Dzisiejszy dzień miał być przeznaczony na trening. Chciałam potrenować z Romanie techniki polowania, w którym wcale nie byłam dobra. Miałyśmy poćwiczyć łapanie saren, żeby później zapolować na jelenia. Nie mogłam się już doczekać.
Znalazłam Romanie w jej legowisku w Jaskini Przejścia. Już była gotowa na wyjście, więc od razu poszłyśmy do lasu.
- A więc, jaka jest taktyka? - zapytałam, cała w skowronkach.
- Na sarny i jelenie najłatwiej poluje się z innymi wilkami - odpowiedziała moja przyjaciółka. - Jedna z nas zakradnie się od tyłu i spłoszy ofiarę w odpowiednim kierunku. Druga się rzuci od przodu.
- Okej! - odparłam entuzjastycznie.
- Potem pokażę ci, jak polować samej.
- Okej!
Krążyłyśmy po lesie, polując według instrukcji Romanie, ale nic nie złapałyśmy. W końcu Roma złapała na drzewie (na drzewie!) dwa duże ptaki i to je zjadłyśmy.
- Nie umiem polować - zasmuciłam się.
- Nie martw się, kiedyś się nauczysz - pocieszała mnie wadera.
Nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Nie przypominał w ogóle dźwięków lasu. Ciągnął się cały czas, aż w końcu zapytałam o niego swoją towarzyszkę.
- Ty też to słyszysz?
- To buczenie? Myślałam, że to tylko w mojej głowie.
Wstałyśmy od posiłku i poszłyśmy to sprawdzić. Kierowałyśmy się tylko słuchem, bo nasze nosy niczego nie wyczuwały. W końcu po jakimś czasie wędrowania znalazłyśmy źródło dźwięku. Był nim bardzo duży łuk zrobiony ze światła, który w leśnej scenerii bardzo źle wyglądał. Nienaturalnie i obco, a tym samym groźnie. Warknęłam ostrzegawczo, co Romanie od razu wyśmiała.
- Wątpię, żeby na coś martwego to zadziałało.
- Oj tam, nigdy nie wiesz - broniłam się. Przyjrzałam się bliżej tej świecącej rzeczy. - Co o tym myślisz? - zapytałam.
- Myślę, że nie powinnyśmy się do tego zbliżać.
- Ale... Jest takie ładne... - wyszeptałam i wbrew zakazom drugiej wadery podeszłam i dotknęłam tego łuku.
Nagle świat wokół mnie zrobił się bardzo kolorowy. Gdy rozejrzałam się dookoła, zauważyłam, że jestem zupełnie gdzie indziej, a Romanie ze mną nie ma.
>Romanie?<