Chociaż byłam zła na Jake'a za głupi żart, widząc jego reakcję i czując jego łapę dotykającą mojego pyszczka nie mogłam się nie zarumienić. Przed chwilą patrzał mi w oczy, a teraz odwrócił wzrok. Szczerze mówiąc, dziwnie się zachowywał, ale mimo wszystko był uroczy. Fajnie się z nim rozmawiało. Ale zimna woda już fajna nie była, więc bardzo szybko podpłynęłam do brzegu i wyskoczyłam. Moje futro od razu stanęło dęba, a ja sama zaczęłam się trząść. Wytrzepałam wodę z futra, ale niewiele to pomogło. Usiadłam więc, patrząc złowieszczo na basiora. On uśmiechnął się uroczo, łobuziarsko i też wyszedł z wody, otrzepując futro.
- Zimno mi - poskarżyłam się. Kąpiel zimą wcale nie jest dobrym pomysłem.
- Taa, mi też - zgodził się Jake. - Mam pomysł, jak się ogrzać, ale nie wiem, czy ci się spodoba.
- Dajesz - dodałam mu otuchy.
Basior podszedł do mnie i niepewnie objął łapami, po czym przytulił do swojej klatki piersiowej. Czułam, jak pomidorowo czerwony rumieniec wstępuje mi na policzki, ale przynajmniej faktycznie zrobiło mi się cieplej. W sumie gdy tak siedzieliśmy zrobiło się całkiem przyjemnie. Słyszałam przyspieszone bicie brązowego wilka i od tego jeszcze bardziej się zarumieniłam. W końcu nie wytrzymałam presji i odsunęłam się od Jake'a.
- Dziękuję... - wyszeptałam cicho, chowając swojego buraka pod włosami.
- Nie ma sprawy.
Z jakiegoś powodu ton głosu basiora wydał mi się niezwykle miły... I chyba powabny? Cokolwiek to było, przez to zarumieniłam się jeszcze bardziej. Chciałam odwrócić głowę, ale Jake złapał mnie za pyszczek i przysunął do siebie. Odgarnął włosy z mojej twarzy, a wtedy mimowolnie spojrzałam mu w oczy, znowu. To już któryś raz podczas tego spotkania i i tak nie mogłam się napatrzeć. Może po prostu lubiłam patrzeć w cudze oczy, w końcu oczy to zwierciadła duszy, a przynajmniej tak mówią. A może... Może coś widziałam w tym basiorze. Ale na razie nie dało się stwierdzić, więc traktowałam to dosyć chłodno. Znowu się od niego odsunęłam, z kolejnym burakiem, ale tym razem go nie chowałam.
- Twoje polowanie na ryby coś nie wyszło - skomentowałam całą tą sprawę. Jake się po prostu zaśmiał.
- Ta... Nie zawsze wszystko wychodzi. Ale kiedyś upoluję tą rybę, zobaczysz!
Sama parsknęłam śmiechem. Ten basior był naprawdę uroczy.
- Wierzę ci, wierzę. Jestem pewna, że ci się uda.
Uśmiechnęłam się do niego, a on uśmiechnął się do mnie. O dziwo czułam się całkiem swobodnie w towarzystwie Jake'a, a on chyba czuł się swobodnie przy mnie. Co prawda nie chciałam się narzucać tą znajomością, ale w sumie on nie wydawał się zniecierpliwiony. Postanowiłam się jednak dyskretnie upewnić.
- Hej, Jake... Chciałbyś porobić coś jeszcze? Masz jakieś pomysły? - zapytałam i poczekałam na odpowiedź.
>Jake?<