Właściwie nie wiem dlaczego dawało mi to taką satysfakcję, pierwszy raz tak dobrze się bawiłem. Odkąd byłem szczeniakiem jedyne co mnie interesowało to były walki oraz polowania, nigdy szczerze nie zajmowałem się typowo dziecięcymi zabawami. Niby ulepiłem bałwana, ale to był czysty przypadek, że tak się stało, oczywiście wszystko później okrył śnieg i tyle z tego wyszło. Tarzaliśmy się tak dobre dwadzieścia minut, nasze futra były całe w śniegu, a ja nie potrafiłem przestać, dawało mi to niezwykłą satysfakcję i zastrzyk dopaminy do serca. Nie potrafiłem sobie nigdy wyobrazić, że przyjdzie mi bawić się z jakimś szczeniakiem, do tego na wpół stworzonym przez ludzi. Właściwie byłem zainteresowaną nią, pół wilk, pół cyborg? Nigdy się z czymś takim nie spotkałem, ale wiedziałem, że coś było grane podczas jej walki z Rose, szło jest zaskakująco łatwo, wadera zdołała jej nawet ugryźć ogon, co skończyło się na jęku przeciwnika. Jej zdolność czytania w myślach również może pochodzić od ludzi, ja tylko raz spotkałem człowieka i spotkanie zakończyło się jego śmiercią, bez ich kusz nie są w stanie zbytnio walczyć, szczególnie, że nożem machał jak naćpany. Myślałem też, że są wrogo do nas nastawieni, ale żeby kogoś zamieniać w jakąś zmechanizowaną maszynę? To już nie jest dla mnie do pomyślenia, taką młodą waderę, aż źle mi się o tym wszystkim myśli. Tak myśląc, to nie rozpaczała tak o swoim losie, radosna, czasem poważna oraz zabójcza w jednym, dobrze, że nie wpadła w jakąś depresję po tych wydarzeniach. Wilki, które najczęściej trafiały w ich ręce umierały lub wychodziły z ciężkimi ranami bądź ciężkimi uszczerbkami na zdrowiu fizycznym, jak i psychicznym, które doprowadzały do samobójstw. Na szczęście jest inaczej z red dust, przynajmniej miałem taką nadzieję, pewnych rzeczy nie widać na zewnątrz, aby je dostrzec trzeba spojrzeć komuś głęboko w serce, a ona nie wyglądała na osobę, która łatwo komukolwiek zaufa. Chociaż to nawet dobrze, jak komuś nie ufasz, to wiesz, że cię nie zdradzili, takie podejście z resztą również ja posiadam, nikomu nie ufaj, nawet rodzinie. Tylko gdybym nie uwierzył tutaj nikomu, to byłbym tu gdzie jestem?
W pewnym momencie leżeliśmy już zmęczeni ciągłą zabawą, ja ledwo łapałem oddech, nie spodziewałem się nawet, że taka prosta czynność potrafi wycisnąć z wilka siódme poty. Do tego przed chwilą byliśmy się ogrzać w górach, więc będziemy musieli wyschnąć ponownie, cudownie, jak gdybym nie miał czego więcej robić. Wolałem już pozwiedzać większe części watahy, wciąż mało wiedziałem o terenach na których się znajdowałem, bądź przyglądałem się im z daleka, a one odsłaniały jedynie część kryjących się w nich sekretów, które zamierzałem w niedługim czasie odkryć. Posiadałem nawet odpowiednią okazję, pełnia, do tego odważna przewodniczka, która zdawała się posiadać poziom odwagi, równym największym i najsilniejszym basiorom. Była bardzo ciekawą osobą, i z powodu charakteru, jak i jej historii oraz umiejętności, które posiadała. W pewnym momencie wstaliśmy i zaczęliśmy iść z powrotem, zamiarem ogrzania się w gorących źródłach, tylko teraz miałem ochotę zostać tam na wieczność. Właściwie lubiłem zimno, ale duża ilość czasem dobija i ciało zmusza mnie do ocieplenia w jakimś miejscu, gdzie można było to zrobić. Oczywiście w jaskini nie było nikogo, przecież minęło tylko dwadzieścia, czy też trzydzieści minut od naszego wyjścia, dużo wilków nie mogło przywędrować tam w tak krótkim czasie. Moja towarzyszka od razu wskoczyła do gorącej wody, spowodowało to rozbrysk wrzątku po całych skałach, również na całym moim futrze oraz do moich oczu, które nie były przygotowane na taki obrót sprawy. Poczułem delikatny ból, który szybko się uspokoił i mogłem z powrotem spojrzeć na waderę, która dość nieźle dzisiaj dała mi w kość. Wrzucenie do wody? Nawet nieźle to rozegrałem, oddychanie pod wodą było zawsze moją dobrą stroną, a zaskoczenie red odpłaciło moje wysiłki oraz ten chwilowy strach w jej wzroku. Postanowiłem, w odróżnieniu od pewnej osoby, spokojnie wejść do wody, dając organizmowi przyzwyczaić się do nowych warunków cieplnych i po chwili leżałem już zrelaksowany we wrzątku, który powoli oswajał się razem ze mną. Właściwie dzisiaj to był mój pierwszy czas w takim miejscu, nie spodziewałem się kiedykolwiek trafić do gorących źródeł, mając również pod sobą wulkan, który nie wiadomo czy był aktywny czy nie, aczkolwiek alfa musiała wziąć to pod uwagę przy tworzeniu watahy tak blisko góry, która mogła w każdej chwili wybuchnąć, zalewając okoliczne tereny gorącą mazią i chmarą gazu, potrafiącą spalić wilka, nawet człowieka. Ojciec opowiadał mi jak pewnego dnia uciekał właśnie razem z innymi przed wybuchem wulkanu, który strawił jego rodzinę i ogromne części na których mieszkali. Nie chciałem, żeby coś takiego stało się tutaj, właściwie tutaj czułem się niezwykle dobrze, nareszcie odnalazłem spokój i mogłem wreszcie odpocząć od ciągłych wędrówek i zastanawiania się czy przeżyje następną noc polowań i szukania noclegu, którego nie było dużo w czasie tak mroźnej zimy. Chyba zacząłem powoli odpływać i zapadać w sen, ponieważ dostałem porządnego kopniaka, przez którego pyskiem wylądowałem w wodzie, co spowodowało u mnie natychmiastową pobudkę i powrót do rzeczywistości.
-Wstawaj, idziemy dalej- powiedziała w wyraźnym zadowoleniem w głosie i wyszła, pomrukując sobie delikatnie.
Oczywiście, z nią to nawet pomyśleć o odpoczynku nie można pomyśleć, ciągle by gdzieś latała i szukała wrażeń, a ja musiałem iść za nią, nie miałem w sumie nic ciekawszego do roboty oraz nie trafiłbym teraz samodzielnie do jaskini, która chwilowo była moim domem. Nawet przytulnym mieszkankiem, które sprawowało swoją funkcję perfekcyjnie, przynajmniej śnieg i deszcze nie spadał ci na pysk podczas snu. Wygrzebałem się z wody i podążyłem śladem wadery, która zdawała się nie zwalniać, aby przynajmniej na mnie zaczekać, no bo po co. Podbiegłem szybko na odległość kilku metrów od niej i szedłem dalej, ona wytaczała ścieżkę, którą będziemy podążać, ja znałem tylko kilka miejsc, z których bym wrócił.
-To gdzie idziemy?-zapytała, nie zwalniając kroku. Myślałem, że ona będzie wiedzieć, przecież ja jeszcze nie dawno nie posiadałem własnej jaskini, a teraz mam gdzieś prowadzić? W sumie nie obraziłbym się, gdybym poszedł już spać, księżyc będzie niedługo zachodził, a nie zamierzałem iść dalej w promieniach Słońca. Jako wilk nocy najlepiej czułem się w całkowitym mroku oraz w blasku mojego boga Luny, która ostatnio nie odzywała się głosem, nie wspominając kilka jej pomocnych łap, które wystawiła w moją stronę, za co serdecznie jej dziękuje.
- Jak chcesz-odpowiedziałem krótko, przecież ona była przewodnikiem, a czasu nie mieliśmy wiele…
>Red Dust?<