Przyglądając się uważnie po otaczającej nas świątyni, z łba nie schodziły mi z myśli burzowe i niespokojne myśli, które nie mają końca. Starałem się jak zwykle ukrywać swoje emocje, by nie okazywać żadnych słabości.
- Co mówi mapa? Czy raczej już musimy iść na czuja? - Stanowczo i zdecydowanie się zapytałem
- Hmmm... - wadera wpatrywała się w mapę z przymrużonymi oczyma.
- Powinniśmy iść najpierw w prawo, a następnie przez jakiś czas prosto. - powiedziała i ruszyła przed siebie, dając mi znak ogonem, bym poszedł za nią.
Tak właśnie minęliśmy ten jeden zakręt, moje spaczenie zawodowe dało o sobie znać, z każdym krokiem przyglądałem się ścianom, sufitowi, bocznym ścieżką, szukając pułapek, sygnałów czy jakichkolwiek znaków, jakie można wykorzystać w późniejszym czasie, czy mogę nawet nam umożliwić, przejść przez tę świątynię bez utraty życia, czy sprawności.
- Analizujesz wszystko, co? - zapytała się mnie Wadera.
- Szczerze to tak, choć robię to już odruchowo, taka praca. - z nutką zadowolenia odpowiedziałem.
- Ciekawe ile pułapek nas spotka. - Wadera próbowała rozkręcić konwersacje, by rozluźnić trochę atmosferę.
- Zauważyłem jak na razie dziesięć mechanizmów, które biegły do bocznych alejek, więc na razie się nie popisali ilością, choć pewnie dużo drogi przed nami. - bez emocji powiedziałem, to co udało mi się zauważyć.
- Masz aż takie wprawione oko? - usłyszałem nutę zdziwienia w jej głosie
- Myślę, że tak. Same ich unikanie nie powinno być dla mnie problemem, nawet sam Jowisz nie dorówna mi mojej zwinności, bo to właśnie ona jest moją potęgą. - zacząłem się chwalić swoimi umiejętnościami, sam nie wiem czemu, zazwyczaj tego nie robię.
- Nie wątpię w to Lunku. - spojrzała na mnie kącikiem oka, po czym dalej skupiła się na drodze przed nami.
- Nie chcę się narzucać, ale czy mogę iść pierwszy jak mapa nie będzie w stanie nam pomóc? - grzecznie zaproponowałem.
- Sama o tym pomyślałam, mimo wszystko na kilka różnych pułapek szybciej zareagujesz niż ja. - odpowiedziała.
Rozmawialiśmy tak jeszcze kilka chwili i nasza konwersacja powoli cichła, aż w końcu szliśmy w całkowitej ciszy. Po następnych zakrętach Alessa stanęła w miejscu ja oczywiście tuż za nią.
- Coś się stało? - zapytałem.
- Nie mogę dalej odczytać mapy, dalej jesteśmy zdani na nasze zmysły, i to, co udało nam się zaobserwować. - powiedziała do mnie, robiąc mi miejsce bym teraz ja, ją poprowadził przez ten labirynt pełen pułapek.
Miałem obraną jedną taktykę, a mianowicie dopóki będziemy na dobrej drodze, pułapki nas nie obchodzą, to znaczy, że nie ma większej potrzeby patrzenia pod siebie, dlatego też mój wzrok skierowałem ku górze i ruszyłem przed siebie, alfa oczywiście była tuż za mną. Sznury wraz z czymś na kształt rur układały się w pewien powtarzający się wzór. Moje oko mnie nie zawiodło nawet tym razem, powoli obsydianowy korytarz zaczynał się poszerzać, a ozdoby robiły się coraz to większe. Obrazy małych wilczków przypominały już teraz sylwetki dorosłych osobników, a mechanizmy pod sufitem zanikły całkowicie.
- Czy to nie było za proste? - powiedziałem.
- Nie kracz, bo jeszcze coś na nas ściągniesz. - powiedziała Wadera do mnie. Momentalnie się uciszyłem i w ciszy prowadziłem Alesse przez prawie czarny korytarz. Z bocznych alejek, które były coraz rzadsze, ale zarazem szersze, wiał zimny jak lód wiatr. Wyglądało to trochę, jakby sama śmierć nas wzywała, byśmy do nich skręcili. Wtem moje rozmyślania przerwał błysk, który odbił się od mych oczu zza zakrętu.
- Czyżby złote runo? - głucho zapytałem.
- Na to wygląda. - bez krzty entuzjazmu powiedziała.
Stanąłem, bo mnie również coś nie pasowało.
- Czekaj, złote runo, ogromy jak wulkan labirynt z pułapkami i zapachem śmierci na każdym rogu. Brakuje jednej rzeczy, mianowicie strażnika runa. A ty i ja dobrze wiemy, kto nim jest. - Z nutką strachu odpowiedziałem.
- Minotaur. - głucho powiedziała.
- Jesteśmy w stanie z nim jakkolwiek wygrać? Walka ze stworzeniem typu hydra to co innego niż walka z istotą myślącą i posiadającą broń białą. - byłem bardzo zaniepokojony.
- Dla boga wojny, i pół-boga to będzie bułka z masłem, trzeba będzie wziąć go sposobem. - pewna siebie powiedziała.
- Mogę tylko jeszcze coś powiedzieć, zanim ruszymy dalej? - zapytałem a skurcze żołądka.
- Mów śmiało. - powiedziała z uśmiechem.
- Odnośnie do naszej wcześniejszej rozmowy, wiem, że nigdy nie sprostam twoim wymaganiom, bo tak mądra, piękna i bystra wadera potrzebuje kogoś silniejszego niż zwykły mały basiorek jak ja, kogoś, na kim możesz się oprzeć w trudnych chwilach kogoś, kto zawsze zrozumie, nieważne czy to wiosna, czy zima. Wiem też, że masz już kogoś takiego. Chcę jednak, żebyś wiedziała, co ja tak naprawdę czuje. Od dawna się w tobie kocham, tak naprawdę od dnia naszego pierwszego spotkania te lata temu. Cały ten czas stawałem się silniejszy tylko i wyłącznie dla ciebie, by móc ci dorównać, by być odpowiednim basiorem. - powiedziałem to wolno i wyraźnie na jednym wdechu.
- Lunek, ale ... - Alfa zaczęła.
- Daj mi skończyć. - przerwałem jej.
- Wiem, że nie mam u ciebie już żadnych szans, Marston został twoim wybraniem serca. Jednak to nie zmieni faktu, że to ty jesteś moją wybranką. Chcę, byś wiedziała o tym, że zawsze będę u twego boku, chcę być twoim filarem, o który możesz się oprzeć. Ja jestem świadom, że mogę być najwyżej twoim przyjacielem, ale ja będę czekać, nawet jeżeli będzie trzeba to całą wieczność. - lekko zaszkliły mi się oczy, serce w końcu powiedziało, to co chciało.
Alessa nie odpowiedziała, byłem tego pewny, że niestety jest teraz przeze mnie zakłopotana i nie wie co robić. Ja jednak nie mogłem już tego więcej dusić w sobie, nawet jeżeli za to miałaby mnie znienawidzić lub wywalić z watahy, byłem na to gotów.
- To... może ruszajmy. - zrezygnowanie odezwałem się i ruszyłem w stronę małego światełka za delikatnym łukiem czarnych ścian.
Szliśmy w kompletnej ciszy, nikt nie odzywał się nawet słowem, tylko stary przyjaciel wiatr szumiał. Korytarz przeinaczył się w komnatę otoczoną kolumnadą z marmurowymi budowlami i figurami. Na końcu był rubinowy piedestał na, którym leżało złote runo.
Jednak w tym pokoju był jeszcze jeden ,, mały" szczegół, a mianowicie dźwięk ostrzonej stali dobiegał ze środka. Był to wcześniej wspominany pół byk, pół człowiek, który ostrzył swój topór, czekając na kolejną ofiarę. Wokół ogromnego stwora leżały dosłownie góry kości, czaszek i innych resztek wcześniejszych śmiałków. Gdy tylko bestia nas zobaczyła, odezwała się.
- Stać! Przebyliście długą drogę, by znaleźć złote runo, lecz go nie dostaniecie, czeka tylko i wyłącznie wasza śmierć! - donośny ryk rozległ się po całej komnacie.
Nie zostało nam nic innego jak tylko jakimś cudem przejść przez niego.
C.D.N.
< Alesso, wybacz, że musiałaś tyle czekać >