Szpiczaste, długie uszy sterczały nad wysokimi trawami łąki. Choć sama sunęłam brzuchem po ziemi, a widok zasłaniały mi zielone źdźbła poruszane lekkim, jesiennym wietrzykiem, doskonale widziałam dorodnego zająca spokojnie coś sobie skubiącego. Nie był to wprawdzie mój ukochany, smaczny królik, ale idealnie nadawał się na szybką przekąskę podczas długiego, samotnego zwiadu.
Uniosłam nieco pysk, łapiąc powietrze w nos. Woń zwierzyny była mocno wyczuwalna, co znaczyło, że wiatr wiał w moją stronę. Jeśli nie zmieni kierunku, a ja będę wystarczająco cicha i szybka, na pewno uda mi się go upolować!
Uniosłam łapę i posunęłam się krok naprzód, delikatnie stawiając poduszeczki na chłodnym gruncie.
,,Będzie dobrze, będzie dobrze".
Druga łapa.
Wiedziałam, że jeśli będę posuwać się w tak żółwim tempie, to nigdy nie dorwę tego gryzonia, ale czułam jednocześnie, że muszę dać z siebie wszystko i nie zważać na dłużący się czas.
Skradając się wśród traw, zaszeleściłam lekko kilkoma źdźbłami. Zatrzymałam się, wstrzymując powietrze. Czy zostałam zdemaskowana?
Dźwięk na szczęście był na tyle cichy, że zając go nie usłyszał. Zachowałam milczenie, lecz w myślach westchnęłam głośno z ulgą, wdzięczna za brak reakcji zwierza.
,,Jeszcze trochę..."-skradałam się przed siebie, a dystans między mną a zającem zmniejszał się z każdą sekundą. Czułam, jak serce wali mi w piersi, a napięcie naciska boleśnie na skronie. Starałam się przystosowywać oddechy do rytmu świszczącego wiatru i dudnienia w uszach. Silny instynkt nakazywał mi się rzucić na ofiarę, ale rozum podpowiadał, bym zignorowała chęć posmakowania mięsa i skupiła się na zadaniu.
Zająć nadal skubał trawę, rozglądając się co jakiś czas lub podskakując gdzieś na bok w poszukiwaniu lepszych kąsków. Poczułam, jak język wilgotnieje od śliny, a żołądek domaga się pokarmu. Cierpliwość zaczynała mi się kończyć. Nie było to dobrym znakiem, bo zwiadowca musiał wykazać się ogromną siłą woli. Aktualnie nie przejawiałam tej cechy. Czy dobrze zrobiłam, zostając zwiadowcą? Może lepiej byłoby, gdybym obrała ścieżkę medyka albo--
Brązowo-szare futro zerwało się nagle z krótkim piskiem i zniknęło gdzieś wśród traw. Zacisnęłam zęby, zdenerwowana. Pustka w brzuchu była już wyraźnie wyczuwalna, a to działało mi na nerwy. Z mojego pyska wyrwał się donośny krzyk wściekłości i zanim zorientowałam się co robię, łapy pokierowały mnie za uciekającym gryzoniem.
Nie oddalił się za bardzo. Właściwie to byłam tuż za nim, siedziałam mu na ogonie. Bez wysiłku śledziłam każdy jego ruch. Obserwowałam, jak kluczy, starając się mnie zgubić i dyszy ciężko po każdym machnięciu każdą z łap. Gdy skupiłam wzrok, ujrzałam wśród włosków jego futra drobne białe owłosienie, świadczące o podeszłym wieku.
Ból dźgnął mnie w serce, ale nie zaprzestałam pogoni. Raz po raz nacierało na mnie wahanie.
Uświadomiłam sobie ze zgrozą jak bardzo okrutne jest to, co robię.
Silna, młoda wadera pragnie zaspokoić swój dokuczliwy, męczący głód i rusza w pogoń za starym, zmęczonym zającem. Nigdy się nie zastanawiałam nad losem zwierząt służących za pokarm. Jakie to musi być uczucie, gdy jesteś zapędzony w ślepy zaułek? Nie masz już nadziei na przeżycie, ale błagasz o wolność, posyłając rozpaczliwe spojrzenie swojemu prześladowcy.
Co wtedy czujesz? Czy smutek jest tak silny, że odbiera ci całą wolę i determinację?
Uderzyły we mnie wspomnienia, a ja, przypominając je sobie, omal co się nie wywróciłam.
,,No tak...".
Ja także byłam bliska odejścia tego świata. Trzy razy spojrzałam w puste, ziejące pustką oczy Śmierci.
Pierwszy raz, gdy natknęłam się na ludzi, którzy chcieli mnie zamordować.
Drugi, gdy zemdlałam w jaskini w Wataszy Ziemi.
Oraz trzeci, gdy Skygge niemal zatopił we mnie swoje kły, by wstrzyknąć mi truciznę.
Cudem uszłam wtedy z życiem. Gdyby nie pomoc innych wilków, już dawno mnie by tu nie było. Czy to nie jest wystarczający powód, aby darować życie temu zwierzakowi? Przecież wystarczy tylko, że--
Moje myśli przerwał ostry ból pochodzący z żołądka. Głód owładnął moim ciałem, przerywając kontakt z całym światem. Wspomnienia i myśli zniknęły. Wszystko było niczym jeden, wielki sen.
Jakiś potwór pokierował mnie w stronę zwierzaka, a ja skoczyłam, otwierając pysk w morderczym ugryzieniu.
Wystarczyła chwila, aby wszystko się zakończyło. Dopiero wtedy oprzytomniałam. Nieżywe zwierzę leżało bezwładnie u moich łap, a z jego szyi sączyła się krew o silnym, obezwładniającym zapachu. Choć woń mięsa już dawno dotarła do moich nozdrzy, nawet nie ruszyłam się z miejsca. Zamknęłam za to oczy i wyobraziłam sobie stojąca przede mną Terrę, która mnie słuchała.
-Dziękuję za tą zwierzynę. Jej śmierć nie pójdzie na marne, ponieważ zaspokoi mój głód-mruknęłam pod nosem.-niech jej dusza dozna spokoju.
Dopiero po tych słowach schyliłam się i zaczęłam jeść. Mimo, że pustka w żołądku znikała, nie byłam z tego powodu zadowolona.
Mięso miało w sobie coś z rozpaczy oraz żalu. Każdy kęs smakował niczym sucha glina i był prawie niemożliwy do połknięcia.
<koniec>