· 

Kolekcjoner Kryształów [Część 3/5]

Bezpiecznie opuściłyśmy ogniste rejony. Teraz zmierzałyśmy w kierunku Doliny Wody i byłyśmy już praktycznie u celu. Attysa dzielnie mnie prowadziła, doskonale znała najkrótszą trasę prowadzącą do naszego punktu docelowego. Przez całą drogę próbowała coś jakby do mnie mówić, ale nie mogłam zrozumieć ani słowa. Jej sposób bycia coraz bardziej wydawał mi się znajomy, czułam jakby łączyła nas ze sobą jakaś więź, jakbyśmy się znały już od dłuższego czasu i byłam pewna, że doskonale rozumie wszystko to, co mówię i to, co dzieje się dookoła, tyle że zwyczajnie nie potrafiła mi odpowiedzieć.

Znalazłyśmy się w Dolinie Wody, było tutaj co prawda chłodno i mokro, ale mi taki klimat jak najbardziej odpowiadał, była to bardzo miła odmiana po tych piekielnych temperaturach, jakie musiałam znieść w Krainie Ognia. Mimo wszystko coś sprawiało, że czułam się tutaj nieswojo. Otaczała nas masa budynków, korytarzy i krętych uliczek.

 

W przeciwieństwie do poprzedniej lokacji tutaj nie było to takie oczywiste, która z budowli była poszukiwaną przeze mnie świątynią. Szłam przed siebie rozglądając się uważnie za budynkiem, który mógł, choć odrobinę różnić się od pozostałych, Attysa również robiła to samo, sprawdzając różne zakamarki, lecz jednocześnie cały czas trzymała się blisko mnie. Nagle ktoś niespodziewanie wyskoczył zza jednego z zakrętów. Wielki, umięśniony basior z parą potężnych skrzydeł o czarnej jak smoła sierści i białej plamie na brzuchu sięgającej mu aż do dolnej szczęki. Zawarczał na mnie ze złowrogim uśmieszkiem na pyszczku, Attysa odpowiedziała mu tym samym. Od razu się domyśliłam, że to jest właśnie Flaris.

 

-No proszę, ogień i lód nareszcie się spotykają na polu walki -basior obnażył swoje ostre zębiska.

-Nie chcę z tobą walczyć Flarisie, możesz po prostu odpuścić i wrócić do domu. Zemsta nigdy nie jest rozwiązaniem! -rzekłam pewna siebie -Popełniłeś wiele okropnych błędów i okropne zbrodnie, ale jeszcze nie jest za późno by nie popełniać następnych.

-Nigdy nie uważałem, że to, co robiłem, było błędem -Flaris ponownie się uśmiechnął, tym razem w jego oczach mogłam ujrzeć iskierki szaleństwa -Zawsze lubiłem patrzeć jak tacy śmiertelnicy jak ty płoną żywcem! -ostatnie słowa niemal wykrzyczał, po czym rzucił się na mnie. Dopiero wtedy zrozumiałam, jak wielką przyjemność sprawiało mu krzywdzenie innych i że w ogóle nie żałował swoich win, wręcz przeciwnie, ten szaleniec był z nich dumny.

 

Już miałam wykonać unik, kiedy nagle Attysa wskoczyła między nas, wydając przeraźliwy pisk. Obróciłam główę w stronę, w którą patrzyła i dostrzegłam ogromną falę tsunami zmierzającą prosto na nas. Poczułam jak, moje oczy się rozszerzają w przerażeniu. Nim się obejrzałam Flarisa już nie było a ja musiałam znaleźć jak najszybciej jakąś kryjówkę. Bez wahania złapałam małą smoczycę za kark i uniosłam niczym szczeniaka, naprędce szukając wzrokiem jakiegokolwiek miejsca, które mogłoby nam posłużyć za kryjówkę. Wtem dostrzegłam mały tunel w jednej z otaczających dolinę ogromnych skał.

 

Natychmiast pobiegłam w tamtym kierunku i wcisnęłam się w otwór, po czym lodem przykryłam przejście, aby woda nie dostała się za nami do środka. Przez przeźroczysty lód dojrzałam jak miejsce, w którym stałam jeszcze parę sekund temu, zostaje całkowicie zalane. Odetchnęłam, po czym położyłam Attysę z powrotem na swoim grzbiecie i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było ciemno, lecz widziałam doskonale, zaskoczyło mnie, że w przeciwieństwie do reszty krainy podłoże tutaj było całkowicie suche.

 

-Trzymasz się Attyso? -spytałam smoczycy zatroskana, na co ta również odetchnęła z ulgą i coś odburknęła, przytakując łebkiem. Widocznie mała również najadła się strachu tak samo, jak ja.

 

W milczeniu ruszyłam ciemnym tunelem, zajęło to trochę czasu, lecz w końcu udało nam się dokądś dotrzeć. Nagle znalazłyśmy się na granicy między nieco niedbale wydrążonym w skale tunelem, a korytarzem o idealnie prostych ścianach, gładkiej, błyszczącej podłodze i wejściu zapewne do świątyni, której tak długo szukałyśmy. Wokół panował półmrok i błękitna poświata, a na samym końcu korytarza siedziała nieruchomo niczym posąg czarna pantera o świecących błękitem rozetkach na futrze, to one były jedynym źródłem światła w pomieszczeniu.

 

-Mam na imię Azan. A ty to kto? I co sprowadza cię na nasze święte ziemie? -kotowaty miał bardzo głęboki głos, ale i brzmiący mądrością i doświadczeniem. Idealnie pasujący do jego wyglądu i postury.

-Nazywam się Alice, a wraz ze mną jest Attysa -smoczyca nieśmiało się wychyliła i spojrzała na Azana -poszukujemy kryształu pantery, który miał się znajdować w Świątyni Wody.

-Jesteście w dobrym miejscu -odpowiedział spokojnie strażnik -lecz niestety dla was nikt z zewnątrz nie ma tutaj wstępu.

-Proszę, zrób dla nas wyjątek i pozwól nam wejść. Przebyłyśmy tak daleką drogę, musimy zdobyć ten kryształ i zwrócić go bogom inaczej cały świat czeka wielkie niebezpieczeństwo -spojrzałam na panterę błagalnym wzrokiem.

-Przykro mi -stworzenie na chwilę spuściło wzrok, po czym znowu spojrzało mi w oczy -ale mogę ci doradzić, co możesz zrobić -na moim pysku zaczęło malować się zdziwienie, nie spodziewałam się takiej odpowiedzi -Jeśli jakimś sposobem uda ci się przemknąć niezauważenie tuż obok mnie, udowodnisz, że jesteś wystarczająco godna, by posiąść kryształ. Wtedy bez sprzeciwów pozwolę ci wyjść wraz z przedmiotem.

 

Poczułam jak moje serce, wypełnia nadzieja -Umowa stoi! -odpowiedziałam pewnie, po czym wyszłam z korytarza, aby lepiej obmyślić taktykę.

Myślę, że stanie się niewidzialną na wystarczająco długo by wejść do świątyni i zniknąć z pola widzenia Azana nie powinno stanowić dla mnie problemu. Ale co z Attysą? Nie mam zamiaru za żadne skarby świata zostawić jej tutaj samej. Rozejrzałam się po obskurnym tunelu w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mi pomóc lub chociaż zainspirować do wymyślenia czegokolwiek. Dopiero wtedy dojrzałam w ścianie, przy której siedziałam jakąś rysę. Zaczęłam w tamtym miejscu kopać, a skała dosłownie kruszyła się pod moimi łapami. Jak się okazało za cieniutką warstwą kamienia znajdował kolejny, malutki tunel. Przy odrobinie szczęścia mógł prowadzić do świątyni. Zajrzałam do środka. Było tam ciemno, ale wszystko widziałam bez problemu, tunel był bezpieczny i na bogów naprawdę nie wiem jakim cudem, ale jakimś niebiańskim fartem był wydrążony dokładnie wzdłuż lewej ściany korytarza, w którym przesiadywał Azan. Może kiedyś coś miało tu być? Jakaś pułapka albo coś w tym stylu?

 

-Dasz radę się tędy przecisnąć i przejść na drugą stronę? -spytałam Attysy, a ta niepewnie zajrzała do środka.

-W środku jest ciemno, ale bezpiecznie, nic tam nie ma poza pajęczynami. Zaufaj mi -spojrzałam na smoczycę wspierająco, na co ta nabrała powietrza w płuca i weszła do środka.

 

Poczekałam chwilę przed tunelem patrząc jak moja towarzyszka przedziera się na drugą stronę. Kiedy już tego dokonała, wysłała mi dumny uśmiech, a ja odpowiedziałam jej tym samym. Wtedy wyprostowałam się i skupiłam całą swoją moc na tym, by stać się niewidzialną. Udało mi się to, teraz wystarczy niepostrzeżenie przejść obok strażnika, co może nie okazać się takie proste, jak mi się na początku wydawało. W korytarzu panowała absolutna cisza, w dodatku czułe wąsy kotowatego mogły bez problemu wyczuć nawet najdelikatniejszy ruch powietrza. Musiałam być bardzo ostrożna i poruszać się wyjątkowo powoli i cicho. Zrobiłam kilka kroków do przodu, a strażnik nawet nie drgnął, w końcu znalazłam się tuż przed nim. Teraz najtrudniejszy moment, przejść dosłownie obok, wstrzymałam oddech i starałam się kontrolować każdy najdrobniejszy fragment mojego ciała. W pewnym momencie niespodziewanie pantera nabrała powietrza przez nos i kichnęła, tym samym o mały włos nie powodując u mnie zawału serca, znieruchomiałam i przymknęłam oczy, lecz nic się nie stało.

 

Strażnik wciąż patrzył przed siebie. W końcu już bardziej zdecydowanym ruchem przemknęłam obok i znalazłam się za siedzącym kotowatym. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym się obróciłam i dostrzegłam czekającą na mnie Attysę. Wyczerpana, przestałam używać mocy niewidzialności i ledwo się powstrzymałam by głośno nie odetchnąć. W milczeniu, z uśmiechem na pysku otarłam się o małą smoczycę nosem, po czym w ciszy ruszyłyśmy dalej.

 

Niestety okazało się, że dalsza część świątyni nie była zbyt duża. Przeszłyśmy krótkim korytarzem i od razu trafiłyśmy na ślepy zaułek. Nigdzie nie było żadnego przejścia, żadnego tunelu, który mógłby nas poprowadzić do sali, w której znajdowałby się kryształ. Jednakże dźwignia znajdująca się w pomieszczeniu, do którego trafiłyśmy, przykuła moją uwagę, to ona musiała otwierać przejście prowadzące dalej, lecz znajdowała się zbyt wysoko, bym mogła jej dosięgnąć. Przez moment próbowałam odbić się od ściany i do niej doskoczyć, lecz na próżno. Sufit znajdował się stanowczo za wysoko. Niestety nie posiadam skrzydeł ani czegokolwiek co pozwoliłoby mi latać. Westchnęłam i usiadłam zrezygnowana, kiedy nagle moja towarzyszka lekko trąciła mnie nosem. Gdy na nią spojrzałam, wesoło zaskrzeczała i zamachała swoimi do tej pory cały czas złożonymi skrzydłami.

 

-No jasne! Attyso, ty potrafisz latać? -spytałam uradowana, na co smoczyca zamknęła oczy i użyła całej swojej siły, aby unieść się w powietrze.

Patrzyłam na nią z otwartym w uśmiechu pyszczkiem, lecz niestety w momencie, gdy była już w połowie, opadła z sił i runęła w dół. W ostatniej chwili udało mi się ją złapać i uchronić przed bolesnym upadkiem.

-Nic ci nie jest? -spytałam zmartwiona -Może jednak to nie był najlepszy pomysł...

Attysa słysząc te słowa, natychmiast się zerwała i ponownie zaskrzeczała, wpatrując się w dźwignię.

-Chcesz spróbować jeszcze raz? -smoczyca przytaknęła głową, po czym w milczeniu ponownie rozłożyła skrzydła -Poczekaj! Tym razem zabierzmy się tego trochę inaczej... -pomyślałam przez chwilę, po czym przykucnęłam do podłoża -Wskakuj.

 

Attysa prędko wdrapała mi się na grzbiet, a potem na głowę, ja natomiast stanęłam na tylnych łapach, przednimi opierając się o ścianę. Za bardzo nas to nie przybliżyło do dźwigni, ale zawsze coś.

 

-Teraz wywołam podmuch wiatru, powinien ci ułatwić latanie. Jesteś gotowa? -usłyszałam pełen determinacji skrzek i chwilę później samiczka odbiła się ode mnie i pofrunęła wprost do dźwigni -Brawo! -krzyknęłam pełna dumy.

Smoczyca przestawiła dźwignię, a ściana, na której się opierałam, zaczęła się przesuwać otwierając nam przejście dalej. Wtedy Attysa puściła się dźwigni i zeskoczyła, już miałam ponownie ją łapać, gdy ku mojemu zdziwieniu zaczęła latać po całym pomieszczeniu wydając pełne radości piski. Pozwoliłam jej się nacieszyć tą nowo zdobytą umiejętnością, po czym ruszyłyśmy dalej.

 

Nareszcie! Dotarłyśmy do pomieszczenia, w którym znajdował się tak bardzo upragniony przez nas przedmiot. Uradowana sięgnęłam po kryształ pantery i złapałam go zębami. W tym samym momencie usłyszałam huk i jakieś tąpnięcie w oddali. Świątynia zaczęła się walić. Attysa natychmiast usiadła mi na grzbiecie, a ja wykonałam kilka zgrabnych susów, unikając spadających z sufitu skał. Ile sił w nogach biegłam przez korytarz prosto do wyjścia, w którym minęłam Azana, samiec pantery widocznie nie zauważył, co się dzieje na drugim końcu świątyni.

 

-Uciekaj, jeśli ci życie miłe! -krzyknęłam niewyraźnie do strażnika, wciąż trzymając w pysku kryształ. Azan zdziwiony wstał z miejsca, po czym obejrzał się za siebie i dostrzegając, co się święci i natychmiast ruszył za mną w stronę wyjścia na zewnątrz.

Gdy wyszliśmy na świeże powietrze, do naszych uszu dobiegały ostatnie dźwięki rozbijających się skał. To był już koniec, miałam kryształ i przy okazji zniszczyłam jeden święty budynek, ale czego się nie robi dla dobra świata prawda?

-Wybacz Azam za tą świątynię... -rzekłam trochę zakłopotana, a samiec przeniósł wzrok z wyjścia, którym uciekliśmy wprost na mnie. Przez moment bałam się, co może mi odpowiedzieć bądź zrobić.

-Nie wiem, jak wam się udało dostać do środka tak niepostrzeżenie -przymknął na chwilę oczy -ale skoro tyle przeszłyście, żeby dostać tę błyskotkę, musicie mieć naprawdę dobry powód -kontynuował ze stoickim spokojem i ku mojemu zdziwieniu na jego pysku na ułamek sekundy pojawił się lekki uśmiech.

-Zgadza się -również odpowiedziałam uśmiechem -A teraz wybacz mi Azamie, ale musimy ruszać dalej.

-Rozumiem, udanej podróży -samiec pantery skinął delikatnie głową, po czym odszedł w swoją stronę jak gdyby nigdy nic, a ja odwróciłam się w przeciwnym kierunku, by w końcu opuścić Dolinę Wody, lecz jak się okazało, nie był to koniec niespodzianek.

Ponownie ogromny, czarny basior wyłonił się z cienia ze złowrogim uśmiechem.

 

-Tym razem mi nie uciekniesz! -Flaris skoczył w moją stronę, a ja wykonałam szybki unik. Nie mogłam ryzykować, by ten drań zdobył trzymany przeze mnie kryształ, dlatego nawet nie próbowałam z nim rozmawiać i po prostu pobiegłam przed siebie.

 

Attysa doskonale rozumiała sytuację, dlatego momentalnie wzbiła się w powietrze, nakierowując mnie prosto w stronę Krainy Natury.

 

 

C.D.N.

 

Trzecia część questa, zaliczona!