· 

Zaginięcie [Część #2]

Niepewnie podeszłam do centrum mistycznego miejsca. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam, kora i liście magicznego drzewa były nienaturalne białe niczym kość słoniowa i emanowały czysto białym, delikatnym światłem. Ostrożnie sięgnęłam łapą do pnia posyłając ostatnie spojrzenie Ketosowi. Poczułam lekki lęk przed tym, co się może wydarzyć, lecz myśl, że Luna może być w niebezpieczeństwie natychmiast wypełniła moje serce odwagą, byłam zdeterminowana, aby dowiedzieć się co się stało i w razie potrzeby jak mogłabym pomóc. Tym razem już pewniej i przyłożyłam łapę do chropowatej powierzchni i gwałtownie nabrałam powietrza w płuca widząc jak obraz wokół mnie się zmienia. Najpierw znajdowałam się jakby w nieskończonej, białej puste, a pode mną znajdowała się gładka, lśniąca podłoga na, tyle że mogłam się w niej bez problemu przejrzeć. Rozejrzałam się,niestety wokół nie było absolutnie nic. Już miałam wykrzyczeć imię mojej patronki licząc, że otrzymam jakąś odpowiedź, kiedy nagle biała przestrzeń wokół mnie się zmieniła. Ujrzałam pokryte czarnymi chmurami niebo, wulkany oraz płynącą po prawej stronie rzekę gorącej lawy, która była jedynym oświetleniem w tym ciemnym i nieprzyjaznym miejscu. Całość bardzo przypominała Krainę Ognia, którą jakiś czas temu miałam okazję odwiedzić, lecz różniła się pewnym bardzo znaczącym szczegółem, nie było tu smoków, jam, ani żadnej świątyni. Uważnie się rozejrzałam, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów krajobrazu, skoro drzewo ukazuje mi właśnie to miejsce, to znaczy, że musi być ważne. Dopiero wtedy niespodziewanie ukazała mi się Bogini Księżyca. Stała przede mną jak żywa, lecz jej obraz zdawał się wyblakły i zanikał co jakiś czas.

 

-Luno, jak dobrze, że nic ci nie jest, martwiłam się i miałam bardzo złe przeczucia -rzekłam na jednym wydechu, czując jakby ktoś zrzucił ze mnie wielki kamień.

-Też się cieszę, że cię widzę Alice -wadera odpowiedziała z ulgą w głosie

-Co się stało? Dlaczego wcześniej nie umiałam się z tobą skontaktować? -spytałam, a bogini nieco posmutniała.

-Alice ja... -w tym momencie rozbrzmiał wokół nas potworny huk a grunt pod nami zaczął się lekko trząść -Alice, kończy nam się czas... Nie chcę, żebyś ryzykowała. Wróć do watahy, obiecuję, że poradzę sobie sama i wyjaśnię ci wszystko najszybciej jak to możliwe.

-Ale jak to? Co jest na rzeczy? Jak mogę ci pomóc? -po raz kolejny zalałam patronkę pytaniami, lecz ta nie zdążyła mi już na nie odpowiedzieć. Coś mignęło mi przed oczami, tło wokół nas zaczęło się zmieniać, ale tak szybko, że nie byłam w stanie zauważyć żadnych szczegółów. Wtedy odruchowo zamknęłam oczy porażona jasnym światłem.

 

Gdy je ponownie otworzyłam moim oczom ponownie ukazała się kora mistycznego drzewa. Lekko zdezorientowana odwróciłam głowę i ujrzałam Ketosa chodzącego w tę i z powrotem. Natychmiast do niego podbiegłam, chcąc opowiedzieć mu wszystko, co zobaczyłam, z wszystkimi najdrobniejszymi szczegółami.

 

-I jak? Jak się czujesz? Czego się dowiedziałaś? -spytał wyraźnie zaciekawiony, gdy tylko zobaczył, że się zbliżam.

-Czuję się... całkiem dobrze -skupiłam się na chwilę, by dokładnie wsłuchać się we wszystkie sygnały, jakie mógł wysyłać mój organizm, gdyby coś było nie tak. Jednak jak na razie nie czułam żadnego bólu ani czegokolwiek co mogłoby wskazywać, że skorzystanie z mocy magicznego drzewa jakkolwiek mi zaszkodziło -Widziałam Lunę, lecz niestety nie zdążyłyśmy zamienić zbyt wielu zdań. Nie mniej jestem pewna, że coś jest bardzo nie w porządku...wyglądała na smutną i przestraszoną. Kazała mi wracać do watahy i zapewniła, że poradzi sobie sama... -rzekłam.

-Hmm... skoro tak powiedziała, to zapewne tak musi być, w końcu to bogini -odpowiedział wyraźnie zamyślony Ketos.

-Racja, ale widziałam coś jeszcze... Niedługo przed tym, jak pojawiła się Luna, moim oczom ukazała się dziwna kraina, bardzo podobna do Doliny Ognia, lecz nie było w niej ani jednego smoka. Takie tereny w ogóle nie pasują do boginki księżyca, dlatego mam wrażenie, że akurat to miejsce ukazało mi się nie bez powodu. Chciałabym się tam wybrać i sprawdzić, czy czegoś tam nie znajdę, ale nie wiem nawet, co to było za miejsce i gdzie się znajduje -stwierdziłam.

-Może Wulkaniczne Zbocze? Wulkany, lawa i skały, ten opis bardzo pasuje do tych terenów -odpowiedział basior.

-Racja! Nigdy tam nie byłam, pewnie dlatego nie rozpoznałam tego miejsca -rzekłam.

-W takim razie pójdę z tobą, jestem niemal pewny, że właśnie coś tam razem znajdziemy -stwierdził Ketos, po czym się do mnie uśmiechnął.

-Dziękuję -odwzajemniłam uśmiech, po czym oboje popędziliśmy w stronę Wulkanicznego Zbocza z nadzieją, że znajdziemy tam jakieś wskazówki.

 

Droga była dłuższa, niż się spodziewałam. Niestety albo i stety najgorętsza i jedna z najbardziej niebezpiecznych części naszych terytoriów była maksymalnie wysunięta na wschód, dosłownie na samych obrzeżach Krainy Burz. Znajdowała się tak daleko, że nawet ja będąc już dłuższy czas w tej watasze, nie miałam okazji się tam jeszcze znaleźć, nigdy nie miałam powodu, by się tam wybrać.

 

 

(autor obrazka: artofmarius)

 

-To tutaj -rzekł basior w momencie, gdy nasze łapy dotknęły ciepłej, zakurzonej powierzchni. 

 

Przez liczne, aktywne wulkany się tu znajdujące, niebo było całe pokryte ciemnymi jak smoła kłębami dymu. Wokół było ciemno, a jedynym źródłem światła była wypływająca gdzieniegdzie wrząca lawa. To miejsce było w ogóle niepodobne do całej reszty urodzajnych i pełnych życia terytoriów Watahy Wilków Burzy. Ostrożnie szliśmy przed siebie, właściwie nie wiedząc do końca, czego tak naprawdę szukamy. W pewnym momencie z daleka byliśmy w stanie dostrzec dość spore stado Calidi wypoczywających sobie w dolinie, lecz na nasze szczęście były stanowczo za daleko by mogły nas jakkolwiek dojrzeć. Błąkaliśmy się tak przez pewien czas, rozglądając się za czymkolwiek, co mogłoby nas naprowadzić na jakiś trop, lecz niczego nie znaleźliśmy.

 

-Może to jednak nie jest to miejsce? Chociaż wygląda dosłownie identycznie -zaczęłam rozmyślać na głos.

-A może powinniśmy to wszystko interpretować bardziej dosłownie -stwierdził zamyślony Ketos.

-Co masz na myśli? -spytałam.

-Może powinniśmy się udać dosłownie w to miejsce, które widziałaś w wizji? Pamiętasz coś charakterystycznego? Coś, co mogłoby nas na tam zaprowadzić? -wyjaśnił.

-Widziałam... rzekę lawy płynącą u podnóży jednego z wulkanów. Pamiętam, że bardzo rzuciła mi się w oczy -rzekłam

-To już coś -po tych słowach basior bardzo zgrabnie wskoczył na jedną ze skał, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja uczyniłam to samo. Oboje zaczęliśmy się rozglądać po okolicy.

-Spójrz tam! -w oddali dostrzegłam jarzącą się jasnym światłem linię -To z pewnością to miejsce.

Oboje zeskoczyliśmy ze skały, po czym popędziliśmy w tamtym kierunku. "Rzeka lawy" to rzeczywiście było bardzo dobre określenie, cienkie strumyczki, które mijaliśmy jeszcze jakiś czas temu, wielkością nijak się miały do tego, co znajdowało się przed nami.

-Tak! To na pewno tutaj! Tylko... -moje uszy momentalnie oklapły, kiedy zdałam sobie z pewnego faktu.

-Tylko...? -Ketos wyraźnie się zaniepokoił, widząc moją nietęgą minę.

 

-Jestem pewna, że rzeka przepływała po mojej prawej stronie, i byłam odwrócona dokładnie przodem do tego wulkanu -mówiąc to zrobiłam kilka kroków do tyłu przyglądając się wielkiej górze -Co oznacza, że znajdowałam się dokładnie po drugiej stronie... -stwierdziłam, ciężko wzdychając.

 

C.D.N.

 

<Ketos :D nie mogę się doczekać kolejnej części *-*>