· 

Kolekcjoner Kryształów 1/5

Jesień, jak ja uwielbiam, gdy liście żółkną i spada temperatura. Na suchych liściach z daleka słychać, gdy ktoś się zbliża, czy też może jakaś zwierzyna, kto to wie? Było dość wcześnie rano, czerwone promienie słońca wpadały do mej jaskini, budząc mnie. Otworzyłem oczy, przeciągnąłem się i wyszedłem na dwór. Rozejrzałem się po okolicy, dostrzegłem sylwetkę jednego z wilków należących do naszej watahy, był to Mitch.

 

- Arelionie, Alessa kazała mi przekazać, że cię potrzebuje i żebyś jak najszybciej zjawił się w.. - basior nagle się zawiesił.

- Gdzie się mam stawić? - łagodnie zapytałem

- Chyba zapomniałem, uleciało mi z łba... - smutny odpowiedział

- Nic się nie stało. - pocieszyłem go

- Na pewno? - zapytał zaniepokojony

- Przy odrobinie szczęścia natknę się na nią na moim patrolu, na który wyruszam od razu. - powiedziałem pełen energii i entuzjazmu

- Powodzenia. - odpowiedział, po czym odszedł w swoim kierunku.

Fakt ten mnie lekko zdziwił, nie widziałem, czego mogą od mojej osoby chcieć. Kazałem Avemowi nie opuszczać jaskini, chyba że Alice by go wzięła na spacer, czy coś, nie może być cały czas sam, bo nie da żyć Vixen. Ruszyłem przed siebie na zwiad w kierunku wschodzącego, krwistego słońca.

 

Szczęśliwy traf chciał, że z całych ogromnych terenów watahy była ona przy leśnych wrotach tam, gdzie akurat przechodziła linia mojego patrolu. A jednak los czasem umie się ode mnie uśmiechnąć. Wadera siedziała na jednym z podstaw kolumny, która kiedyś tam prawdopodobnie stała. Pomarańczowe prześwity słoneczne spadały prosto na nią. W tym świetle wyglądała ona po prostu cudnie. Na dodatek ruiny pachniały świeżą rosą i mokrymi liśćmi.

 

- Witaj Alesso, podobno mnie szukałaś. - Na dzień dobry nisko się ukłoniłem z rozłożonymi skrzydłami oczywiście.

- A szukałam cię, potrzebuję twoich zdolności. - rozmowa zaczęła się bardzo ciekawie

- Zamieniam się w słuch. - Odpowiedziałem.

- Dzisiejszej nocy doszły mnie wiadomości, że Flaris jeden z upadłych bogów, który stracił swe mocy w ramach kary za swoje zbrodnie. Pragnie on odzyskać swoje moce, poprzez odnalezienie trzech kryształów, które znajdują się na odległych od siebie krainach. Będziesz musiał być bardzo ostrożny, jest on niebywale przebiegły i nie zatrzyma się, by osiągnąć swój cel. Jest w stanie zrobić wszystko, a z pewnością zabicie wilka nie będzie dla niego żadnym problemem, jeżeli ów wilk będzie dla niego kulą u nogi czy przeszkodą. - zaczęła mi tłumaczyć

- Co ja mam z tym wspólnego? - zaciekawiony tym wszystkim odpowiedziałem

- Musisz udać się do trzech różnych krain. Jedna z nich jest na południu, jest tam wiele wulkanów i zero roślinności, jest ona zamieszkiwana przez smoki. Drugi ląd jest daleko na zachód, jej powierzchnię obrastają gęste bory. Ostatnia z nich jest na wschodzie cała ukryta pod ziemią, by nie dosięgnął jej wzrok zachłannych bogów. W sercu każdej z nich jest świątyni a w centrum budowli jej dusza, czyli kryształ, jeden z najpotężniejszych magicznych przedmiotów na ziemi. Nie wiem, co cię tam może czekać, jednak jestem pewna jednej rzeczy, to będzie długa i męcząca podróż. Jesteś jednym z najlepszych wilków, proszę, wyrusz i ocal nas wszystkich, jak i bogów patrzących na nas z góry. - powiedziała mi spokojnie wadera

- Jak ja mam je znaleźć, przecież nie różnię się niczym od innych, nie jestem wyjątkowy ani nie mam jakiś specjalnie ciekawych zdolności? - znowu zadałem pytanie, skuszony chęcią pomocy, lecz miałem też wiele obaw.

- Lunku, jestem w stu procentach pewna, że ty najlepiej się do tego nadajesz, po prostu uwierz w siebie, tylko tego ci brakuje, wiary w swoje własne możliwości. A co do twojego koordynatu, on może ci się przydać. - sięgnęła ona za siebie i pchnęła ona swoją łapą niebieskiego smoczka.

Uważnie się mu przyglądałem, wzrostem sięgał mi trochę ponad brzuch. Był on jasnobłękitny z głęboko złotymi oczyma, było coś w nich hipnotyzującego, mógłbym się im przypatrywać cały dzień.

- Ma on na imię Atyss, i doskonale wie, gdzie ma cię zaprowadzić. Będzie on idealnym przewodnikiem dla ciebie, dobrze wiem, że dobrze dogadujesz się ze smokami. Myślę, że możecie być dla siebie wsparciem podczas tej wyprawy. - wadera uśmiechnęła się lekko

- Cześć mały. - mówiąc to, pogłaskałem delikwenta po głowie.

Smoczek bez żadnych agresywnych odruchów chciał być głaskany, a nawet bardzo mu się to podobało.

- Kiedy mam wyruszyć? - zapytałem.

- Im prędzej, tym lepiej Arelionie - odparła

- Więc czas wyruszać, trzymaj za mnie kciuki Alesso, obiecuję, że wrócę prędzej czy też później i to w jednym kawałku, przy moim smoku będzie ten malec, a ja będę trzymać te kryształy, złączone w jedną całość w Egidę żywiołów. - z lekką dumą w głosie poweidziałem

- W to nie wątpię. - odpowiedziała

- A więc żegnaj. - pożegnałem się

- Szerokiej drogi, uważaj na siebie! - po tym słowach wadera poszła w swoją stronę.

 

Ja natomiast zostałem sam na sam w ruinach z moją żywą mapą. W sumie nie wiem, jak się mam, z nim dogadać, myślę, że zwyczajne zapytanie go o drogę nie wchodzi w grę. Dogaduje się z Avemem, ale to nie to samo. To jest zupełnie obcy mi smok. Pomyślałem, że najlepiej na początku pokonać największe zagrożenie, a mianowicie południowe krainy ognia, tylko jak o to zapytać. Wtem wpadłem na pomysł, stanąłem przed gadem i próbowałem udawać dużego smoka, kłapałem pyskiem, machałem skrzydłami i ryczałem, jak tylko umiałem. Mój komiczny plan chyba zadziałał, mały pisnął i zaczął biec na południe, tyle ile fabryka dała w tych jego kończynach.

 

A więc przygodę czas zacząć.

 

 

C.D.N.

Pierwsza część questa, zaliczona!