· 

Nieznany trop [Część #9]

- Alvar to Ty? – spytał basior, co dziwne w naszym języku.

- Znasz nasz język? – spytałam jednocześnie z moim towarzyszem.

- Wy głupiutkie wilki, ja znam ponad sto języków – powiedział z wyczuwalną nutą ironii. – Potrzebujecie broni upadłego boga wojny prawda? – mówiąc to, pogłaskał się po swojej długiej brodzie po czym odsunął od siebie Alvara.

- Skąd wiesz? – spytałam z niedowierzaniem.

- Kochaniutka, ja wiem wszystko – zaśmiał się po czym ruszył przed siebie. – Idziecie ze mną czy będziecie się tak gapić? – dodał po chwili obracając się do nas.

- Tak, już idziemy – rzucił Marston, który był równie zaskoczony co ja.

 

Zatem trafiliśmy na jakiegoś starca, który wie wszystko. Pytanie brzmi, czy można mu ufać? – zastanawiałam się nad tym. Bo czemu tak prosto miałby nam pomóc, z drugiej strony to przyjaciel Alvara więc z pewnością ten by nas nie oszukał. Wiele myśli krążyło w mojej głowie, podczas przejścia przez jaskinię, która swoją drogą była niezwykle piękna i olbrzymia. Mnóstwo kolorowych kryształów, które oświetlały nam drogę, mnóstwo korytarzy, między którymi stary wilk, przechodził niczym jakby znał je na pamięć, ciekawe czy faktycznie wie co znajduje się w każdym z nich. W końcu zatrzymaliśmy się przed mostem.

 

- Za tym mostem, znajdziecie świątynię upadłego boga wojny Horusa – rzekł starzec. – Niestety Alvar nie może iść tam z wami, widzicie do bram świątyni mogą wejść tylko wilki – dodał wyjaśniając nam sytuację.

- W proządku… Dziękujemy Ci… Emm… W sumie jak Ty się w ogóle nazywasz? – spytałam nagle, gdyż nie wiedziałam, jak się zwrócić do naszego sojusznika.

- Jestem Ninsun, nie musicie dziękować, robię to ze względu na Alvara, jest… a raczej był moim najlepszym przyjacielem, dopóki ten idiota Minios się nie zjawił… Zniszczył niemal wszystko, tak samo jak wy chce się na nim zemścić, dlatego wam pomagam. – wyjaśnił nam basior. Chyba nie sądziliście, że was lubię – dodał.

- Tak czy siak, dziękujemy – podziękował raz jeszcze Marston.

 

I tak zostawiając za sobą Alvara i Ninsuna, ruszyliśmy przed siebie. Ostrożnie stawialiśmy każdy krok, gdyż most był stary i spróchniały, widać było, że nikogo tu od wieków nie było. 

 

- Myślę, że Ninsun i tak nas polubił – powiedziałam przerywając ciszę i wciąż kierując się w stronę świątyni.

- Z tego co mówił, raczej w to wątpię – powiedział basior, trzymając się tuż za mną.

- Wiesz, zaufał nam, uważam, że przyjaciele Alvara są również jego – stwierdziłam, myśląc o naszym zadaniu.

- W sumie racja, ale tak czy siak, dalej nie sądzę, żeby nas lubił – Marston, twardo trzymał się swojego zdania.

- Niby ta…… - nie dane było mi dokończyć, bo jedna z belek mostu się pode mną załamała, a ja zawisnęłam nad przepaścią. 

- Alis! – krzyknął basior i podbiegł do mnie.

- Marston, ostrożnie to się zawali, jeśli tu staniesz…. – powiedziałam, widząc jak nietrwałe są deski, na których przed chwilą stanęłam.

- W takim razie zaryzykuje – mówiąc to basior podbiegł i podciągnął mnie po czym kazał biec przed siebie.

 

Belki mostu kolejno pękały i załamywały się pod naszym ciężarem, nie było mowy o cofnięciu się. Kiedy znaleźliśmy się tuż przed świątynią, byliśmy tak roztrzęsieni i zmęczeni, że nie byliśmy w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Dopiero kiedy nasze oddechy się wyrównały i stały się regularne, postanowiłam podziękować basiorowi.

 

- Dziękuje, za uratowanie – powiedziałam i podeszłam do basiora, po czym go polizałam po policzku.

- Nie… Nie… Ma sprawy, to była… Musiałem to zrobić – ledwo co się wysłowił, wyraźnie był zaskoczony moim gestem, ale ja uznałam, że to będzie stosowne podziękowanie dla niego.

- Cóż, trzeba iść dalej – rzekłam podchodząc do bram świątyni.

 

Basior przez chwilę stał nieruchomo, po czym do mnie dołączył, uśmiechając się do mnie. Wchodząc naszym oczom ukazała się plątanina korytarzy, zatem to co przed chwilą przeszliśmy było tylko rozgrzewką – pomyślałam. Następnie zaczęłam się zastanawiać, w którą stronę powinniśmy pójść, jedno jest pewne, nie powinniśmy się rozdzielać, to by było najgorszym pomysłem w tej sytuacji.

 

- Ja poszłabym w lewo – stwierdziłam widząc korytarz, w którym świeciło się więcej kamieni, niż w pozostałych.

- Myślisz, że to było by takie proste? – spytał basior. – Każdy wilk by poszedł do tego korytarza, gdzie jest najwięcej światła, myślę, że bóg wojny szukałby kogoś kto nie boi się ciemności – dodał.

- W sumie masz rację, czyli powinniśmy według tej logiki, iść tam, gdzie jest najmniej światła? – spytałam, dla pewności, że rozumiem teorię basiora.

- Wydaję mi się, że tak – zgodził się ze mną.

- Hmm… Poszukajmy czegoś czym będziemy zaznaczać sobie drogę powrotną – powiedziałam po czym zaczęłam się rozglądać po okolicy.

 

Na ziemi znalazłam trochę porwanego materiału i masę kości zwierząt, prawdopodobnie królików. Przywiązałam kawałek materiału do swojej talii, tworząc z niego woreczek, po czym umieściłam tam tyle kości, ile się zmieściło.

 

- Będziemy je zostawiać w każdym korytarzu, przy wejściach i wyjściach – wyjawiłam mój plan, gdyż basior dziwnie mi się przyglądał, gdy zbierałam kości.

- Genialne! – podsumował, po czym sam zrobił to samo, aby nam nie zabrakło kości. Miał trochę problem z zawiązaniem woreczka, więc mu pomogłam. Gdy skończyłam nasze spojrzenia się spotkały, aż łapy mi zmiękły, gdy zobaczyłam jego łagodne spojrzenie.  W dodatku jego błękitne oczy, przez chwilę nie mogłam się od tego oderwać, ale otrząsnęłam się i ruszyłam przed siebie.

 

W ciszy przeszliśmy przez korytarz. Jak się okazało Marston miał rację, przed nami znajdywały się kolejne tunele, tym razem z zagadką, był to dobry trop w takim razie. Na ziemi znajdował się olbrzymi zegar, oraz trzy tunele, wydawało się, że nie trzeba było go ruszać, bo przecież jest dalsza droga, ale uznaliśmy, że warto się przy nim zatrzymać.

 

- Jak myślisz, co trzeba z tym zrobić? – dopytywał Marston, widząc, że przyglądam się wskazówkom zegara w ziemi.

- Przydałby się tu Alvar, on by wiedział jaka data jest właściwa – stwierdziłam krótko, zastanawiając się nad tym po co, to tutaj jest.

- Hmm, a może tu nie chodzi o datę a godzinę – zastanowił się basior.

- Tak czy siak, jaka to może być godzina – zastanowiłam się również.

- Myślę, że może tu chodzić o wschód słońca, popatrz na te zacienione miejsce po prawej stronie – basior zwrócił uwagę na miejsce obok tuneli.

- Myślisz? – spytałam. Po czym ustawiłam zegar na czwartą nad ranem, gdyż wtedy wstawało słońce. Jednak nic się nie stało. – Hmm, chyba nie chodzi o to… - dodałam.

- Hmm, chyba, że…. – basior podszedł obok mnie i ustawił na zegarze szóstą rano. I wtedy, promienie słońca wpadły do świątyni, otwierając tajne przejście, które znajdywało się do niedawna w cieniu.

- Skąd wiedziałeś? – spytałam, zaskoczona.

- Pomyślałem o tym, że jest zima, słońce wstaje później. A ten mechanizm przystosowuje się najwyraźniej do pór roku, co jest niezwykle pomysłowe – wyjaśnił.

- Sprytne – stwierdziłam, z dumą patrząc na Marstona.

 

Ruszyliśmy tym razem przez odkryte przez nas przejście i naszym oczom ukazała się wielka komnata w złocie. Na samym środku był tron, a na nim posąg z basiorem, trzymającym między łapami miecz. Zatem udało nam się dotrzeć do kolejnego boga – pomyślałam. I wtedy pomyślałam, że to nie może być tak proste… Chciałam powiedzieć Marstonowi aby się nie ruszał, lecz wtedy basior zrobił już ten krok do przodu i stanął na kafelek w podłodze, który uruchomił jakąś pułapkę… Komnata zaczęła się trząść, po czym wszystko zaczęło spadać. Szybko więc ruszyłam przed siebie wraz z Marstonem, wydobyliśmy miecz i biegiem ruszyliśmy w stronę wyjścia, zanim wszystko się zawali. Ledwo co zdążyliśmy się wydostać, całe szczęście, kości posłużyły nam za nawigację, bo w przeciwnym razie ciężko byłoby nam się połapać w tym labiryncie tuneli. 

 

I wtedy dotarło do nas, że mamy jeszcze jeden problem… Mianowicie most był całkowicie zniszczony, a trzeba było jakoś wrócić do Alvara i Ninsuna, którzy uradowani czekali na jego drugim końcu. Wpadł mi do głowy pewien plan.

 

- Zdejmij pasek jaki Ci obwiązałam z tego materiału – powiedziałam do basiora.

- Po co? – spytał.

- Zobaczysz – powiedziałam po czym też to zrobiłam. Podeszłam do lin, które zostały po moście, przełożyłam przez nie pasek z materiału i chwyciłam się niego zębami. Alvar w między czasie do nas podleciał i zabrał miecz, dzięki czemu nie miałam się czym martwić, po czym skoczyłam i zjechałam na drugi koniec mostu. Alvar wraz z Marstonem patrzyli z niedowierzaniem na moje poczynania. Jednak moim zdaniem nie było innego wyjścia.

 

- Marston, zrób to samo! – krzyknęłam do niego, będąc już obok Ninsuna, który również był zaskoczony moim wybrykiem. Kiedy basior zrobił to samo, oboje byliśmy już na drugim końcu mostu, cali i zdrowi.

- Nie wiem, czy wy jesteście szaleni, głupi czy odważni, ale tak czy siak udało wam się wyjść z tego cało – pochwalił, o ile tak można to nazwać, nas Ninsun.

- Tak, to było mega szalone muszę przyznać – zaśmiał się Marston.

- Zatem teraz czeka nas podróż, w Twoje strony – powiedziałam, patrząc na niezbyt optymistycznie nastawionego do tego basiora.

 

C.D.N.

 

<Marston? :D>