· 

Zaginięcie [Część #6]

Szliśmy wzdłuż rzeki już kolejną godzinę. W mojej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa Ketosa, których mimo usilnych starań nie mogłam sobie wybić z głowy. To wszystko, co powiedział tuż przed tym, jak mieliśmy się rozdzielić oraz moment, gdy nazwał mnie „piękną". Jeszcze nigdy od nikogo czegoś takiego nie usłyszałam... A może on tylko żartował i biorę jego słowa zbyt do serca?

 

Mimo wciąż powtarzanych przez mój umysł wątpliwości nie mogłam już dłużej udawać, że Ketos jest dla mnie tylko przyjacielem i byłym uczniem. Już od samego początku naszej podróży zdążyłam zauważyć, jak bardzo się zmienił i zmężniał. Był zupełnie inny niż to szczenię, którym się zajmowałam na samym początku. Teraz ja też patrzyłam na niego inaczej, nie jak na młodzika, a jak na w pełni dorosłego basiora. Czułam się przy nim tak bezpiecznie, jak nigdy przy nikim innym. Odkąd ruszyliśmy na tę przygodę, minęło też trochę czasu, zdążyłam poznać go lepiej, jego cechy charakteru, to jak patrzy na niektóre sprawy, jakie ma podejście do życia i... chyba się zakochałam...

 

To uczucie do tej pory nie było mi znane. W watasze jest wiele basiorów, których szczerze lubię, ale zawsze była to jedynie przyjaźń, lub miłość na zasadzie „brat, siostra” i nic poza tym. Sposób, w jaki lubiłam Ketosa był zupełnie inny, to było oczywiste. Jego obecność sprawiała, że czułam motyle w brzuchu. Zauważyłam też, że coraz częściej miałam ochotę wtulić się w jego gęste, ciemne futro i usłyszeć bicie jego serca. Chciałam być jak najbliżej niego.

To było zupełnie nowe odczucie, nigdy nawet nie myślałam, że mogłabym kogoś pokochać w taki... romantyczny sposób. Zaczęłam się zastanawiać, co on może o mnie myśleć? Czy również widzi we mnie bratnią duszę? Kogoś przy kim czuje się dobrze? Czy może jednak... po powrocie do domu oboje wrócimy do swoich zajęć, nie zamieniając ani słowa jak gdyby nigdy nic? Ta myśl sama w sobie sprawiła, że poczułam jak jeży mi się sierść na grzbiecie. Zdałam sobie sprawę, że teraz nie byłabym w stanie uleczyć się z tego, co poczułam. Przez dosłownie ułamek sekundy byłam gotowa mu nawet to powiedzieć, ale wtedy stchórzyłam. Na Wenus, przecież on jest synem samej boginki Ereny i przyszłym pierwszym alfą. Co powiedziałaby Alessa, gdyby słyszała teraz moje myśli? Nie wspominając o tym, że nie uważam, żebym miała u niego jakiekolwiek szanse. Muszę, chociaż spróbować zapomnieć o swoich uczuciach i skupić się na naszej misji.

 

Z tym właśnie postanowieniem dalej brnęłam wraz z moim towarzyszem przed siebie. Z czasem czułam coraz większy ból mięśni i ogólne wyczerpanie. Krążyliśmy tutaj już bardzo długo, a od początku naszej wyprawy właściwie oboje nie jedliśmy i nie spaliśmy. Wyglądało na to, że zaczynałam powoli odczuwać tego konsekwencje, co niestety było po mnie widać.

 

-Jesteś zmęczona? -spytał Ketos nagle się zatrzymując.

-Trochę... ale mogę iść dalej -uśmiechnęłam się, próbując ukryć mój rzeczywisty stan.

 

Ket rozejrzał się po wciąż rozjaśnionej krainie.

 

-Teraz na zewnątrz powinien być środek nocy... -stwierdził. Wyglądało na to, że sam nie był do końca pewny, w końcu zaginęła ta odpowiedzialna właśnie za noc w naszej krainie -Musimy zrobić postój, żebyś mogła odpocząć.

-Nie możemy... Co będzie z Luną...? -wyszeptałam zmęczonym głosem.

-Nie uratujesz jej, jeśli nie będziesz w pełni sił -rzekł z wyraźną troską w głosie, po czym się o mnie otarł, a ja poczułam, jak moje serce przyśpiesza -Chodź, znajdziemy jakieś przytulne miejsce -powiedział, po czym ruszył przed siebie, a ja bez dalszych protestów podążyłam za nim.

 

Odeszliśmy ledwie kilka metrów od rzeki, wzdłuż której wcześniej podążaliśmy, aż dotarliśmy do potężnego drzewa, takiego jak setki innych drzew znajdujących się w okolicy. To mi przypomniało, że wciąż krążymy w iluzji wykonanej zapewne przez naszego przeciwnika. To był kolejny powód, dla którego nie powinniśmy się zatrzymywać.W tym miejscu nie było bezpiecznie...

 

-Tutaj będzie dobrze -Ketos uśmiechnął się, po czym ułożył się w cieniu, jaki rzucała ogromna korona starego dębu. Poszłam jego śladem skuszona wizją, chociaż kilkuminutowej drzemki i położyłam się długość lisa od niego. Wtedy oparłam głowę na przednich łapach, lecz mimo zmęczenia i tak czułam, że nie dam rady zasnąć. Ta kraina przyprawiała mnie o dreszcze. Owszem, była piękna, ale w jakiś... nienaturalny sposób, jakby wszystko wokół było sztuczne, a byle zając zmieniał się w obrzydliwą maszkarę za każdym razem, gdy odwrócisz od niego wzrok. Nagle coś mnie tknęło. Tak jak, wtedy gdy odważyłam się polizać Ketosa po policzku.

 

-Ketos czy... ja mogłabym... -zaczęłam nieśmiało.

-Tak? -basior od razu postawił uszy i spojrzał na mnie wyraźnie zaciekawiony.

-To miejsce... niepokoi mnie... mogłabym położyć się bliżej ciebie? -spytałam maksymalnie przyciszonym głosem.

-Pewnie! -Ketos od razu się do mnie uśmiechnął, a nawet byłam w stanie dostrzec, jak wesoło poruszył ogonem.

 

Szczęśliwa podniosłam się i sennym krokiem podeszłam bliżej. Gdy położyłam się przy nim, nieśmiało ułożyłam głowę na jego boku, wtulając się w puszystą, granatową sierść. Jego ciepło przeszło na moje ciało, ale mimo że jestem wilkiem lodu, było to dla mnie niewiarygodnie przyjemne. Wtedy klejącymi się ze zmęczenia oczami dostrzegłam, że Ket wciąż leży z głową podniesioną czujnie do góry, obserwując całą okolicę. Basior wyraźnie dostrzegł moje pytające spojrzenie.

 

-Nie martw się, ja nie jestem zmęczony. Będę pilnował czy jest bezpiecznie, póki regenerujesz siły, okej? - Byłam zbyt zmęczona, by jakkolwiek zaprotestować i również kazać mu wypocząć dlatego jedynie odburknęłam w cichej odpowiedzi i przymknęłam powieki. Po paru sekundach byłam już w królestwie wilków snu.

 

Nie byłam w stanie niczego dostrzec poza ciemnością. Jednak nie wiem dlaczego, dobrze zdawałam sobie sprawę, że właśnie znajduję się we własnym śnie. Niczego nie widziałam, mogłam jedynie wyczuć dobrze mi znany zapach mojego kompana podróży oraz usłyszeć delikatny głos niosący się echem. Dźwięk z każdą chwilą narastał, aż w końcu dałam radę usłyszeć jakieś słowa w zupełnie obcym dla mnie języku. One nie brzmiały nawet jakkolwiek naturalnie, a jedynie jak jakiś bełkot bez ładu i składu.

 

"καιρό πολύ από πριν έπεσε που αυτό και φεγγάρι το βρουν Θα. αλήθεια την γνωρίζουν να μπορούν μαζί Μόνο. ενότητα δημιουργούν άνεμος ο και χάος Το"

 

Ta istota w mojej głowie wypowiadała te zdanie w kółko i w kółko. Jednak robiła to takim spokojnym tonem, że odniosłam wrażenie, że próbuje mnie pocieszyć lub podnieść na duchu. Wtedy poczułam ogarniający mnie spokój.

 

 

C.D.N.

 

<Ketos? Przepraszam, że właściwie w ogóle nie ruszyliśmy do przodu, jeśli chodzi o poszukiwania Luny ;-; <3 mam nadzieję, że mimo to ci się spodoba>