Obeszliśmy uważnie drzewo dookoła. Okazało się, że między korzeniami było ukryte wejście do małego tunelu. Lekko zjeżyła mi się sierść, z doświadczenia wiem, że takie przejścia z reguły nie wróżą niczego dobrego, mimo to ostrożnie weszliśmy do środka, ciekawi co możemy tam znaleźć. Ruszyliśmy wykopanym tunelem, będącym najprawdopodobniej drogą, którą uciekł porywacz Luny. Wyglądało na to, że wszystko, co zrobił, było doskonale przemyślane i zaplanowane. Zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego ktoś miałby porywać boginię? Okup? Szantaż? Oraz, co bardziej przerażające, jak wielką ten ktoś musiał mieć siłę, żeby tego dokonać? Zaczęłam się obawiać, że skoro sama bogini księżyca nie była w stanie pokonać tego tajemniczego basiora to, co może stać się z nami?
Niepewnie rozglądałam się po miejscu, w którym się znajdowaliśmy. Tunel był obskurny, ciemny z podłożem pokrytym błotem. Nieco zaniepokojona zbliżyłam się do Ketosa i zaczęłam z nim rozmawiać na jakiś odległy temat, mając nadzieję, że to odwróci moją uwagę od czarnych myśli. Mimo wszystko miałam nadzieję, że lada moment znajdziemy wyjście i opuścimy to miejsce, lecz ku mojemu zdziwieniu, tunel nie kończył się, prowadząc na powierzchnię, w pewnym momencie ściany będące mieszanką gliny i ziemi zamieniły się w... kryształy. Były bardzo podobne do tych, jakie mamy z Vesną w swojej jaskini, lecz te były znacznie jaśniejsze i pokrywały dosłownie każdy milimetr korytarza, czuliśmy, jakbyśmy się znaleźli w zupełnie innym świecie.
Na twardym, lśniącym gruncie mogliśmy jeszcze przez jakiś czas obserwować z każdym krokiem zanikające, błotniste odciski łap porywacza Luny. Błoto zdążyło już nieco zaschnąć, ale nie do końca, więc była możliwość, że depczemy naszemu przeciwnikowi po piętach. Możliwe, że jeszcze nie zdążył opuścić tego miejsca i jeśli się pospieszymy, mamy dużą szansę, by go dogonić. Niestety, ślady w pewnym momencie się urywały, a my dalej nie natrafiliśmy na absolutnie nic, żadnego dźwięku, żadnego tropu, żadnego wyjścia, aż do momentu, gdy przy jednym z zakrętów ujrzałam dobrze znaną mi waderę.
-Luna? -już miałam ruszyć do przodu z nadzieją, że bogince udało się bezpiecznie uciec, kiedy nagle Ketos zagrodził mi drogę. Basior stanął bardzo blisko, tuż przy mnie, po czym szepnął mi do ucha.
-Poczekaj, przyjrzyj się -spojrzał podejrzliwie na postać przed nami. Dopiero wtedy dostrzegłam ledwo widoczne, zanikające i niedokładne krawędzie jej wizerunku.
-Iluzja -wyszeptałam.
-Jeśli coś tam jest, z pewnością czeka, aż podejdziemy -powiedział bardzo cicho.
-Wycofujemy się czy...? -zaczęłam.
-Idziemy -rzekł po czym, kucając, ruszyliśmy do przodu. Z każdym krokiem byliśmy coraz bardziej gotowi na atak ze strony tego, co na nas czekało za zakrętem.
(autor obrazka: NukeRooster)
Gdy tylko podeszliśmy bliżej nagle rzuciło się na nas dziwaczne ptakopodobne stworzenie o piórach w kolorze czarnym, białym i niebieskim, żółtych, wściekłych oczyskach oraz niewyobrażalnie ostrym dziobie i szponach. Istota nas zaatakowała, sycząc i charcząc wrogo. Zaciekle próbowało się dostać do naszych gardeł, lecz było, co prawda niewiele, ale mniejsze od nas, w dodatku prawdopodobnie z powodu ptasiej budowy było zaskakująco lekkie i nie miało szans w próbach powalenia nas obu na ziemię. Po krótkiej szamotaninie zwierzę w końcu zdało sobie sprawę, że słabo oceniło swoje możliwości i odpuściło. Stworzenie z prędkością światła uciekło i zniknęło w szparze znajdującej się w jednej ze ścian
-Mówiąc szczerze, bardziej spodziewałem się wilka, którego tropimy -stwierdził Ketos próbując uspokoić oddech -Co to było?
-Procideception, słyszałam o nich, ale nie sądziłam, że takiego spotkam, tym bardziej że nigdy nie występowały na naszych terenach -odpowiedziałam, z ciekawością podchodząc do dość sporego otworu, w którym zniknęło stworzenie.
-Jego nazwa kojarzy mi się z łacińskim słowem iluzja, "procidat deceptionem"
-Myślę, że to może być swego rodzaju słowo pochodne. Te zwierzęta dosłownie czytają ci w umyśle to, czego najbardziej się boisz lub czego najbardziej pragniesz w zależności czy chcą odstraszyć innego drapieżnika, czy zwabić do siebie potencjalną ofiarę. Na podstawie tej wiedzy tworzą iluzję.
-Sprytne -przyznał basior.
-Tak -pogodnie przytaknęłam, dopiero wtedy dostrzegłam zadrapanie na lewym policzku basiora, najprawdopodobniej zadane jednym z ostrych szponów procideceptiona podczas szamotaniny. Rana nie była głęboka, ale z pewnością bolesna. Zatroskana, instynktownie podeszłam do Ketosa, po czym delikatnie polizałam go po policzku.
C.D.N.
Ketos? Czekam na twoją reakcję ;D