Attysa rzeczywiście dobrze wiedziała, w którą stronę mam podążać, aby trafić do odpowiedniego miejsca. Gdy już się zbliżałyśmy do Doliny Ognia, co można było poznać po wszechobecnych skałach i uschniętych roślinach w pewnym momencie smoczyca zeskoczyła mi z pleców i gdzieś pobiegła. Próbowałam ją dogonić, lecz była zbyt szybka i w pewnym momencie straciłam ją z oczu. Gdy wróciła, trzymała w swoich łapkach błyszczący, czerwony kamień i mi go pokazała, skrzecząc i wskazując na wulkan znajdujący się przed nami dość daleko na horyzoncie, w samym centrum miejsca, do którego zmierzałyśmy. Nie widziałam, o co może jej chodzić, ale stwierdziłam, że jej zaufam i pozwolę zabrać ze sobą znajdźkę.
Czułam jak powietrze, robi się coraz cieplejsze, chłodny wiaterek, który beztrosko hulał jeszcze, gdy byłam w Krainie Burz, właściwie już całkiem zniknął. Z każdym krokiem czułam, że jest mi coraz bardziej duszno i gorąco. Jako że jestem wilkiem lodu, ten klimat był mi wyjątkowo nieprzyjazny, czułam się trochę jak ryba wyciągnięta z wody. Nie potrzebuję jakiś niskich temperatur, aby czuć się dobrze, właściwie nawet zwyczajnie ciepłe dni potrafią być dla mnie przyjemne, siedzenie przy ognisku również, lecz to niewyobrażalne gorąco bijące z wypływającej dookoła lawy było już grubą przesadą. Świątynia Ognia, jako święte miejsce dla smoków miała się znajdować na samym szczycie jednego z wulkanów. Od razu łatwo dostrzegłam ją z oddali i skierowałam swe kroki w tamtym kierunku. Głęboko westchnęłam, widząc jak długa wspinaczka mnie czeka, lecz nie miałam innego wyjścia. Smoki nie mają w zwyczaju budować schodów, w końcu mają skrzydła.
-Mocno się mnie teraz trzymaj Attyso -Poczułam jak smoczyca kurczowo łapie się skóry i futra na moim grzbiecie. Spięłam wszystkie mięśnie, po czym podskoczyłam, opierając się przednimi łapami o skały, następnie się podciągnęłam i wykonałam następny i następny skok.
Skacząc, nagle dostrzegłam, że nieumyślnie zrzucam kawałki skał i kamienie ze zbocza, które następnie turlały się na sam dół, robiąc przy okazji trochę hałasu w jak dotąd cichej, ognistej krainie. Na moje nieszczęście zwróciłam tym samym na siebie uwagę tutejszych mieszkańców. Ujrzałam, jak coraz więcej smoczych łbów wychyla się z różnych jam. Wszystkie patrzyły się prosto na nas z ciekawością w oczach. Attysa ponownie się jeszcze bardziej we mnie wtuliła, a ja momentalnie znieruchomiałam, obawiając się, że któryś z obcych smoków w końcu uzna mnie i moją towarzyszkę za intruzów i zechce nas zaatakować, lecz nic takiego się nie wydarzyło. One po prostu... patrzyły. Po chwili zebrałam się w końcu na odwagę, by wykonać kolejny skok, lecz ciągle zachowywałam czujność, wiedząc, że jeden fałszywy ruch i możemy skończyć jako posiłek.
Byłam już praktycznie u góry, lecz i tak co chwilę obracałam głowę, by się upewnić czy, aby na pewno, żadnej z ognistych bestii nie przyszło do głowy się na nas rzucić. Wciąż lekko spięta wykonałam ostatni skok i tak oto stanęłam przed wejściem do świątyni. Musiałam przyznać, że wyglądała naprawdę imponująco, nie tylko była ogromna, ale i pięknie zdobiona i zadbana. Była to dość nietypowa odskocznia od części krainy znajdującej się u podnóża wulkanów, gdzie nie było praktycznie niczego poza skałami, siarką i dymem. Już miałam wchodzić do środka, kiedy drogę zagrodziła mi ogromna smoczyca o zielonych łuskach i pomarańczowych, niemal czerwonych oczach. Alessa mówiła mi o trzech strażnikach broniących kryształów, to zapewne jedna z nich.
-Zwę się Kalipso! A ktoś ty? -spytała krótko. Samica miała tak donośny głos, że niemal krzyczała, a ja nieco wystraszona przełknęłam ślinę.
-Ja jestem Alice, a to Attysa -wskazałam na małą istotkę siedzącą mi na grzbiecie -Przychodzę z polecenia mojej alfy, muszę odzyskać kryształ smoków i zwrócić go wilczej bogini wojny -odpowiedziałam na co smoczyca popatrzyła na mnie przez chwilę ze zdziwieniem.
-Nie ważne z czyjego polecenia przychodzisz, dalej nie przejdziesz -rzuciła Kalipso lodowatym tonem.
Już miałam coś odpowiedzieć, ale stwierdziłam, że nie ma to sensu. Nie chciałam walczyć ze smoczycą, w końcu wykonywała swoją pracę, co jeśli zamiast mnie pojawiłby się tu Flaris? Nie mogłam też obok niej przemknąć, używając mocy niewidzialności, przez to gorąco i wyczerpującą wspinaczkę mogłoby to zadziałać na nie więcej niż dwie sekundy. Tak więc musiałam wymyślić jakieś inne wyjście... Wtedy poczułam, jak coś z tyłu delikatnie ciągnie moją sierść. Obróciłam głowę i ujrzałam Attysę trzymającą w łapkach znaleziony przez siebie wcześniej kamyczek, który nie był co prawda szlachetny, ale bardzo się mienił. Zgrabnie zeskoczyła mi z grzbietu i położyła go przed smoczycą, po czym prędko wróciła do mnie.
-Co powiesz na to? Świecący kamień w zamian za możliwość wejścia do świątyni? -spytałam z determinacją w głosie, na co Kalipso zmrużyła podejrzliwie oczy.
-Niech ci już będzie. Wchodź -czerwonooka zagarnęła łapą przedmiot, po czym się odsunęła, aby pozwolić mi przejść.
Weszłam do środka, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu. Teraz tylko zostało dostać się do centrum i znaleźć kryształ. Już miałam pobiec jedynym znajdującym się tu korytarzem, gdy nagle poczułam zapach jakiegoś obcego wilka.
-Nie jesteśmy tu sami... -zawęszyłam jeszcze raz, domyślając się jaki wilk mógł wkroczyć tutaj dosłownie na moment przede mną. Tym razem zwolniłam tempa i zachowałam czujność, ostrożnie stawiając każdy krok.
Wciąż podążałam korytarzem, aż w końcu ujrzałam dziwaczne otwory znajdujące się w podłodze, z których niespodziewanie wyleciały ogniste płomienie w tym jeden tuż przed moim nosem. Cofnęłam się kilka kroków, lustrując pułapkę poważnym wzrokiem. Zza płomieni mogłam dostrzec kolejną, tym razem otwory były umieszczone na ścianach, a z nich wylatywały liczne strzałki, możliwe, że zatrute. Kto wie co szalonemu smoczemu architektowi, mogło przyjść do głowy, jak by nie było, nie miałam zamiaru tego sprawdzać na własnej skórze. Śmiertelny korytarz był naszą ostatnią prostą, dosłownie i w przenośni, gdyż na jego końcu znajdowała się sala, prawdopodobnie będąca sercem świątyni.
-W porządku, to nie powinno być zbyt trudne -powiedziałam do siebie, na wpół do Attysy pewnym siebie tonem, po czym postawiłam pierwszy krok w kierunku pułapki i z każdym następnym korytarz był w coraz większej części pokrywany grubą warstwą lodu skutecznie blokującą otwory, z których wylatywał ogień i strzały. Gdy byłam kilka długości lisa przed końcem Attysa wydała z siebie wesoły, zwycięski okrzyk, który zaś niespodziewanie przerwał głos dobiegający dosłownie zewsząd.
-No proszę, Królowa Śniegu poradziła sobie nawet z tym, brawo -słysząc to zdanie, moja smocza towarzyszka zaczęła warczeć.
-"Królowa Śniegu", chciałeś mnie obrazić? -zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, szukając miejsca, z którego mógł dochodzić głos -To ty Flaris uruchomiłeś te pułapki prawda?
-Może tak, a może nie -zaśmiał się złowrogo, a jego śmiech rozniósł się echem po korytarzu. Nie mogłam tracić więcej czasu na słuchanie tego, co upadły bóg ma do powiedzenia. Natychmiast ruszyłam biegiem w stronę znajdujących się na środku pomieszczenia małych schodków wykutych w skale, które wyglądem przypominały nieco małą piramidę, na której szczycie znajdował się, piękny, czerwony kryształ. Bez wahania złapałam go do pyska i ruszyłam czym prędzej w stronę wyjścia. Opuściłam bezpiecznie świątynie, jak i smoczą dolinę. Jeszcze dwie krainy, dwie świątynie i dwa kryształy.
Następny przystanek: Dolina Wody!
C.D.N.
Druga część questa, zaliczona!