· 

Wicher tajemnic [Część #3]

-Dlaczego ją tam wysłałeś?! Dobrze wiesz, że wrota otwierają się tylko tym którzy mają w sobie, choć cząstkę wilka pogody, Alice nie jest jednym z nich, a jeśli jakimś cudem jest, to wytłumacz mi, skąd o tym wiesz? -oburzyła się Luna. Na jej pysku malowała się podejrzliwość.

-Z całym szacunkiem, ale to nie jest sprawa, w którą powinnaś się wtrącać Luno. To wszystko dotyczy tylko mnie i nikogo więcej -odpowiedział Faun nietypowym dla niego, zimnym głosem.

-Alice jest twoją córką, prawda? Przyznaj się, nie jestem głupia Faunie, gdyby nie była, nie miałbyś prawa wiedzieć o jej pochodzeniu.

Basior przez chwilę się zawahał.

-Tak, jestem jej ojcem, ale co to zmienia? Ona nie musi o tym wiedzieć -słysząc to, poczułam, jak moje serce pominęło jedno uderzenie.

-Właśnie że musi, ma do tego prawo. Chciałaby znać prawdę, a ja mam zamiar jej pomóc.

-Luno, na miłość Juny, odpuść i nie wtrącaj się więcej, jak raz powinnaś pozostać w cieniu, tak jak masz to w zwyczaju... -Faun spojrzał na boginkę niezadowolonym spojrzeniem. Wtedy nie wytrzymałam i w końcu wyszłam z ukrycia.

-To prawda? -spytałam, powoli podchodząc. Przez chwilę ujrzałam strach odbijający się w oczach bożka pogody.

-Tak... to prawda. Wolałem, żebyś się nigdy nie dowiedziała, chciałem uniknąć tej rozmowy -stwierdził.

-To niemożliwe! Nie pamiętam swojego ojca, ale jeden widok wyrył mi się w umyśle, jego ciemne, czarne futro, a twoje jest śnieżnobiałe. Nie możesz być moim ojcem! -podniosłam lekko głos, nie mogąc przyjąć do wiadomości tego, co właśnie usłyszałam. Chciałam to wyprzeć.

Faun spojrzał na mnie z obojętnością w oczach i nic nie mówiąc, po prostu się przemienił.

-To moja śmiertelna forma -poczułam, jak rozszerzają mi się oczy. Ta sierść, ta postura i błękitne ślepia. Poznam je wszędzie. Zupełnie nie przypominał siebie ze swojego boskiego wcielenia.

 

 

(Autor obrazka: Saimain)

 

-Moja mama... wie o tym? -spytałam, ledwo mogąc wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa.

-Nie, zna mnie tylko w tej wersji -odrzekł, ponownie zmieniając formę -ale wiedziała, że jestem wilkiem pogody. Jednak gdy odchodziłem, uznała, że nigdy nie powie ci o twojej rasie. Nie widziała takiej potrzeby poza tym i tak nie znała zaklęć ani umiejętności wilków pogody by móc cię ich nauczyć, a bardzo nie chciała, żebyś zaczęła się o mnie dopytywać.

-Dlaczego wysłałeś właśnie mnie do tej przeklętej katedry? Nie wolałeś sam tego zrobić, by uratować swój ogon? -spytałam, czując, że to wszystko nie trzyma się kupy.

-W całej watasze to ty jesteś jedyną mającą w sobie krew wilka pogody. Nie miałem wyjścia i musiałem cię tam wysłać, sam nie mam do katedry dostępu, a przecież nie skazałbym całej wilków burzy na zagładę -rzekł Faun.

-Alice...tak mi przykro -wtrąciła smutno Luna, widząc mój wyraz pyska i opuszczoną głowę. Dopiero wtedy dałam radę ją podnieść i spojrzeć Faunowi prosto w oczy.

-Ja nigdy cię nie potrzebowałam, lecz moja matka owszem. Czy ona nigdy cię nie obchodziła? -spytałam z żalem w głosie.

-To nie tak, ja naprawdę ją kochałem, po prostu... nie umiałem pokochać ciebie...

 

Te słowa zabolały, bardziej niż mogłabym sobie wyobrazić. Dlaczego takie zdanie od kogoś kogo praktycznie nie znam, wywołuje u mnie taki smutek?

 

-Gdy przyszłaś na świat, poczułem, że to nie jest ta rzeczywistość, w której chcę spędzić resztę życia, starałem się być dobrym rodzicem, ale po prostu nie umiałem, przerosło mnie to. Nie chciałem przyjąć do wiadomości, że jestem ojcem i do tej pory nie chcę. Nie bierz tego do siebie... ale nie widzę powodu, dla którego nasze życia miałyby się jakkolwiek zmienić, zważywszy na pokrewieństwo.

-Ja też nie widzę powodu, by cokolwiek miało się zmienić Faunie. Jedyne na czym mi zależy to to, by chronić moich bliskich -westchnęłam i w milczeniu odeszłam w swoją stronę. Nigdy nie chodziło mi o to, żeby zyskać z jego strony jakiekolwiek przywileje, a jedynie o to, by poznać prawdę, i dopięłam swego. Zdałam sobie sprawę, że nie czuję do niego żalu, jedynie było mi szkoda mojej matki, której byłoby o niebo łatwiej, gdyby miała w wychowywaniu mnie jakieś wsparcie.

 

Gnałam przed siebie, chcąc zostawić krainę bogów i swoją przeszłość daleko za sobą. Zdawałam sobie sprawę, że zwyczajnie jestem w szoku i muszę poczekać, aż moje emocje opadną, chciałam się skupić jedynie na mojej misji -dotarcie do katedry wilków pogody i odnalezienie artefaktu. Biegłam, dopóki nie usłyszałam znajomego głosu, lekko przygłuszonego przez dźwięki otaczającego mnie lasu.

 

-Alice! -Luna biegła w moją stronę, nawołując moje imię. Zatrzymałam się i obróciłam, chcąc wyjść jej naprzeciw.

-Chciałam... sprawdzić jak się czujesz... -zaczęła.

-Wiedziałaś o tym? -spytałam ze smutkiem.

-Nie, ale w momencie, w którym powiedziałaś mi, dokąd wysłał cię Faun, momentalnie skojarzyłam fakty. Dobrze wiesz, że nie zataiłabym tego przed tobą.

-Wiem...-rzekłam.

-Zapewne... jest ci bardzo ciężko...

-Nie zupełnie... po prostu muszę uspokoić emocje, sama rozumiesz, nie na co dzień dowiadujesz się, że masz w sobie boską krew...

-Rozumiem...-odpowiedziała jakby nie wiedząc co więcej powiedzieć.

-Ale wiesz, to wszystko, co się stało, dla mnie nic nie zmienia. Faun jest dla mnie kimś obcym i faktycznie nie czuję potrzeby, by to kiedykolwiek zmieniać, tym bardziej że on również tego nie chce. Jedyne, na co teraz liczę to to, że może uda mi się odkryć w przyszłości jakieś nowe umiejętności, które mogą mi pomóc w ochronie mojej ukochanej doliny burz. Może jakbym w końcu zaczęła na poważnie szlifować swoją magię, to kiedyś coś by mi się udało...

-Z pewnością ci się uda, wierzę w ciebie -Luna pogodnie się do mnie uśmiechnęła.

-Dziękuję ci, za wszystko -również odwzajemniłam uśmiech. W tamtym momencie poczułam z nią taką bliskość i wsparcie z jej strony. Pierwszy raz spojrzałam na nią nie tyle jak na odległą mi boginię, a jak na przyjaciółkę, z którą mogę o wszystkim porozmawiać.

 

 

C.D.N.