· 

Niespokojna noc #11

-Eh, jestem Midnight,- byłem wyraźnie poirytowany tymi dziwnymi pytaniami z wcześniej, ale wypadało jednak odpowiedzieć, w sumie można było jej zaufać, nawzajem uratowaliśmy sobie tyłki kilkakrotnie i to wszystko w ciągu tak krótkiego czasu. Tylko trudno było mi jakkolwiek sformułować coś sensownego, ale wypadało spróbować chociaż

-Nie myślę o sobie nic, właściwie sam nie wiem, po prostu myślę o innych rzeczach, niż o mnie samemu, zmieniłbym raczej moje umiejętności, potrzebuje większej ilości treningów i możliwości normalnego funkcjonowania w dzień, chociaż bycie rasą nocnego wilka ma swoje plusy. Na temat mojej historii to powiem tyle: opłakiwanie przeszłości to marnowanie teraźniejszości, staram się o niej nie myśleć. Wolę wadery-zaczynają się te cholernie dziwne pytania, na które wolałem raczej nie odpowiadać, ale moją towarzyszkę wyraźnie je zainteresowały- co będzie, to będzie, nie planuje zajmowania się rodziną, partnerki nigdy nie posiadałem, tylko by mnie spowalniała,-a tutaj jeszcze ciekawsze- jak wspominałem, wolę się skupiać obecnie na innych sprawach, które bardziej poprowadzą moją przyszłość, moce posiadam od wieku 6 miesięcy, uczono mnie ich używać, tylko sam proces trwał dość długo, a później sam musiałem się douczać, aby przypadkiem nie teleportować się, gdzie popadnie. Darem od bogów? Właściwie sam nie wiem, z Luną kilka razy rozmawiałem, jednak nigdy nie słyszałem, jak gdyby ona miała mi przekazać magię, którą obecnie używam, mogła mi przekazać pewnie szósty zmysł, który pomaga mi niezmiernie podczas walki, tylko moje umiejętności są dalej na zbyt niskim poziomie, aby efektywnie go używać.-powiedziałem tak naprawdę jednym ciągiem, wolałem szybko to z siebie wykrztusić, niż męczyć się z tym i ciągle mówić. Wadera wydała się niezbyt zadowolona z moich odpowiedzi, ale co mogłem jej poradzić, przecież wszystkiego jej o sobie nie powiem, rozumiem, że jesteśmy już w dość dobrych relacjach, ale moich tajemnic jeszcze nikomu nie wyjawiałem i obecnie nie zamierzałem tego robić, chociaż zapewne dowiedziała się trochę więcej, niż chciałem, ponieważ jej umiejętność czytania w myślach dawała jej duże pole do popisu, a blokowanie jej wchodzenia do mojego umysłu nie było łatwym zadaniem. Starałem się oczywiście, jak mogłem, jednak nie wszystko jest takie proste, właściwie nic nie jest proste w życiu, tak ja to postrzegałem.

 

-Dobra, to czas do alfy, chodź-stwierdziła Red po dłuższej ciszy i machnęła łapą, abym podążał za nią. W sumie wypadało jakoś poznać się tutaj, od samego początku przebywania nikt oprócz czarno-czerwonej wadery nie wiedziałem o mojej obecności na terenach watahy. Nie było to dla mnie jakąś nowością, były takie czasy, kiedy mieszkałem tuż obok Alphy, a on sam nie wiedział o mojej obecności, moje sztuki kamuflażu przydały się przynajmniej na przetrwanie takiej srogiej zimy. Czasem kradłem mu jedzenie, będąc niewidzialnym, to widok jego pyska po tym, jak zniknęła mu połowa sarny, była komiczna, chociaż adekwatna do sytuacji, w jakiej się znajdował. W pewnym momencie ktoś mnie wykrył, to po prostu wziąłem co mogłem i zwiałem stamtąd, co zakończyło się wyczerpującą ucieczką oraz krwawą walką. Trudno, taki już był los, silniejszy wygrywał, a siła jest w grupie, której obecnie nie posiadałem, a dzisiaj mogło stać się coś innego, wreszcie znajdę watahę, w której będę się czuł jak w domu, to dawało mi otuchy i siły do działania. Nie mogłem przepuścić takiej okazji, nawet poznałem jedno ich członka, który okazał się niezbędny podczas kilku walk i uratował mi życie. Tak dokładnie ona, Red Dust, dość osobliwe imię, sam wygląd wskazywał na szczeniaka, jednak umiejętności, które posiadała, przeganiały niejednego dorosłego basiora, tylko koszt, jaki ponosiła tych mocy, był ogromny. Przeszła przez tyle cierpień, jeszcze spotkaliśmy jej byłego towarzysza, który kontrolowany przez jakieś dziwne moce próbował nas zabić, wszystko to było straszne i podziwiałem, że tak sobie dobrze z tym poradziła. Przechodziliśmy właśnie obok rzeki, do której pierwszy raz mnie wrzuciła, co sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech, który szybką zakryłem żelazną miną, na szczęście red niczego nie zauważyła. Nie lubiłem się uśmiechać, szczególnie pokazywać innym jak to robię, jestem wilkiem samotnikiem, który zawsze ma ten sam wyraz twarzy, tylko tak zabawne wspomnienia powodowały taki odruch, który pamiętałem jedynie za szczeniaka. Właściwie wspomnień z dzieciństwa nie posiadałem wiele, jakieś przebłyski z moim ojcem się zachowały oraz z moim nauczycielem, który był dla mnie ogromną podporą, gdy taty nie było. Chciałbym przynajmniej spotkać go jeszcze raz, pogadać o wszystkim, jak to robiliśmy w dzieciństwie, poczułbym się jeszcze beztrosko jak za młodu, teraz to zostało mi tylko wypatrywanie zagrożeń i dbanie o samego siebie. Chociaż teraz odrobinę się zmieni, przecież zamierzam dołączyć do watahy, która posiada ogromne tereny i zapewne mocnych członków, którzy bez problemu ją obronią w trakcie jakiegokolwiek zagrożenia. Może uda mi się dostać fuchę dla samotnika, może zwiadowca? Teleportacja, niewidzialność, kamuflaż, ataki z ukrycia, wszystko to było moją specjalnością i jedynymi umiejętnościami, chociaż nie doliczyłem jeszcze obsługi sztyletu, który opanowałem do niezłego poziomu, jednakże dalej miałem problem z odpowiednim jego używaniem. Myślę, że tutaj zdołam dojść do perfekcji i wreszcie zrobić tak, aby mój ojciec był ze mnie dumny, sam przecież trudnił się w tym samym, tylko on był zabójcą na zlecenie, co oczywiście prowadziło czasem do konfliktów, gdy ktoś rozpoznał, kim byłem synem, które nie kończyły się dobrze. Tego również nie zamierzałem powiedzieć red, dużo by zmieniło, gdyby się dowiedziała, skąd mam takie geny oraz kto mnie uczył walki, oraz przetrwania. Chociaż myślę, że już nie żyje, taką miał pracę, gdzie najmniejszy błąd kończył się w bardzo zły sposób, miałem nadzieję, że nie skończę tak samo, przecież miałem przed sobą jeszcze całe życie, które chciałem odpowiednio wykorzystać. Niestety, narzędzie, które miało mi posłużyć do osiągnięcia tego celu, uległo zniszczeniu, podczas przechodzenia przez Skaliste Góry wzięcie go łapy spowodowało jego rozpad w suchy pył, znałem oczywiście powód. Magiczne ostrze tego typu, które używało run, aby wysysać energię życiową właściciela i wykorzystywać ją do emanowania magią, gdy jego właściciel tracił wszelkie życie, ulegał zniszczeniu. To by mówiło, że basior przeżył upadek i umarł dopiero po kilku godzinach, jednak był twardszy, niż myślałem, to mnie zaskoczyło. Miałem nadzieję, że coś dostanę w zamian podczas dołączenia, lub będę musiał coś zapłacić za najzwyklejszy sztylet, który i tak mógł stać się zabójczą bronią w moich rękach, ja już o to zadbam. Tak też stanęliśmy przed wrotami jaskini Alphy, gdzie załatwiliśmy wszelkie sprawy. Wadera Alessa okazała się bardzo stanowcza i posiadać mocny temperament, co idealnie odzwierciedlało, jak powinien wyglądać „właściciel” watahy. Jej oko do wielu szczegółów było łatwe do zauważenia, już na wstępie zadawała dość krótkie, aczkolwiek konkretne pytania i po kilkudziesięciu zdaniach dostał zgodę i zostałem „powitany” w watasze. Czyli to było tyle, wreszcie udało mi się zrobić coś tak szybko, co nie mogłem dokonać przez tyle lat. Sam nie wiedziałem jak na to patrzeć, na pewno musiałem się z tym przespać, od razu po wyjściu z groty teleportowałem się do mojego leża i ułożyłem się wygodnie do snu. Chciałem na razie zostać sam, przemyśleć moją obecną sytuację i to, co zamierzam niedługo zrobić, czyli przyczynić się wreszcie do czegoś, stać się kimś.

 

Tylko jak?

 

 

KONIEC