· 

Szukając domu #11

Ziemia była miękka i pachniała mchem oraz igłami. Powietrze było ciepłe od grzejącego słońca, ale wiedziałam, że w końcu zrobi się nieco chłodniej. Zbliżał się zmierzch. Kroczyłam na końcu zastępu, zmęczona długą wędrówką. Na samym czele znajdowała się Alessa, dzielnie prowadząc nas ku celu. Gdy tak szłam za gromadą wilków, przypomniało mi się, jak Skygge wiódł mnie na Wietrzny Płaskowyż. Wtedy jeszcze żył Blake.

 

-Zaraz będziemy na miejscu-obiecała przywódczyni, smakując powietrza. Ja także otworzyłam lekko pysk i natychmiast poczułam znajome wonie. Lada moment będę znowu w obozie!

,,O nie!"-spanikowałam.-,,jak inni zareagują na mój powrót? Czy znowu mnie zaakceptują?"-po moim łbie krążyły najróżniejsze scenariusze; od tych dobrych, miłych, o których z radością się myślało, po te okropne, krwawe czy kompletnie niemożliwe.

-Hej!-tuż obok mnie pojawiło się czarne futro, a ja o mało nie wrzasnęłam, sądząc, że to Skygge. Na szczęście, była to tylko ciemniosierstna Vixen, błyskająca radośnie swoimi ametystowymi oczami. Nie wiem, jak zdołała się tak nagle pojawić obok mnie.

-Och-jęknęłam głupio, nadal zszokowana.-cześć, Vixen.

-Wszystko okej?-spytała, przyglądając się mojemu pyskowi.-wyglądasz na wyczerpaną.

 

Przez jedno krótkie uderzenie serca miałam wrażenie, że znowu stoi przede mną Blake- troskliwy i kochany, ale po chwili ta wizja zniknęła. Blake'a nie było już na tym świecie, a ja musiałam zacząć żyć teraźniejszością. Jednak nadal patrzałam w przeszłość, nie wiedząc, jak zmienić swoje nastawienie. Możliwe, że to nigdy się nie zmieni.

 

-Wszystko w porządku-skłamałam po części.-po prostu bolą mnie łapy.

Wadera kiwnęła łbem i spojrzała przed siebie. Przez cienie oraz rząd drzew ujrzałam...

 

Wilki!

 

Woń Watahy Wilków Burzy była silniejsza niż kiedykolwiek i silnie tłumiła wszelkie zapachy natury. Alessa wyszła na piaszczysty placyk, a jej futro natychmiast przybrało różowy odcień od zachodzącego słońca.

 

-Wataho! Wróciliśmy!-oznajmiła głośno, a po chwili z każdego zakątka zaczęły wychylać się ciekawe wilki.

Vixen wystrzeliła do przodu, uradowana machając ogonem. Wyprzedziła Irni, Areliona oraz Vesnę, aby sama zatonąć w kolorowych promieniach.

-Dom!-oznajmiła głośno, wzdychając z ulgą. Pozostali podróżnicy także wydawali się być zadowoleni tym faktem. Na ich pyskach gościł uśmiech podobny do triumfu. Prócz mnie.

Przełknęłam ślinę. Gdy wszyscy witali się i tulili radośnie, ja zostałam w cieniu lasu, obserwując całą scenę. Oni... byli jak wielka rodzina. Znali się, kochali, uwielbiali. Przybywali ze sobą w każdej możliwej chwili, przez co znali się na wylot. Jak mieliby zaakceptować obcą waderę, która została porwana do swojej dawnej watahy? Czułam się niczym zdrajca, morderca, odmieniec. Byłam sama...

 

...bo nie było przy mnie Blake'a.

 

Przy nim wiedziałam na pewno, że żyję. Cały świat odchodził wtedy z zapomniane. Jak to możliwe, że jeszcze niedawno nadal żył i pocieszał mnie przed walką z ojcem?

 

-Etria...-jakiś łagodny głos odezwał się nade mną, a wszelkie dźwięki zanikły. Uniosłam łeb. Nade mną stała Alessa-poważna, czujna, z troską w ślepiach. Za nią stały zaciekawione wilki, obserwując mnie i ich przywódczynię. Nagle poczułam się nie na miejscu, w niewłaściwym czasie. Łapy naprężyły się, jakbym zaraz miała zerwać się do biegu.-...czy jesteś pewna, że podjęłaś dobrą decyzję?

 

Wiedziałam, o czym mówi. Chciała wiedzieć, czy nie na darmo przyprowadzała mnie do swojego domu.

-Nie wiem!-chciałam odpowiedzieć, ale coś ścisnęło mnie za gardło. Jakaś wielka gula stanęła mi w przełyku, a ja nie mogłam się jej pozbyć.

-Czy chcesz wrócić do domu?

Znowu drgnęłam. Dom, dom. Dla niej to normalny wyraz, ale dla mnie oznacza ono więcej niż morze słów. Jaka była tego definicja? Czy na pewno znałam jej sens? Niegdyś wydawało mi się, że tak, ale teraz nie byłam już tego taka pewna.

,,Nie wiem".

-Czy chcesz znaleźć tu swój dom?

 

Zamarłam. W moim sercu prowadziłam z sobą walkę; o to, czy potwierdzić, czy zaprzeczyć słowom Alessy. Schyliłam łeb, wgapiona we własne łapy. Jeśli tu zostanę, będą one mogły do woli gnać po znanych ziemiach, podążając za zwierzyną. Jeśli odejdę, będę szwendała się po obcych terenach. I co wtedy? Jeśli dopisze mi szczęście, mój duch samotnika powróci albo znajdę sobie inną watahę. Ale co jeśli Śmierć znowu wyciągnie ku mnie swoje szpony? Skończę wtedy jak Blake. Oczywiście, po części chciałam go znów spotkać, ale po tym, co dla mnie zrobił...poświęcił się dla mnie, bym mogła żyć, a ja nie mogłam opuścić tych wilków. Nawet jeśli nie będę pełniła tu ważnej roli, nawet jeśli nie będę lubiana... będę bezpieczna. Bo razem będziemy rodziną, a oni mnie obronią przed wszelkim złem.

 

Wstałam. Całe moje ciało przeszła nowa, dziwna energia. Czysta, szybka, dająca poczucie przynależności i wolności.

 

,,Przyszłość jest już blisko".

 

-Tak-odparłam głosem tak silnym, że na moment aż się go zlękłam. Czy on na pewno należał do mnie?-chcę. I... jeśli to nie problem...-dodałam już nieco ciszej.-...mogłabym zerwać tamtą, starą obietnicę? Nie chcę tu zostać na pół Księżyca...

 

Wszyscy wytrzeszczyli na mnie ślepia, zupełnie jakbym powiedziała coś niewiarygodnego. Po części i ja byłam tym zszokowana, bo tych słów nie mówiłam ja, lecz moja dusza-...tylko do końca mojego życia-wlepiłam wzrok w Alessę, domagając się jej werdyktu. Wilczyca patrzała na mnie, jakby mnie oceniając, po czym odparła donośnie, tak, aby każdy ją usłyszał.

 

-Oczywiście-nabrała powietrza.-od teraz te tereny są dla ciebie domem. Witamy cię jako pełnoprawnego członka naszej watahy.

 

Poczułam, jak do moich oczu napływają łzy radości, szczęścia i ulgi. A więc jednak! Stałam się elementem watahy. Tym razem zostanę tu dłużej niż na jeden dzień i nigdy nie pozwolę, aby coś mnie stąd wygnało. Od teraz będzie to miejsce, do którego będę wracała po każdym polowaniu lub zwiadzie.

Terra miała rację. Mój dawny duch zniknął i teraz go nie potrzebowałam, ponieważ miałam pobratymców po swojej stronie. Wiedziałam, że gdybym potrzebowała pomocy, to oni mi jej udzielą, choćby mieli tym przepłacać własnym życiem.

 

Coś sobie uświadomiłam. Te wszystkie wydarzenia, bóle i smutki... musiały się wydarzyć. Los chciał, abym przeszła przez serię tych zdarzeń, żebym w końcu mogła znaleźć nową rodzinę, przyjaciół i... dom. Każdego dnia przechodziłam przez męczarnie, zastanawiałam się nad przepowiednią, serce tonęło mi w łzach, starałam się żyć bez smutku,  a nieświadomie szukałam dla siebie nowego, lepszego domu. I znalazłam go.

W końcu.

 

-Etria! Etria!-wilki zaczęły skandować moje imię. To głupie, ale poczułam się jak bohaterka, choć nie powinnam.-Etria! Etria!

To Alessie należały się gratulacje. To ona przeszła ten szmat drogi, aby mnie przyprowadzić do swojej rodziny.

 

Zbliżyłam się do przywódczyni i szepnęłam do niej cicho:

 

-Dziękuję-uśmiech na pysku wadery był najlepszą odpowiedzią, jaką kiedykolwiek dostałam. Nawoływania zmieniły się powoli w rytmiczną muzykę, w pieśń, która koiła i uspokajała. Wszyscy unieśli pyski i śpiewali do nieba, na którym zaczęły pojawiać się lśniące, białe gwiazdy.

-Przez czarne niebo przedarł się błysk, rozjaśnił blaskiem skupisko chmurzysk...-gdy tak słuchałam, jak we wspólnym rytmie wyśpiewują znane im słowa, ja także poczułam chęć, aby im w tym towarzyszyć. Zwróciłam się więc ku nocnemu nieboskłonowi i wgapiona przez łzy na błyszczące punkty, nuciłam muzykę pieśni. Gdy mój głos wzbogacił zdania hymnu, poczułam się tak, jakbym od zawsze należała do Watahy Wilków Burzy. Słone krople skapywały po moim pysku, zwilżając moje futro. Ale to dla mnie nic nie znaczyło. Byłam tu i teraz. Chciałam pozostać w tej chwili.

 

 

(Autor obrazka: twórczyni opowiadania)

 

Opuściłam łeb, aby otrząsnąć się z łez, lecz wtedy mój wzrok przyciągnął jasny, przezroczysty kształt, kryjący się wśród drzew. Szare futro wilka było dziwnie jasne, ale oczy pozostały swojego normalnego koloru-bursztynowe, z iskierką żółci. Gdy tak stał, w pełni sił, z widocznymi mięśniami i czystym futrem, z początku go nie poznałam. W końcu jednak zrozumiałam, kim jest obserwujący mnie wilk- był to duch Blake'a.

 

-Blake...-szepnęłam do niego cicho.-dziękuję ci. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu.

Basior kiwnął łbem, uśmiechając się. Choć nie otworzył pyska, słyszałam, jak do mnie przemawia.

-Odchodzę teraz, by cieszyć się wolnością. Wiedz jednak, że kiedyś jeszcze się spotkamy. Ty i ja. Razem.

 

Odwrócił się, by zerwać się w dzicz, a jego łapy zdawały się nie dotykać ziemi. Jasny wilk susami pokonywał wszelkie krzewy, nory i dziury, aż w końcu uniósł się w powietrze. Liście na koronach drzew zafalowały od prędkości jego pędu, a gdzieś w górze zerwał się łagodny, ciepły wiatr. Basior gnał coraz szybciej i szybciej, aż jego futro utworzyło jasną, skrzącą się smugę. Wystarczyło tylko kilka chwil, aby przezroczysta sierść zamigotała i dołączyła do gwiazd błyskających w oddali.

 

Blake od teraz należał do nieboskłonu, patrząc na wszystko pośród chmur. Wiedziałam, że od tego momentu jego miejsce jest tam, obok gwiazd, a moje-między wilkami z Watahy Wilków Burzy.

 

 

KONIEC.