· 

Szukając domu #6

Gdy tylko poczułam, że ujmujący ból w mięśniach zaczyna powoli zanikać, westchnęłam z ulgą i dźwignęłam się na łapy. Okropny, pełen cierpienia trans ustał. Przed ślepiami tańczyły mi mroczki, więc pokręciłam łbem, aby się ich pozbyć. W mojej pamięci zarył się straszny widok, który owładnął moim ciałem i umysłem. Koszmar. Nie mogłam się go pozbyć, a wszystkie szczegóły, które wtedy ujrzałam, były takie realne...zupełnie prawdziwe. Nadal widziałam te martwe pyski wilków, które mnie w tamtym momencie otaczały. Wyjęte z najgorszych snów...przerażające.

Rozejrzałam się dookoła, chcąc przyzwyczaić się do otoczenia wokół mnie. Więzienie było dziwnie jasne, zupełnie jakby przepełnione światłem. Mogłabym przysiąc, że gdy tu trafiłam, ta jaskinia przypominała dzicz w nocy, a teraz emitowała dziwnym blaskiem.

 

,,Zupełnie jakby..."-zerknęłam w stronę wyjścia i momentalnie zamarłam.-,,...bluszczu tu nie było". To była prawda. Zasłona wyparowała! Jakim cudem zniknęła? Podeszłam powoli do dziury, wychodzącej na dwór. Bez problemu mogłam ujrzeć plac znajdujący się przed jaskinią. Wydawał się dziwnie pusty, a krzaki, które na nim wcześniej rosły, zostały usunięte.-,,co tu się dzieje?"-zastanawiałam się. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Wyjrzałam ostrożnie z groty, rozglądając się dookoła. Słońce dopiero co wyłaniało się zza koron drzew, oblewając cały obóz pomarańczowym blaskiem. Cienie powoli kurczyły się, a księżyc i gwiazdy niknęły z każdym uderzeniem serca. Gdzieś w lesie rozległ się cichy szelest liści oraz ptasi trel, witający piękny poranek. Wstawał nowy dzień, a mieszkańcy obozu watahy jeszcze spali. Gdybym przebywała bezpieczna w Wataszy Wilków Burzy, na pewno zachwyciłabym się tym wyjątkowym widokiem.

-No, dalej, Blake! Chodźmy!-usłyszałam nagle szczenięcy pisk. Zareagowałam natychmiast. Usłyszawszy imię ciemnego basiora zerknęłam w stronę dobiegającego głosu, stawiając uszy na sztorc. Przez plac biegła malutka, szara waderka, a jej ogon kołysał się radośnie na boki, gdy ta zatrzymała się przed więzieniem, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Obejrzała się, wyczekując starszego wilka. Przyjrzałam się jej, bowiem coś na niej przykuło mój wzrok. Jej futro...było dziwnie blade. Przezroczyste. Była duchem.

 

,,Jak to?".

 

Obok wilczycy pojawił się ciemnoszary basiorek. Był tak samo podekscytowany i prześwitujący jak jego koleżanka. Zwróciłam uwagę na jego radosne, błyszczące oczka, przypominające bursztynki. Tylko jeden wilk, na jakiego się natknęłam, miał takie niezwykłe, żółtawe ślepia. To był Blake, odmłodzony o kilka lat i pomniejszony do wielkości dorosłego bażanta. Wszystko nagle stało się jasne jak słońce rozświetlające cały obóz.

 

,,Cofnęłam się do swojej młodości"-uświadomiłam sobie. Może była to sprawka Terry? Ja na pewno nie miałam mocy przeglądania swojej przeszłości. Jak do tego doszło? Czy to z powodu tego okropnego koszmaru, który mnie nawiedził i pozbawił sił? Czyżbym szalała?

 

-Gniew Bogów!-krzyknął nagle Blake i skoczył na waderkę, a podane hasło było prawdopodobnie wymyśloną nazwą jego ataku z zaskoczenia. Młoda Etria została wywrócona na bok, ale wyglądało na to, że nie sprawiło jej to bólu. Skoczyła na równe łapy i zamachnęła się jedną z nich, z wyjętymi, nienaturalnie błyszczącymi pazurkami. Szczeniak obrócił się, chcąc uniknąć ciosu, ale był zbyt wolny; został podrapany w grzbiet, na szczęście nie do krwi. Jeszcze tylko by mi brakowało, abym w czasach młodości zraniła swojego przyjaciela!

 

Natychmiast w łbie rozległy mi się odległe, niedokończone zdanie Blake'a.

 

,,Pewnie tego nie pamiętasz, ale ty i ja...".

 

,,...Znaliśmy się już, gdy byliśmy jeszcze szczeniętami"-dokończyłam w myślach i zamerdałam z lekką radością ogonem, zadowolona z rozwikłanej zagadki. Bynajmniej jedna tajemnica nie pozostała sekretem.-,,byliśmy przyjaciółmi!"-po raz kolejny pożałowałam swojego wcześniejszego zachowania wobec basiora. Nie chciałam być na niego zła przez to, że mnie porwał. Przecież on tylko wykonywał rozkaz mojego ojca!

 

-Ha!-pisnęła triumfalnie Młodsza Ja, ciesząc się z wygranej. Wilczek jednak szybko się pozbierał i skoczył na zupełnie nie spodziewającą się tego waderkę. Zwalił przyjaciółkę z łap i rzucił na ziemię, wywracając ją celnym pacnięciem na grzbiet. Przyłożył pazur do jej gardła, szczerząc się porozumiewawczo.

-Wiesz, że jakbyśmy walczyli na serio, to mógłbym cię teraz zabić?-uniósł brew, aby upewnić się, czy przyjaciółka zrozumiała.-bądź zawsze gotowa na atak, Etrio. W ten sposób trudniej będzie cię zaskoczyć-poradził.

 

W oczkach małej waderki urzałam błysk, wskazujący na to, że dostrzegła w czymś swoja szansę.

 

-Mów za siebie!-zachichotała i odepchnęła basiora kopnięciem. Nie posłała go zbyt daleko; jedynie na tyle, aby dać sobie czas na wstanie.

-Haha!-roześmiał się Blake.-Masz mnie! Mój błąd!-po czym wykonał potężny sus na swoją koleżankę i zaczął się z nią siłować.

 

Usiadłam cicho na ziemi i przyglądałam im się w milczeniu. Zupełnie zapomniałam, że taka sytuacja miała miejsce w moim życiu. Zdarzyła się tak dawno temu...sądząc po stanie pyska Młodszej Mnie, wszystko to działo się przed tym, nim ojciec wpadł w furię i mnie zadrapał. To takie dziwne. Czy w Wataszy Ziemi naprawdę miałam okazję czuć się szczęśliwa? Jedyne co ostatnio kojarzyło mi się z dawnym domem, to wieczne treningi oraz przymusowe walki pełne bólu.

 

Szczeniaki przestały się w końcu tarzać i ułożyły się obok siebie w promieniach porannego Słońca. Mała Etria polizała radośnie kompana po uchu.

 

-Z Tobą walczy mi się o wiele lepiej niż z Skygge'm!-przyznała.-No i ty tak dobrze mi wszystko tłumaczysz! Wszystko jest łatwiejsze, gdy jesteś przy mnie.

 

Tym razem to Blake ją polizał, ale w okolicach nosa.

 

-W takim razie, nigdy Cię nie opuszczę.

 

Waderka wtuliła pysk w jego ciemne futro, z rozkoszą wdychając zapach swojego przyjaciela.

 

-Jak Ciebie też-obiecała.-może pójdziemy dzisiaj na polowanie ze starszymi? Dawno tego nie robiłam.

-W sumie ja też-przyznał, łaskocząc towarzyszkę wąsikami.-Chciałbym w końcu nauczyć się polować na wiewiórki.

Młoda wilczyca zamerdała lekko ogonkiem.

-Na pewno uda Ci się w końcu jakąś złapać-uśmiechnęła się radośnie.-mogę ci w tym pomóc-zaoferowała.

-Byłoby miło-ucieszył się Blake i oparł pyszczek na łebku Małej Etrii.

Patrzałam nieco wzruszona na ten uroczy widok. Gdy ja i on, jako szczeniaki, leżeliśmy obok siebie, teraźniejsza Ja, zapragnęła biec do tego prawdziwego, starszego Blake'a i rozpłakać się wtulona w jego miękkie futro. To takie niesprawiedliwe! Dlaczego przed swoją ostatnią walką, na której miałam umrzeć, musiałam zobaczyć tę wzruszającą chwilę? Obserwując swoje dawne wspomnienia, miałam ochotę krzyczeć w głos i nawoływać pomocy. To było takie okrutne! Czemu los mnie tak ukarał?!

Świat zaczął mi się rozmazywać przed oczyma, a ja zrozumiałam, że to przez łzy. Płakałam. Już nie chciałam kryć smutku. Nie miałam powodu, dlaczego miałabym się z nim chować.

 

-Ja nie chcę!-krzyknęłam, chcąc pozbyć się okropnego ciężaru z serca.-Ja nie chcę!-czułam się jak rozkapryszony dzieciak, ale w tamtym momencie niewiele mnie obchodziło. Ciało mnie bolało, a moje wrzaski wstrząsały nim, niczym liśćmi na wietrze. Upadłam na ziemię, wstrząsana silnymi szlochami.-Dlaczego?!-wrzeszczałam.-Dlaczego?

 

Wszystko, co mnie otaczało, pochyliło się nad mną, a ziemia pod moim futrem zaczęła się kruszyć, rozpadać, obracać w niebyt i ginąć...

Stanęłam pyskiem w pysk z Blake'm. A jeśli chodzi o dokładniejsze określenie zaistniałej sytuacji: leżałam w ciemnej, prawdziwej, z wiszącym bluszczem jaskini dla więźniów, a basior pochylał się nade mną z zatroskanym pyskiem. Wyglądał na smutnego.

 

-Obudziłaś się?-zapytał, a ja usiadłam chwiejnie i kiwnęłam łbem na potwierdzenie. Pomimo ciemności panujących w więzieniu, ujrzałam za zasłoną obrośnięty krzakami, pełen życia placyk obozu watahy. Nie stanowiło wątpliwości, że wróciłam do rzeczywistości. Sama nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Wyniuchałam swojego niedojedzonego, na szczęście jeszcze świeżego królika, na którego natychmiast się rzuciłam. Smakował równie dobrze jak wtedy, gdy go dostałam.

-Jak długo spałam?-zerknęłam na przyjaciela, zwracając szczególną uwagę na jego niezwykłe, świecące w ciemnościach ślepia.

-Cały dzień i noc. Mamy następny dzień-poinformował.

Przełknęła kawałek mięsa, z trudem połykając jednocześnie resztki śliny. Głos basiora brzmiał dziwnie pusto i bezemocjonalnie, zupełnie jakby jego dawna dobra dusza gdzieś się ulotniła. Co z nim było nie tak?

-Blake, muszę ci coś powiedzieć.

 

Nabrałam powietrza.

 

,,Pewnie tego nie pamiętasz, ale ty i ja znaliśmy się już, gdy byliśmy jeszcze szczeniętami".

 

Słowa ugrzęzły mi w gardle, więc nastała dziwna, nienaturalna cisza. Odniosłam wrażenie, że moje serce się skurczyło, więc wypuściłam powoli powietrze, które magazynowałam w płucach. Chciałam znowu spróbować zabrać głos, aby opowiedzieć Blake'owi i wizji, którą ujrzałam, ale ten nie dał mi zabrać głosu, co w sumie było do niego niepodobne. Wydawał się obcy, zupełnie jakby coś go zmieniło.

 

-Gdy skończysz jeść, powiadom mnie o tym. Musimy iść.

 

Zastrzygłam zaskoczona uszami.

 

-Hę? Gdzie?

 

Blake zarknął na bok, jakby zawstydzony. Wyglądał na speszonego. Przerażonego wręcz, można by powiedzieć

 

-Na Wietrzny Płaskowyż. Skygge chce dziś tam z Tobą walczyć.

 

C.D.N.