Skygge pokręcił pyskiem, starając się uporządkować chaotyczne myśli.
Ciągle wracał do ostatnich słów Krone'a. Chociaż nie miały żadnego sensu, basior miał niemiłe wrażenie, że dawny przywódca miał pojęcie, o czym mówił...
,,Nie"-stwierdził twardo, zaciskając kły.-,,to stek bzdur. Umysł starca zawładnęła śmierć. Nic dziwnego, że zaczął wygadywać niezrozumiałe rzeczy".
Niektórzy zaczęli płakać. Kładli się na mokrej od deszczu trawie i zatapiali nosy w futrze zmarłego. Skygge'a nie wzruszył ten widok. Musiał być silny, pokazać reszcie, jak potężnego władcę mają. Musiał--
,,Każdy zaczynał tak samo; nie wiedząc co ma robić ani jak się zachować. Z tobą będzie tak samo. Nie musisz bać się porażki czy swojej słabości".
Drgnął; zaskoczony i zły poderwał się na równe łapy. Dlaczego nagle przypomniały mu się te słowa? Przecież nie były mu wcale potrzebne! Nie potrzebował nikogo, aby władać Watahą Ziemi! Nikt nie zasługiwał na jego zaufanie!
Schylił łeb, powstrzymując warknięcie pełne irytacji. Skupił wzrok na swoich łapach. Prócz ziemi pełnej krwi i czarnych odłamków kamieni, pomiędzy jego pazurami zauważył białe owłosienie... niewątpliwie należało do kogoś z Watahy Ognia, ale w jednej chwili Skygge przypomniał sobie o kimś ważnym.
Blad!
,,Zapomniałem o szczeniakach!"-spiął się cały, gdy pomyślał o tym, jak bardzo musiała cierpieć jego partnerka. A on ją zostawił! Stał tutaj, jak głupiec, rozmyślając o swojej władzy. Co, jeżeli wróg niepostrzeżenie zakradł się do jaskini i ją zabił? Basior nie mógłby sobie tego wybaczyć; nic nie byłoby w stanie zaspokoić jego chęci zemsty.
-Zakopcie go-zwrócił uwagę pobratymców, szturchając pazurem ciało Krone'a.-obojętnie gdzie.
Niektórzy posłali mu zdziwione spojrzenia, inni otworzyli pyski w niemym sprzeciwie.
,,Dlaczego on go nie opłakuje?"- pewnie się zastanawiali, ale nowy przywódca nie miał czasu im tego tłumaczyć. Odwrócił się, po czym pognał do Blad. Poduszki ślizgały mu się na mokrej trawie, gdy pruł powietrze. Cały świat znikał, zmieniając się w szare smugi i bure plamy. Po łbie basiora przebiegały różne myśli i pytania.
Czy szczeniaki już przyszły na świat? Jak się czuje Blad? Czy żyje?
W końcu wypatrzył znajomą, małą grotkę. Przyśpieszył, zachwiał się na śliskim podłożu, ale nie zatrzymał się. Gdy wytężył słuch, wydawało mu się, że ktoś za nim goni. Obejrzał się; nikogo nie było. Zwykłe wyobrażenia. A jednak miał dziwne wrażenie, że ktoś depcze mu po ogonie, popędza i dyszy w kark. Gdy wpadł do jaskini, ledwo wyhamował i uniknął zderzenia z jakimś głazem.
-Blad!-wrzasnął i nie czekając na odpowiedź, ruszył na sam koniec jaskini.
Nim jego ślepia przyzwyczaiły się do panującej ciemności, już dawno był w stanie dostrzec kontury wadery. Leżała skulona, lecz jej boki poruszały się miarowo i spokojnie. Żyła!-Blad!-doskoczył do niej i spojrzał jej w oczy. Białe, zamglone ślepia wadery lśniły dumą.
-Udało mi się-wycharczała, ale w jej głosie zabrzmiała nutka smutku.
-Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?-obwąchał szybko jej ciało i liznął po pysku, by uspokoić ukochaną.
-Tak, jest dobrze-uśmiechnęła się słabo.-będę żyć. Tylko... spójrz. Uniosła pysk, pokazując czarne futro zwinięte pod jej szyją. Ciemne futro gdzieniegdzie ustępowało białym łatom. Skygge bez trudu odgadł, że to było jego dziecko.
,,Jakie małe!"-pomyślał z miłością, szturchając pyskiem zwinięte szczenię.-,,ma futro po mnie!". Nim jednak zdążył poczuć prawdziwą, ojcowską dumę, do jego nozdrzy dotarł ohydny, straszny odór...
-Niemożliwe.
...śmierci.
Nie wierząc własnym zmysłom, przyciągnął wilczka przed siebie, wywracając go na grzbiet. Małe oczka były zamknięte, a puszysty brzuszek trwał bez ruchu.
-O nie...-jęknął.-nie...
To była samiczka. Mała, szczupła główka niewątpliwie należała do waderki. Dlaczego umarła? Czemu nie żyła?
Uniósł smętne spojrzenie i wlepił wzrok z Blad.
-Przepraszam-pokręciła pyskiem.-wszystko wydawało się w porządku. Gdy się urodziła, żyła, ale potem... nie wiem. Leżała tak bezwładnie, wydawało mi się, że tylko odpoczywa... a tak naprawdę... umarła. Nawet nie wiem dlaczego. Czemu tak się stało? Czy to kara od bogów?-głos jej się załamał, więc przycisnęła pysk do martwego wilczka.
Skygge przytulił się do niej, liżąc jej lewy bark. Zdawało mu się, jakby ktoś przecinał mu serce ostrym szponem.
-Nie. Bogowie nie są aż tak surowi. To po prostu...-zabrakło mu słów. Co miał powiedzieć? Przecież nic nie wiedział o śmierci młódki. Jaki był powód jej zgonu?
Słowa wypowiedziane niedawno uderzyły go mocno, niczym szarżujący dzik.
,,Każdy z nas ma w sobie bezbronną istotę. Może jednak ją zmienić, trenując i stając się coraz silniejszym". Już wiedział. Zrozumiał.
-Ona... przegrała. Poległa, bo jej duch był zbyt słaby. To dlatego przebywała na świecie tak mało czasu.
Blad uniosła pysk, potrząsając nim, by pozbyć się łez spływających po jej futrze.
-Będziemy musieli ją zakopać. Wiem, że nie zdążyliśmy jej poznać, ale... sądzę, że warto byłoby jakoś ją nazwać.
Skygge uniósł się na chwilę, wpatrzony w nieżywe dziecko. Gdyby to od niego zależało, jak by ją nazwał?
-Może...-zaczął, na chwilę milknąc, by pozbierać myśli.-co powiesz na... Vind?
-Vind?-zdziwiła się wadera, podnosząc zaskoczone spojrzenie. Basior pośpieszył jej z wyjaśnieniem.
-Nieuchwytna niczym wiatr-jedno zdanie starczyło, by białosierstna wszystko zrozumiała.-uciekła, nim zdążyliśmy nacieszyć się jej życiem.
Wilczyca kiwnęła łbem, uśmiechając się z aprobatą.
-A... co z Watahą Ognia?-zmieniła temat.
Skygge usiadł, wciąż ze smutkiem wpatrzony w ciałko jego córki.
-Wygraliśmy-oznajmił, lecz jego myśli ciągle odbiegały w stronę Vind. To miało być jego pierwsze szczenię... czekał na nie z tak dużą niecierpliwością! Czy już nigdy nie będzie miał potomstwa? On, nowy przywódca Watahy Ziemi?
-Krone umarł.
-Umarł!-wilczyca nabrała powietrza, zaskoczona.-a więc to ty jesteś teraz przywódcą!
Basior niechętnie kiwnął łbem. Wyciągnął łapę i uniósł lekko powiekę Vind. Pod nią znajdowało się małe ślepię z błękitną, przywodzącą na myśl lód tęczówką.
,,Ona naprawdę była do mnie podobna!"-coś chwyciło go za gardło, uniemożliwiając prawidłowe mówienie. Cofnął łapę, a oko zamknęło się, wracając do poprzedniej pozycji. Samiczka wyglądała tak niewinnie... zupełnie jakby tylko zapadła w krótką drzemkę.
-Jest coś jeszcze...-mruknęła Blad, siląc się na uśmiech. Wilk posłał jej pytające spojrzenie. Powstrzymał warknięcie, gdy przez łeb przemknęła mu szybka, niekontrolowana myśl.
,,Kolejne martwe szczenię?".
Wadera przekręciła się lekko na bok, odsłaniając swój brzuch. Pomiędzy nim, a białymi łapami leżała mała kulka z potarganymi futrem. Mikroskopijny ogonek co jakiś czas poruszał się na boki, gdy za każdym razem dziecku udało się pociągnąć spory łyk mleka matki. Oczka były ledwo zauważalne, zmrużone, ale bez trudu dało się zauważyć się ich niezwykły kolor. Były całe zielone, lśniły szmaragdowym blaskiem. Choć wydawać by się mogło, że szczeniak nie ma źrenicy, było ją jednak widać-różniła się jednak kolorem od całego oka; miała nieco jaśniejszy odcień.
Skygge przypadł do ziemi i podsunął się lekko do swojego dziecka. Nie mógł wierzyć własnemu szczęściu: jednak będzie miał potomka! Powoli lustrował jego wygląd, oceniając, jak będzie sprawował się w przyszłości. Szczupły pysk-a więc wadera. Oczy były tego jednolitego koloru, więc trzeba będzie sprawdzić, czy młódka nie ma problemów ze wzrokiem. Słyszała raczej dobrze; wskazywały to uszy, ciągle kręcące i kładące się.
Zwrócił uwagę na jej pazurki: raz po raz wysuwały się i chowały, jakby waderka nie mogła się zdecydować, czy ich użyć czy nie. Liznął ją ostrożnie po łebku, napawając się cichymi piskami oburzenia. Stracił Vind, którą pokochał od samego wejrzenia... ale może ta waderka będzie tak samo obiecująca jak jej siostra?
-Jest śliczna-mruknął, siadając.-ma nietypowe oczy.
Jego partnerka kiwnęła pyskiem.
-Szczeniak Tigress, Blake, nareszcie będzie miał się z kimś bawić-wyglądała na zmęczoną, lecz tak naprawdę promieniała dumą. To było ich jedyne dziecko. Musieli zaopiekować się nim jak najlepiej.
Spojrzał na czarne szczenię i znowu poczuł, jakby coś rozrywało jego duszę. Nie może pozwolić, by waderka umarła. Musi stać się silna. Jak wojownik. Już on tego dopilnuje.
-Jak damy jej na imię?-zapytał silnie, obserwując szczeniaka chłeptającego pokarm. Do jego łba natychmiast trafiło parę pomysłów. Jej imię będzie musiało się wiązać z władzą oraz potęgą. Każdy je będzie znał. To będzie...
-Etria-oznajmiła poważnie Blad, układając się wygodniej na twardym podłożu.
-C-co?-wykrzyknął basior, wyrwany z rozmyśleń.
-Etria-powtórzyła wyraźniej wilczyca, z miłością spoglądając na swoje dziecko.-pasuje do niej, prawda?
Wilk syknął w myślach, rozdrażniony.
-Ta...zapewne. Co ono oznacza?-nigdy nie słyszał takiego imienia. Dlaczego Blad postanowiła je wybrać?
-Dzisiaj miała miejsce ważna walka. Umarły w niej dwa wilki: Krone i Vind-tłumaczyła powoli wilczyca, nie odrywając wzroku od szczeniaka.-były to dwa bardzo ważne wilki. Etria to określenie pochodzące ze starożytnego języka Watahy Żywiołów, gdy wszystkie plemiona tworzyły jedność.
-Ale co ono oznacza?-nie ustępował basior.
Blad w końcu uniosła wzrok.
-Ta, która przetrwała-oznajmiła.
Skygge prychnął, zdziwiony. Spodziewał się nieco lepszego imienia, ale, tak w sumie... to także mogło być.
,,Ta, która przetrwała"-powtórzył w myślach.-wstał i ruszył do wyjścia.
-Idę pochować Krone'a-skłamał na szybko i wyszedł na dwór. Serce zdawało mu się zamarzać i zastygać w piersi. Było to nieco uciążliwe, nieznane uczucie, jednak przywodziło na myśl powagę i siłę. Siła...
,,No tak..."-szedł przed siebie, nie wiedząc, w jakim kierunku zmierza. Jego myśli były wyjątkowo spójne i nie rozbiegały się na boki jak przerażone jelenie. Coś w nim było dziwnie niewzruszonego, jakby jego życie skamieniało i zmieniło się w chłodny głaz. Czuł jedynie jakąś dziwną ambicję, aby stać się silnym, potężnym i szanowanym. Oczywiście, jego córka nie będzie wcale od niego gorsza. Każdy będzie czuł przed nią trwogę.-,,nie będzie tak słaba, jak Vind. Stanie się wojowniczką na tyle sprytną, szybką i silną, że będzie w stanie zabić niedźwiedzia czy człowieka. Wataha Ognia już nigdy nie stanie nam na drodze!"-gdy tak maszerował ku lasowi, jego myśli coraz szybciej odbiegały w przyszłość. Pokonają każdego wroga, dla nikogo nie będzie ucieczki. Żaden się nie uratuje, a każdy popamięta potężną Watahą Ziemi! Etria... będzie musiała zdobyć władzę i wyrwać sobie szacunek z łap wrogów. Zrobi to. Nawet bogowie nie staną jej na drodze!
Szedł dalej, snując coraz to bardziej szalone plany. Gdy tak o nich myślał, wydawały mu się prawdziwe, zupełnie jakby miały stać się prawdą. Pochłonięty w marzeniach pełnych rządów, zupełnie zapomniał o Krone'u i jego ostatnich zdaniach. W rzeczywistości były czymś więcej niż niezrozumiałym bełkotem. Nic nieznaczące słowa w rzeczywistości były przepowiednią; zwiastunem zbliżającej się przyszłości oraz echem odległych wydarzeń.
(Autor obrazka: Właściciel wilka)
KONIEC