Z samego rana obudził mnie mój wewnętrzny budzik. Jakoś tak mam, że gdy wiem, że rano mam zrobić coś ważnego automatycznie budzę się wcześniej, właśnie dlatego nigdy nie jestem spóźniona, jeśli chodzi o poranne obowiązki. Zeszłego dnia obiecałam szczeniętom, że o świcie wybierzemy się do Zapomnianych Ruin, bym mogła im pokazać jedno z miejsc, w których wilki robią sobie treningi. Jeśli chodzi o Ketosa, jako jedyny znał to miejsce nie od dziś, lecz i tak nie miał nic przeciwko, by się z nami wybrać. Gdy wyszłam ze swojej groty na zewnątrz, od razu ruszyłam najpierw do jaskini Niebiańskiego Światła po Dream, a potem do Wschodzącego Słońca po Ketosa i Beiu. Spodziewałam się, że będzie trochę ciężej przekonać je do wywleczenia się z legowisk, ale okazało się, że nie było tak źle. Szczególnie Beiu była bardzo podekscytowana, na tyle, że gdy do niej przyszłam, ona już od jakiegoś czasu nie spała. Zebrałam ich wszystkich przed wyjściem z obozu, po czym ruszyliśmy najszybszą i najbezpieczniejszą drogą w stronę naszego miejsca docelowego. Obmyśliłam ją wczoraj wieczorem, żeby dziś nie musieć improwizować. Droga nie była długa jak na moje łapy ledwie krótki spacerek. Podążaliśmy wydeptanymi już ścieżkami, aż w końcu dotarliśmy na miejsce. W samym środku lasu mogliśmy ujrzeć prastare ruiny dawno rozpadającego się miasta. Dla Beiu i Dream było to niezwykłe doświadczenie, nigdy nie widziały ludzkich budowli z bliska. Obiecałam, że później pozwolę im się porozglądać i pobawić o ile będą trzymać się blisko i uważać, ale najpierw chciałam co nieco opowiedzieć.
-Jest to jedno z miejsc służących głównie do ćwiczeń. Te budowle już od setek lat nie są zamieszkane przez ludzi, a pozostałości po ich legowiskach dzisiaj mogą nam służyć do ćwiczenia zwinności, skoków oraz równowagi -zgrabnie wskoczyłam na pozostałości ściany jednego z budynków, aby im to zaprezentować. -Zaś drzewa, ich długie korzenie oraz pędy są wręcz idealne, jeśli chodzi o naukę wspinaczki.
-Dlaczego nikt z dwunożnych już tu nie mieszka? -spytała Dream.
-Do dziś nie jesteśmy tego pewni. Krążą wokół tego różne teorie i plotki, każdy wierzy w coś innego, lecz niczego nie możemy być tak naprawdę pewni -wyjaśniłam -ale dzięki tym ruinom możemy się wiele dowiedzieć, jeśli chodzi o ludzi i to jak żyli wiele lat temu. W niektórych budynkach do tej pory możemy znaleźć kilka prymitywnych przedmiotów należących do przedstawicieli tego gatunku.
Szczeniaki słuchały z uwagą, z zapartym tchem rozglądając się po okolicy, zapewne sobie wyobrażając, jak musiało wyglądać to miejsce za czasów, kiedy było pełne życia.
-Cieszę się, że już od dawna nie ma tu żadnych ludzkich istot -rzekł Ketos z lekką pogardą w głosie spoglądając z powagą na miejsce, które prawdopodobnie niegdyś było czymś w rodzaju rynku i centrum miasteczka.
-Masz rację Ketosie, ja też... -zamyślona również tam spojrzałam, przypominając sobie wszystkie krzywdy, jakich doświadczyłam przez dwunożnych. Nie miałam zamiaru kiedykolwiek się na nich za to mścić, ale jednak te wspomnienia bolały i zasmucały...
Nigdy nie miałam na tyle do czynienia z ludźmi, by to wiedzieć, ale chciałam wierzyć, że nie każdy z nich jest zły, że tak jak w przypadku wilków każdy z nich jest inny i nie wszyscy potrafią wyrządzać tylko szkody. Mimo wszystko nigdy nie spotkałam przyjaznego człowieka, ani nawet o takim nie słyszałam, dlatego musiało to pozostać jedynie w strefie moich utopijnych marzeń, w których dwunożni nas nie krzywdzą. Z pewnością w innej rzeczywistości istnieją dobrzy ludzie, ale niestety nie tutaj, nie w tym konkretnym świecie.
Nagle głos Beiu gwałtownie wyrwał mnie z moich przesadnie długich przemyśleń.
-S-słucham? -spytałam lekko zdezorientowana.
Ach... jakie to nieprofesjonalne... -skarciłam się jednocześnie w myślach.
-Spytałam, czy możemy już pójść, się rozejrzeć i spróbować swoich sił w ćwiczeniu skoków? -zapytała ponownie waderka.
-Tak, pewnie -uśmiechnęłam się pogodnie -tylko pamiętajcie, trzymajcie się w miarę blisko i uważajcie.
Dream i Beiu pobiegły przodem się rozejrzeć, a ja wraz z Ketosem ruszyliśmy za nimi, bym mogła cały czas mieć je na oku. Beiu zatrzymała przy jednej z przewróconych kolumn, po czym spróbowała na nią wskoczyć, a Dream ostrożnie weszła do środka jednego z budynków. Weszłam za nią i stanęłam w progu, by mieć pewność, że w środku jest bezpiecznie. W tym czasie waderka o białym futrze obwąchiwała uważnie niemal puste pomieszczenie.
-Dziwnie tu pachnie -nieufnie spojrzała na kamienną podłogę.
-To zapach stęchlizny, podczas opadów zapewne często zbiera się tu woda -spokojnie wyjaśniłam, spoglądając na dziurawe zadaszenie, po czym odwróciłam się, by wrócić z powrotem na zewnątrz.
Demurr widząc, że w środku nie ma niczego ciekawego zrobiła to samo i wyprzedzając mnie dołączyła do Beiu. Obie stwierdziły, że wolą spędzić czas tutaj próbując przejść swego rodzaju mały "tor przeszkód" złożony z przewróconej kolumny i resztek najprawdopodobniej czegoś, co niegdyś było murem. Zaczęłam wypatrywać Ketosa, widząc, że basior jedynie coś obwąchuje, spokojnie usiadłam, tak aby mieć wszystkich w polu widzenia. Mimo że czarno-biały wilk jest już niemal dorosły, nadal jestem za niego odpowiedzialna i tak jak całą resztę muszę i jego mieć cały czas na oku, szczególnie podczas takich wycieczek jak ta.
Minęło niewiele czasu, kiedy nagle dziwny zapach dotarł do mojego czułego nosa. Powęszyłam jeszcze raz w powietrzu. Czyżby mój niezawodny węch po raz pierwszy się mylił? Te zwierzęta nie występują w tej części lasu, od lat nie widziano żadnego w okolicy. Mimo moich wątpliwości niezwłocznie, gdy tylko poczułam zapach i zorientowałam się jakie stworzenie może być w pobliżu, zaniepokojona wstałam i poważnym głosem zawołałam całą trójkę do siebie, w takich przypadkach lepiej dmuchać na zimne. Niestety, zanim Dream i Beiu zdążyły się ruszyć, z krzewów za nimi gwałtownie wyskoczyło kotowate zwierzę.
(Autor obrazka: sans-art)
Miałam rację, był to ryś. Dream zdążyła odbiec, lecz przerażona Beiu straciła równowagę i się przewróciła, potykając się o swoje własne łapy. Wydając dźwięki podobne do groźnego burczenia, drapieżnik szybko zaczął się do niej zbliżać. Orientując się co się dzieje, prędko wskoczyłam między nich, kładąc uszy po sobie i warcząc na kotowatego. Mimo iż był ode mnie mniejszy, nie miał zamiaru się wycofać i lekko podniósł przednią łapę, prawdopodobnie mając zamiar zaatakować.
-Cofnijcie się. Wszyscy! -krzyknęłam, słysząc przerażony pisk Dream tuż za sobą.
Zasłoniłam Beiu i jeszcze głośniej zawarczałam, aby skupić uwagę rysia na sobie.
Po chwili podskoczyłam w jego stronę i kłapnęłam na niego zębami, chcąc go przegonić. Tym razem to podziałało, a kotowate stworzenie się wycofało i zaczęło uciekać. Ruszyłam za nim w pogoń, która trwała ledwie niecałe dziesięć metrów, aby mieć pewność, że zwierze się porządnie wystraszy i nie prędko tu wróci. W końcu zahamowałam i odetchnęłam, po czym wróciłam do szczeniąt.
-Nic ci nie jest Beiu? -zapytałam zmartwiona.
-Nie, nic nie zdążył mi zrobić, tylko porządnie mnie nastraszył -odpowiedziała.
-A wy? U was też wszystko w porządku? -spytałam pozostałej dwójki, na co ci zgodnie przytaknęli.
Spojrzałam na niebo oraz na położenie słońca. Musieliśmy się już zbierać, byłam umówiona wraz z Telishą, Jake'iem, Mitchellem oraz Rakshą na grupowe polowanie dla watahy, dlatego po ponownym upewnieniu się, że na sto procent nikomu nie stała się krzywda, zebrałam wszystkich i ruszyliśmy z powrotem do domu. Mimo tego dość nieprzyjemnego incydentu szczeniaki wyglądały na podekscytowane i zadowolone z naszej małej wycieczki. Niezmiernie mnie to cieszyło, mimo że nieunikniona sytuacja z rysiem nie należała do najprzyjemniejszych, to nikomu nic się nie stało i udało mi się wszystkich obronić. W drodze powrotnej zastanawiałam się, dlaczego zwierzę spotykane głównie na Ponurych Bagnach i w Smoczej Przełęczy znalazło się w miejscu takim jak to, widocznie na zawsze pozostanie to dla nas tajemnicą.