Choć większość stała na granicy obozu i obserwowała uciekających wojowników Watahy Ognia, Skygge oraz parę innych wilków stali nad leżącym przywódcą. Brązowe futro Krone'a było splamione ciemną krwią. Zielone niczym trawa ślepia basiora potoczyły się po wszystkich obecnych, aż w końcu zatrzymały się na dwóch basiorów stojących obok siebie. Jeden był czarny, drugi zaś-jasno szary.
Skygge i Urt stali ramię w ramię, patrząc ze zgrozą w umierającego starca. Rana na jego brzuchu dziwnie pociemniała, przybierając ohydny, szkarłatny odcień.
-Sky...ge-zacharczał Krone, a jego zastępca natychmiast postawił uszy na sztorc.
-Tak?!
-Ja... odejdę. W świat, którego nikt z nas, żywych...-kaszlnął.-... nie zna.
Wszyscy siedzieli cicho w ponurym milczeniu, wsłuchując się w ostatnie słowa Krone'a. Każdy wiedział, że lada chwila umrze. Nie było już dla niego ratunku. Basior kontynuował.
-Dziś... stoczyliśmy bitwę... którą wygraliśmy. Wataha Ognia nigdy nie zapomni o naszej... determinacji-każdy wyraz wymawiał powoli i dokładnie.-Skygge. Jeszcze dziś mój duch... zniknie stąd. To ty obejmiesz moje obowiązki.
Czarny wilk miał poważny wyraz pyska. Niebieskie ślepia bez ruchu wpatrywały się w umierającego.
-Wiem-oznajmił krótko.-dam z siebie wszystko.
Krone pokręcił pyskiem, przecząc.
-Nie...-wymamrotał.-,,Wszystko" to za mało. Musisz... być silny... ale nie poważny. Pozwól emocjom stopić swoje serce... jednak nie dopuść, by tobą zawładnęły. Każda zwierzyna to dar od bogów. Dziękuj przodkom za ich... dary. Przyjacielem jest każdy... kto będzie przy tobie.
Wilki, które dotychczas odprowadzały wrogów wzrokiem, otoczyły Urta, Krone'a oraz Skygge'a ciasnym kręgiem. Spóźnili się jednak, bo chociaż nastawiali czujnie uszu, nie mogli wyłapać słów przywódcy. Każde jego zdanie powoli zmieniało się w szept.
-Ja nie rozumiem-jęknął czarnosierstny, schylając łeb w przepraszającym geście.-dam z siebie wszystko, ale mimo to nie wiem, czy dam radę.
Przywódca wytrzeszczył nagle oczy, jakby usłyszał coś strasznego. Mokra sierść uniosła mu się nisko, jednak na tyle, by każdy zauważył jego przerażenie.
-Słuchaj mych słów!-warknął.-bowiem kiedyś je zrozumiesz, nie teraz. Jeśli je zigno... rujesz...-nabrał powietrza, siląc się na ostatni wysiłek.-czeka cię... dużo lat chwały i rządów. Później jednak nadejdzie ta, którą zraniłeś. Zabije cię.
(Autor obrazka: Właściciel wilka)
Powstanie... narodzi się w niej życie, gdy... ja... umr...-nagle jego słowa zamieniły się w niezrozumiały, straszny bełkot, a przywódca wniósł oczy ku niebu. Wykrzyknął coś niezrozumiale, zaczerpnął tchu...
...i nagle zamilkł, znieruchomiał, a wszystko co powiedział, w jednej chwili straciło sens.
C.D.N.