Ja nic nie czułem, ale wiedziałem, że Red potrafi słyszeć myśli innych żyjących zwierząt i postanowiłem zaufać jej intuicji. Jej umiejętności zdawały się bardzo pomocne, szczególnie że w obecnej sytuacji atak z zaskoczenia byłby dla kogoś z nas śmiertelny, na co nie mogłem pozwolić. Nie spodziewałem się, że przywiąże się do tej czarno-czerwonej wadery, dzięki której zawdzięczam tak naprawdę swoje życie. Tylko jak mam osłonić nas, jak nie widziałem wroga? Rozejrzałem się jeszcze raz po terenie, ale w dalszym ciągu nikogo nie widziałem, ani nie czułem. Jedyne wyjście w tej sytuacji pozostawało takie, abym po prostu zaufał mojemu szóstemu zmysłowi, jakim była Luna oraz moja towarzyszka. Zamknąłem oczy i czekałem na ruch przeciwnika, red zapewne zdenerwowała się moim zachowaniem, ale co miałem innego zrobić, gdy nie widzę nigdzie zagrożenia? Niewidzialność chwilowo mogła wystarczyć, kątem oka również patrzyłem na waderę, posiadając sztylet, który udało mi się zwinąć podczas poprzedniej walki, mogłem zdziałać coś więcej. Czekaliśmy, red była coraz bardziej zestresowana, ale dalej uważna, ja postanowiłem zachować spokój i wyczekiwać na jakikolwiek ruch w drzewach i wtedy użyć teleportacji, aby zaatakować. Jednak cokolwiek to było, nie chciało zdradzić swojej pozycji i wydać żadnego dźwięku informującego o jego położeniu, więc w dalszym ciągu byłem bezradny wobec całej tej sytuacji, która z każdą minutą, sekundą stawała się coraz gorsza. My, pośrodku lasu, nikt nie przyjdzie nam na pomoc podczas ataku tego niezwykłego przeciwnika, nasza pozycja była odkryta i idealna do ataku z zaskoczenia. Przeciwnik ewidentnie na coś czekał, oczekiwał na dobra sytuację do zabicia nas obojga, przecież każde normalne stworzenia zaatakowałoby z pięćdziesiąt razy. Postanowiłem to sprawdzić i delikatne trząść moim sztyletem, wbitym w ziemię, co dało skutek, taki jaki oczekiwałem, zza krzaków z prędkością światła wyskoczył biały basior, wysyłając w moją stronę ostrze miecza, celując idealnie w moją głowę. Jednak teraz mój szósty zmysł nie wyczuł niczego, moje oręże ledwo się podniosło z ziemi, wszystko działo się, jakby cały świat był spowolniony, moje życie przeleciało mi przed oczyma, to był mój koniec? Okazało się, że jeszcze nie dzisiaj zostanę zabity przez tego białego futrzaka i moja towarzyszka ogonem przyjęła cały atak wymierzony w moją stronę. Kolejny raz uratowała mi życie, nie wiedziałem już jak mam jej dziękować, chociaż był jeden sposób, aby się jej odwdzięczyć, a mianowicie pozbyć się zagrożenia. Teleportowałem się w bok i rozciąłem łapę basiorowi, na co on uciekł w tył. Krew sączyła mu się z rany, a on sam zdawał się nie odczuwać żadnego bólu, jak gdyby nic się nie stało. Kim on właściwie był w takim razie? Każdy normalny wilk po takim ciosie utykałby na takie cięcie, a on zdawał się mieć wywalone na moje działanie. Właśnie normalny… Po dokładnym przyjrzeniu się nie był on taki zwyczajny, posiadał płytowe uzbrojenie, nagolenniki zdobiły jego łapy, na piersi widniała okuta, zbroja płytowa, a pysk zdobił metalowy hełm, z nieznanym mi znakiem, który nie zdawał się przynosić nic dobrego. Red po zobaczeniu tego, co ja, delikatnie zbledniała, chyba wiedziała, kim był ten wilk, ja natomiast nie wiedziałem, z kim obecnie będę się mierzył, ale mówi się trudno. Przyjąłem swoją pozycję obronną i czekałem na jego ruch, trzymając za sobą moją towarzyszkę, która również uzbroiła się w swój sztylet. Na jego działanie nie czekałem długo i po chwili przyjąłem na moje ostrze impakt jego dwuręcznego miecza i wykonałem swój ruch, który on z łatwością uniknął, wyprowadzając kontrę, która delikatnie pocięła mi futro. Taktyka zmiany była znana waderze i po chwili ruszyła razem ze mną do ataku, niszcząc mu nagolennik u prawej łapy, z czego on nie był zbyt zadowolony. Przynajmniej udało nam się jakoś go uszkodzić, jednak do walki z nim potrzebowaliśmy czegoś lepszego niż tylko uszkodzenia zbroi, w której był pokryty nasz przeciwnik. Wyszukiwałem słabych punktów na jego ciele i po chwili znalazłem kilka odkrytych rzemyków, które utrzymywały jego uzbrojenie. Red również je zauważyła i po chwili zaczęliśmy krążyć wokół przeciwnika. Z ofiar zrobiliśmy się drapieżnikami, jak wataha wilków poluje na jelenia, tak też my doprowadzaliśmy nasze zwierzę do zrobienia jakiś rozpaczliwych ruchów. Chcieliśmy wymusić na nim zrobienie błędu, ale w jego oczach dalej gościł spokój i żądza krwi, na pewno nie był zwykłym wilkiem, coś nie zgadzało mi się w jego atakach, wszystkie były wykonane z wysoką precyzją, jakby automatycznie, jednak było to pewne, że jego dziwne zachowanie było powiązane ze znakiem na jego hełmie. Reakcja red na samym początku walki wskazywała na to, że coś było z nim nie tak. Postanowiłem nie czekać i po chwili oboje zaatakowaliśmy białego basiora, który zrobił unik w bok na mój atak, wadery ostrze przyjął na własne. Spodziewałem się tego zagrania i wyrzuciłem w jego stronę ostrze, które idealnie trafiło w nieokrytą część ciała przeciwnika, na co on od razu uciekł do tyłu. Przyzwałem z powrotem swój sztylet, który powracając, wyrządził mu jeszcze większą krzywdę i po chwili widzieliśmy jego odsłonięty brzuch, który pełny był w brakach w futrze i wielu bliznach po ciężkich walkach. Nie mieliśmy do czynienia z amatorskim zabójcą, tylko z wyszkolonym i zabójczym asasynem, co stawiało naszą sytuację w jeszcze gorszym świetle. Postanowiłem jednak nie przejmować się tym i teraz ja zaatakowałem, celując w jego odsłonięte części ciała, które bez większego problemu bronił i po chwili odleciałem do tyłu, uderzając o tępe kamienie. Red ponowiła atak tuż za moim i również nie podołała misji zabicia basiora, przez co ewakuowała się do tyłu. Nasza sytuacja była beznadziejna, ponawialiśmy takie ruchy wiele razy, ale on dalej odpierał nasze ataki, co doprowadzało mnie powoli do szału, w który nie chciałem wpaść. Taki napad złości na pewno ześle na mnie śmierć, jak i prawdopodobnie na moją towarzyszkę i postanowiłem zachować zimną krew w tej sytuacji oraz przemyśleć dalszą taktykę. Mogłem wykorzystać moją teleportację do zmylenia czujności wroga oraz wykorzystać fakt działania kradzionego sztyletu, który mógł powrócić z daleka prosto do moich łap. Wtedy wykończyć mogłaby go red i walka dobiegłaby końca. Obecnie było to jedyne, co potrafiłem wymyślić i wadera zdawała się zgadzać z moją decyzją. Eh, jej czytanie w myślach potrafi być jednak czasem pomocne i po chwili ruszyłem do ataku. Teleportowałem się w lewo od basiora i udałem atak na jego brzuch, po czym przeniosłem się w drugą stronę i przebiłem jego brzuch, celując idealnie w wątrobę, po czym wróciłem na swoje poprzednie miejsce. Przyzwałem z powrotem moje ostrze, które powracało do mnie… Razem z moim przeciwnikiem… Taki atak powaliłby każdego wilka, a on nie, odczuwając żadnego bólu, leciał na mnie całą siłą i impetem, jakim posiadał. Nie miałem wyjścia, chciałem się teleportować, ale było już za późno, wszystko leżało teraz w łapach red, która nie pozostała mi dłużna i trafiła prosto w serce wroga. Jego miecz ominął mnie kilka centymetrów od pyska i wylądował, wbity prosto w zamarznięte skały, a sam przeciwnik wylądował na ziemi, najwidoczniej nie wytrzymał dwóch śmiertelnych zranień i leżał opadnięty z sił na puszystym śniegu, który zaczął robić się czerwony od rozlewu jego krwi. Podszedłem do jeszcze żywego basiora, który zdawał się coś mówić do Red Dust, wyglądał już całkiem normalnie, jego oczy powróciły do niebieskiego koloru, a z jego pyska zdawało się słyszeć delikatne słowa:
-Red… Przepraszam…-to były ostatnie słowa basiora, który po chwili padł martwy. Nie stanowił dla nas już żadnego zagrożenia, a wadera zdawała się patrzeć na korpus przeciwnika i być w całkowitym szoku. Zapytałem się, o co tu chodziło, a ona odpowiedziała dopiero po długim czasie milczenia.
>Red Dust?<