Flaris zagrodził mi drogę i szczerzył do mnie swe kły.
- Wcale nie musimy walczyć, możemy się przecież dogadać. - próbowałem negocjować.
- Rozmawiać? Z tobą? Chyba żartujesz, zabije cię, a egida będzie moja, ale nie martw się, śmierć będzie szybka w końcu to ty, odwaliłeś za mnie całą czarną robotę.
- Zarechotał, po czym rzucił się na mnie.
Bez problemu uniknąłem ataku, spojrzałem na Atyssa, by dać mu ostrzeżenie, by zaczął uciekać. Jednak on pokazywał swoją szyję. Przypomniał mi tym samym o artefakcie na mojej szyi. Użyłem jego mocy, by wzmocnić swojej ciało i dodać mi wiele więcej mocy. Momentalnie poczułem pozytywy, w użyciu tego magicznego amuletu.
- Teraz zawalczmy jak równy z równy. - powiedziałem, szczerząc kły.
Trzymałem gardę, gdy ten zaatakował mnie, gdy on był w locie, skoczyłem w jego brzuch, odrzucając jego ciało daleko do tyłu. Odbiłem się od jego i wylądowałem na cztery łapy, znów atakując. Flaris był bardzo szybki, zdążył się pozbierać i zaatakował mnie, chwytając mój pysk w jego szczęki i powoli wzmacniał swój ucisk. Powoli brakowało mi tlenu, szarpałem się, aż w końcu udało mi się uderzyć go łapą z całej siły w żuchwę, przez to obluźnił zgryz, a ja wyrwałem się, zaczerpując świeże powietrze.
Upadły bóg chciał wzbić się w powietrze, by dobić, mnie pikując w dół, niczym sokół atakujący mysz.- Nie ma latania! - wbiegłem na niego i wpadłem w jedno z jego skrzydeł. Zacząłem je gryźć i drapać, on natomiast szarpał się, uparcie próbując wzlecieć, by szybko mnie zabić. Jego skrzydło tego nie wytrzymało, mocno wbiłem pazury, pod skrzydło i przejechałem w kierunku ogona. Krew wytrysnęła mi prosto na skrzydła i pysk. Usłyszałem przeraźliwy skowyt basiora w agonii bólu.
Ja niezastanawiając się długo odskoczyłem i czekałem na jego następny ruch. Trzymałem gardę, gdy ten mnie zaatakował w kompletnym szale i amoku. Jego kły i pazury rozgrzane były tak, że paliły mi futro, gdy tylko miały z nim kontakt. Flaris siedział mi na grzbiecie i drapał na prawo i lewo, stwierdziłem, że wykorzystam jego błąd. Trzema ruchami odwróciłem się i przygniotłem go do podłoża, a łapy swoje przydusiłem do jego krtani, drapał on mój odsłonięty brzuch, ja go tylko i wyłącznie podduszałem go, czekając, aż straci przytomność.
Po dwóch minutach duszenia stracił on przytomność na dobre, korciło mnie, by skręcić mu kark, lecz mordując go, nie byłbym wcale lepszy od jego osoby. Dla pewności, że się nie ruszy, złamałem mu tylną nogę i związałem przednie łapy.
- Atyss pilnuj go, ja biegnę po Alessę, dobrze? - Zapytałem się, czy on się na to zgodzi.
Smoczek pisnął zadowolony na znak gotowości na bycie strażnikiem nieprzytomnego kaleki. Ruszyłem ile sił w łapach w kierunku terenów watahy, obok których to wszystko miało miejsce, biegłem na oślep do mojej jaskini, przy okazji szukając świeżych śladów alfy, wiedziałem, że trzyma mnie adrenalina, dlatego poparzenia grzbietu ani brzucha nie bolały mnie tak mocno.
- Alesso! - krzyczałem przez pół drogi, o dziwo nie spotkałem, żadnego innego wilka. Wadera musiała usłyszeć moje wołanie, pojawiła się tuż przed biegnącym mną, zatrzymując mnie.
- Lunku, jak dobrze cię widzieć, wróciłeś, co się stało? - zmartwiona moimi ranami zapytała.
- Nie ma teraz czasu, szybko on może się w każdej chwili ocknąć, a Atyss jest tam zupełnie sam! - wykrzyczałem i zawróciłem dosłownie w miejscu.
Alfa o nic nie pytała, tylko dotrzymywała mi kroku. Dotarliśmy do miejsca, gdzie leżał Flaris, kilka metrów od niego leżało jego odcięte skrzydło. Alessa zamarła widząc to, smoczek natomiast zaczął się do mnie łasić, jakby się o mnie martwił pod nieobecność.
- Widzę, że egida użyczyła ci mocy, nieprawdaż? - zapytała.
- Tak, gdyby nie artefakt, prawdopodobnie ja bym tak skończył, o ile nie gorzej. - odpowiedziałem.
- Daj mi to. - oschle rzekła. Niemal momentalnie oddałem jej Amulet, czując, jak moc uchodzi ze mnie niczym powietrze z balonika.
- Atyssie podejdź tutaj. - Zwróciła się ona do smocza.
On dumnym i pełnym pewności krokiem podszedł do niej i usiał około dwóch metrów przed nią.
- Myślę, że na to zasłużyłeś, pomagając Arelionowi w tym wszystkim. Na moc egidy żywiołów zdejmuję z ciebie klątwę, rzuconą przez nieprzytomnego ty upadłego boga ognia, - Alis wypowiedziała formułkę.
Z wisiorka wystrzelił biały promień, mały przyjaciel zmieniał się, wyglądał to trochę jak ewolucja w pokemonach. Światło oślepiało mnie, musiałem zamknąć oczy. Gdy je otworzyłem, zobaczyłem już nie smoczka, a potężnego basiora .
- NEPTUN?! - wykrzyczałem zszokowany.
- A.,.ale jak? - nie mogłem, uwierzyć w to, co widzę, od razu się ukłoniłem.
- Lunek, wstań. - poprosił.
Od razu wstałem, to co zobaczyłem, odebrało mi mowę, bóg oceanów kłaniał się przed moją osobą.
- Gdyby nie ty, nigdy bym nie wrócił, Flaris mnie zaczarował, ponieważ nakryłem go, jak ucieka z hadesu, postanowił się nie pozbyć, a sam dyskretnie działać.- wytłumaczył basior, przy okazji skończył się kłaniać.
- Powiedzmy, że rozumiem. - uspokoiłem się trochę.
- Załatwię tej kalece, najciemniejsze miejsce w hadesie, by już nigdy nie powrócił, a brak skrzydła na pewno będzie mu o tym przypominać, że ty tu jesteś. - z lekkim uśmiechem mówił do mnie.
- Aleso daj mi, to proszę, moc tego artefaktu jest zbyt niebezpieczna, by mógł on, zostać na Ziemii. - powiedział, stanowcz lecz łagodnie.
-Żaden problem. - wadera oddała mu egidę.
- Na mnie czas, muszę wracać do doliny bogów, a tę szuję wsadzić do hadesu. - odpowiedział.
Poklepał mnie po karku, jeszcze raz podziękował, po czym odszedł do swojego miejsca, tam, gdzie byli wszyscy bogowie.
- SPOTKAJMY SIĘ W NÓW, PRZY JEZIORZE DUSZ. - wykrzyczałem, mając nadzieję, że to usłyszał i, że przyjdzie na moje zaproszenie.
W miejscu, gdzie Bóg zniknął, pojawiło się małe zawiniątko a w nim trzy bony, jeden do kuźni, a dwa na promocje do sklepu, była tam też wolność juny i kartka, z napisem ,,Zmień tytuł, najwyższy czas na to. - Neptun".Uśmiechnąłem się, to czytając
- Wracajmy, Telisha musi cię obejrzeć... znowu. - powiedziała wadera.
Powróciliśmy na tereny watahy i wszystko powoli wracało do normalności.
KONIEC
Piąta część questa zaliczona! - Quest zakończony!