródła tego zagrożenia, które niedługo miało nadejść. W pewnym momencie usłyszeliśmy coś za nami, dość mocny trzask ogromnej gałęzi, na co zareagowałem, teleportując się razem ze swoją towarzyszką za szerokie drzewo, które mogło ukryć naszą pozycję. Dźwięk ciągle się pogłębiał, stworzenie, które szło prosto w naszą stronę, zdawało się coraz bliżej i mogliśmy już słyszeć jego sapanie. Wolałem na razie nie sprawdzać, jak ogromne jest to zwierzę, ponieważ mogliśmy zostać wykryci i nici z ataku z zaskoczenia, który mógł się wydawać jedynym rozwiązaniem w obecnej sytuacji. Jednak po chwili wszystko zamarło, bestia się zatrzymała, tylko nie widzieliśmy dlaczego. Przecież nie mogła nas zobaczyć, konar drzewa przykrywał naszą pozycję całkowicie, byliśmy obecnie bezpieczni, przynajmniej tak nam się wydawało. Z moich gwarancji wyrwało nas potężne uderzenie w naszą pozycję i zerwanie się całej naszej przykrywki, oboje polecieliśmy kilka metrów do tyłu, których upadek zamortyzował nam suchy śnieg, naniesiony przez śnieżycę, który dało się jednak poczuć na całym ciele. Delikatnie krzyknąłem i szybko wstałem, czego szybko pożałowałem. Oberwałem od ogromnej łapy, która wynurzyła się z ciemności i poleciałem na okoliczne drzewo, co już całkowicie przymrużyło mi rzeczywistość wokół mnie. W uszach zaczęło mi dzwonić jak w ludzkim kościele, a wokół obraz zaczął kręcić się z prędkością światła. Szybko teleportowałem się, unikając w tym momencie kolejnego ciosu i znalazłem się daleko od przeciwnika. Powoli wstałem i zacząłem oglądać swoje ciało w poszukiwaniu ran, jednak na moje szczęście miałem tylko małe zadrapania, niezagrażające mojemu życiu. Zobaczyłem wreszcie, z czym mieliśmy do czynienia: Był to gryf, ogromne, czarne zwierzę, które nie powinno tutaj w ogóle być, przecież nie powinny występować w tych obszarach. Jego oczy mieniły się czerwonym blaskiem, a z dzioba wyciekała biała piana, wyglądał bardzo nienaturalnie, a ogromny ogon dopełniał jego przeraźliwego obrazu. W momencie, gdy powróciła mi w pełni świadomość, przypomniałem sobie o Red, której nigdzie nie mogłem zobaczyć…

 

C.D.N.

 

>Red Dust?<