Hm?-Już zachód Słońca?-stwierdziłem po zanikających już promieniach, które i tak ledwo dostawały się do mojej jaskini. Właściwie to nie mojej, właściciel zniknął w dziwnych okolicznościach i do tej pory nie wrócił, co jak najbardziej mi pasowało. Mieszkanie pod dużymi drzewami i śnieżnymi zaspami nie jest zbyt wygodne, a tym bardziej jestem wystawiony na ataki innych zwierząt. W trakcie snu trudno się jakkolwiek bronić, tak też moc kamuflażu, działająca również podczas snu, jest niezwykle użyteczna. Pozwalała na jakieś tam poczucie bezpieczeństwa. Ostatnim razem prawie złapał mnie jakiś wilk, któremu nie specjalnie podobała się moja obecność w jego lesie, co skończyło się na tym, że uciekałem, na wpół jeszcze śpiąc. Wtedy też stwierdziłem, że niewidzialność działa niezbyt dobrze na śniegu. W sumie mogłem się tego spodziewać, tak też opanowałem technikę płytkiego snu, bardzo przydatna, zwłaszcza w koczowniczym trybie życia.
Wracając do rzeczywistości, trafiłem na moment, w którym ostatnie promyki Słońca znikały za linie chmur, co stanowiło dla mnie zielone światło do polowań, żołądek również domagał się jakiejkolwiek atencji. Wychodząc z jaskini, trafiłem na delikatne opady śniegu, co znacznie ułatwiało mi zadanie, w śnieżyce musiałbym odczekać cenne godziny, które trwałyby wieczność, a w dzień żadne poszukiwanie pożywienia nie jest w moim guście. Nie lubię polować w świetle, w pełni sił jestem jedynie w nocy i wtedy najlepiej działają moje moce magiczne i umiejętności polowań. Spojrzałem na gwiazdy i wytyczyłem sobie trasę zgodną z wcześniejszymi założeniami. Kierowałem, aby dotrzeć na tereny z większą ilością pożywienia i zwierzyny, na zostawionych w tyle obszarach znalezienie jakiegokolwiek zwierzęcia graniczyło z cudem, samo złapanie czegoś w tym śniegu jest czasem niezwykle trudne, a gałęzie, na które często się teleportuje, są niezwykle śliskie i większość jest zamarznięta, co dość utrudniało pozostanie na niej przez dłuższy czas. Tak też użyteczny staje się mój sztylet, który noszę przy sobie. Nie należy do najlepszych, ale nie jest też taki zły, czy też tępy. Spełnia swoje zadanie, więc nie ma co narzekać. Zwłaszcza że nie należy do mnie, nawet nie pamiętam zbytnio, komu go ukradłem. Starczy mi to, że nie był zbyt zadowolony, gdy z nim uciekłem, a on bezradny patrzył, jak przenoszę się kilometr dalej. Musiał mieć ciekawy wyraz twarzy. Właśnie jestem na polowaniu, czasem za bardzo się zamyślam, tylko że tu nic nie widać, ale, z mojej lewej zacząłem czuć słodki zapach krwi, najprawdopodobniej jelenia. Bez większego namyślenia zacząłem biec w tamtą stronę, co jakiś czas używając teleportacji, aby dostać się tam szybciej, niż reszta zwierząt. Nie mam pojęcia, jakie zwierzęta tutaj żyją. Spotkania z niedźwiedziem na pewno sobie nie życzę, drugi raz raczej nie uda mi się uciec. Tak też po chwili pomiędzy mną, a rannym zwierzęciem odległość wynosiła około dwudziestu metrów. Ranny jeleń, tak jak przeczuwałem. Stado zostawiło go, zapewne z powodu ran wyrządzonych przez… strzały? Czyżby kłusownicy dostali się na te tereny? Też żadnego wokół nie wyczuwałem, tak naprawdę niczego, oprócz krwi owego ssaka. Obrażenia wskazywały na początkujących łowców. Głównie trafienia w ciało, jedno bardzo serca, drugie utkwiło w szyi zwierzęcia. Najprawdopodobniej bardzo cierpiało, klatka piersiowa ledwie się unosiła, a samo miało już problemy z utrzymaniem się na nogach. Była to robota wykonana nieźle, tylko brakowało precyzyjnych strzałów w punkty witalne. Postanowiłem zakończyć dzieło kogoś innego i teleportując się nad głowę jelenia, wykonałem precyzyjne cięcie w szyje, przecinając całą tętnicę szyjną. Oczywiście ssakowi nie spodobało się moje działanie i po wyjęciu ostrza oberwałem z rogów, zasłaniając się w ostatniej chwili sztyletem, który złamał się w pół i razem z rękojeścią poleciałem na ziemię, uderzając całym ciężarem w puszysty śnieg. Przyjął on większość uderzenia, jednak pozostałą odczułem boleśnie na moim ciele. W odróżnieniu ode mnie, jeleń już opadł na ziemię i położył się nieżywy. Wstałem, otrzepując się ze śniegu i podszedłem do nieżywego ssaka. Oderwałem strzały osadzone w jego ciele. Dość ostre i dobrze zrobione, robota najpewniej jakiegoś wilka. Tylko gdzie on teraz jest?
-Gdzie ten jeleń pobiegł?-usłyszałem krzyk, jakoby na zawołanie.- Powinien gdzieś tutaj być-dopowiedział basior i dwa wilki biegły w moją stronę. Przeteleportowałem się na pobliskie drzewo i zakamuflowałem się pomiędzy gałęziami, przybierając odpowiednią pozycję, którą niemożliwe było utrzymanie przez długi czas. Lód powodował, że nawet moje pazury ślizgały się po nich.
-Mamy to!-usłyszałem krzyk radosnego łowcy, który z dumą patrzył na swoją zwierzynę. Gdyby nie pełnia księżyca mógłbym bez problemu uciec, tak to nie możliwe jest ucieczka bez zbędnego hałasu.
Tylko.., co to za sztylet?-jeden z nich podniósł połamane ostrze. Wpadłem, zapomniałem o nim, będąc głodny i nie mogąc się powstrzymać.
Niestety, moja prawa łapa posunęła zbyt bardzo od gałęzi i wysłałem sopel lodu prosto na odsłonięty korzeń drzewa. Obaj zerwali się niemal natychmiastowo, a ja przeteleportowałem się dalej, prosto na śnieg. Od razu mnie zauważyli i zaczęli krzyczeć, żebym się zatrzymał, ale nie słuchałem i dalej biegłem. Nie mogłem pozwolić, aby mnie złapali, źle by się to dla mnie skończyło. Uciekałem dalej przez narastającą śnieżycę, która uniemożliwiała mi jakikolwiek widok. Ratunkiem okazała się jakaś jaskinia, do której trafiłem całkowicie przypadkiem. Światło z niej emanujące przyciągnęło mnie i wskoczyłem do środka. Wyglądała na zamieszkałą, gdzieniegdzie widziałem ślady śniegu w środku, co oczywiście nie przeszkadzało mi w obecnej sytuacji, ponieważ mocą teleportacji potrafiłem się schować gdziekolwiek, tylko oczywiście nie na śniegu. Przeniosłem się na pobliską półkę i użyłem niewidzialności, aby nikt mnie nie wykrył. Niestety, ktoś już zauważył moją obecność…
C.D.N.
<Chętny/a?>