· 

Powrót do przeszłości [Część #16]

- Bo ja c.. - Rozpoczął zdanie basior, jednak niedane mu było je dokończyć, bo w tym momencie bestia zdążyła nas wywęszyć. Jej ryk, odbił się echem po całym pomieszczeniu.

- Wrócimy do tej rozmowy później - stwierdziłam widząc ,że bestia zmierza w naszym kierunku. - Arelionie, mam plan - dodałam.

- Zamieniam się w słuch - popatrzył na mnie z zaciekawieniem.

- Musisz wybiec i zaprowadzić go pomiędzy tamte skały, ja wtedy wezmę go od tyłu z zaskoczenia, mam jeszcze łańcuch po hydrze - uśmiechnęłam się. - Wbiegnę po nim i obwiąże mu go na szyi, po czym pociągnę go na dół tak żeby spadł pomiędzy wspomniane wcześniej skały. To go unieruchomi i będziemy mogli stąd uciec. Nie będzie dużo czasu na ucieczkę, ale myślę ,że damy radę - wyjaśniłam mu wstępnie.

- W porządku, chociaż myślałem ,że go zabijemy... - zwątpił basior.

- Nie ma tu pola manewru, ani broni. Poza tym bestia może żyć tylko w świecie pana śmierci, więc nie będzie nam zagrażać w naszym świecie - odparłam, a wtedy bestia przedarła się przez naszą kryjówkę, jaką były dwa średniej wielkości kamienie i złapała basiora w pysk, po czym się obróciła, próbując połknąć swoją zdobycz, na szczęście to nie było łatwe ze względu na skrzydła.

 

- Lunek! - krzyknęłam, biegnąc w kierunku potwora, na co ten zareagował machnięciem ogona. Nie zdążyłam tego uniknąć i poleciałam z olbrzymią siłą w ścianę. Zakręciło mi się w głowie, wszystko widziałam jak przez mgłę, słysząc w tle przytłumiony dźwięk walki Areliona o życie i ryków potwora. Nie byłam w stanie nic zrobić...

 

Minęła dłuższa chwila zanim się odsunęłam i wstałam na cztery łapy. Kiedy zostałam wykluczona z walki, Lunek jakimś cudem się uwolnił i unikał ataków Dracona. Od razu dołączyłam, aby mu pomóc.

 

- Arelionie nasz plan! - przypomniałam mu nasz zamiar.

- Robi się! - basior rozłożył skrzydła i zaczął nimi machać, co tylko bardziej rozwścieczyło stwora, najwyraźniej nie lubił stworzeń ze skrzydłami... Zdenerwowany potwór rozpoczął swoją szarżę na Lunka.

 

Kiedy widziałam ,że zbliżają się do ustalonego wcześniej celu, zaczęłam się rozpędzać i wyczekiwać dobrego momentu. W głowie układając sobie dalszy plan działania. W momencie, gdy Dracon znalazł się już pomiędzy skałami, ruszyłam...

 

Wbiegłam po jego ogonie, bestia próbowała mnie zrzucać i atakować, jednak jej działania były na nic. Wiercenie się wprawdzie trochę mi utrudniało poruszanie się, jednak nie było w stanie mnie zrzucić, miała również za krótką szyję, aby dosięgnąć mnie zębami. Z łańcucha zrobiłam pętle, po czym zarzuciłam na głowę potwora. Arelion, przypatrywał się, po czym wskazał mi na, którą skałę lepiej skoczyć, aby była mniejsza odległość. Na jego znak skoczyłam w dół, zwisając przez chwilę na szyi naszego przeciwnika. Po czym szybko znalazłam grunt pod łapami i zaczęłam z całej siły ciagnąć. Dołączył się również Arelion w ten sposób przygwoździliśmy go do ziemi. Dracon nie mógł się ruszyć przez skały, pomiędzy którymi był teraz uwięziony. Przeciągnęliśmy łańcuch do kolumny i obwiązaliśmy wokół niej. W ten sposób zyskaliśmy chwilę czasu na ucieczkę...

 

- Za mną! - krzyknęłam, kierując się w stronę wyjścia. Basior biegł równo ze mną, zdążyliśmy dobiec do drzwi i je ze sobą zamknąć w odpowiednim momencie, bo bestia zdążyła się uwolnić, a jej kroki, jak i ryk było słychać w całym królestwie śmierci.

- Udało nam się! - krzyknął uradowany basior.

- A ktoś w to wątpił? - uśmiechnęłam się.

- Ależ oczywiście ,że nie Alfo-odwzajemnił uśmiech basior.

 

Obróciliśmy się w stronę, w którą mieliśmy iść. I wtedy zaniemówiłam... Znowu byliśmy w tym samym miejscu... Na arenie, gdzie spotkaliśmy trzech sędziów...

 

- To niemożliwe... Ta cała droga... Wszystko, co zrobiliśmy po to ,aby znowu się tu znaleźć?? - powiedziałam, jednak bardziej było to do mnie samej niż jeżeli do mojego towarzysza.

- A więc znowu jesteśmy tutaj... - rozejrzał się basior, który również od razu rozpoznał miejsce, w którym już byliśmy.

- Jeżeli chcecie zostać ponownie osądzeni musicie przejść trzy próby-usłyszałam głos Minosa.

- Cudownie, zatem jaka jest pierwsza próba? - spytałam.

- Musicie udowodnić swoją wartość-odrzekł Aiakos.

-Ciekawe w jaki sposób-zamyślił się Arelion.

- Myślę ,że znam odpowiedź na Twoje pytanie Arelionie - rzekłam, pokazując mu na wyłaniające się z ziemi chimery...

- Och, a więc mamy zginąć?! - krzyknął.

- Nie wiem, czy w królestwie zmarłych jest to możliwe Lunku-odparłam i zaczęłam się rozglądać. Wszędzie leżały bronie, zatem nie tylko my zostaliśmy poddani tej próbie, wcześniej, ktoś też próbował, ciekawe czy mu się udało, rozmyślałam, mimo iż wiedziałam ,że to nie najlepszy moment.

- Ja biorę jedną, a ty drugą - , to na bronie, które leżały niemal wszędzie.

- Jasne -odrzekł Arelion łapiąc pierwszą lepszą leżąca broń i skierował się w stronę chimery po lewej.

- Zatem moja jest ta po prawej-uśmiechnęłam się. W końcu mogę liczyć na godnego przeciwnika do treningu-zaśmiałam się w myślach, podnosząc miecz leżący przy mojej łapie.

 

Ruszyłam na hybrydę i od razu wzięłam się za jej ogon, którym był jadowity wąż. Chimery mają to do siebie ,że walczą po kolei swoimi częściami ciała, najniebezpieczniejszy jak na razie był plujący jadem ogon. Próbowała mnie nim zaatakować niejednokrotnie i za każdym razem unikałam tego ataku. Kiedy wyczekałam odpowiedniego momentu, wskoczyłam na nią i jednym ruchem obcięłam jej ogon. Jej skowyt był tak głośny i nieprzyjemny dla uszu, że przez chwilę mnie oszołomił. Chimera wykorzystała to i zaatakowała mnie rogami, przerzucając mnie na drugi koniec areny.

 

- A więc teraz pora na kozła-powiedziałam sama do siebie, w międzyczasie zerkając jak radzi sobie Arelion. Rozprawiał się właśnie z jej ogonem, więc uznałam ,że mogę całkowicie skupić się na razie na swoim zwierzątku.

 

Kiedy chimera rozpoczęła na mnie szarżę, stałam bez ruchu, aby przypadkiem nie zmieniła kierunku, po czym szybko odskoczyłam w bok. Dzięki temu wbiła się w leżące tam truchło drzewa. Spowodowało to ,że łeb kozła został unieruchomiony, za to głowa lwa zaczęła się udzielać i ziać ogniem... A to ciekawostka, chimery zieją ogniem-pomyślałam, unikając płomienia. Rzuciłam więc ostrzem w szyję kozła... Po chwili jego łeb wisiał mimowolnie, a krew ściekała po reszcie ciała hybrydy. Co jeszcze bardziej ją rozwścieczyło... Zatem został sam lew do pokonania. - pomyślałam, w tej samej chwili, lew spalił drzewo, do którego był wbity, teraz już nieżyjący łeb kozy...

 

Zaczął ziać ogniem w moją stronę, a ja szukałam czegoś, co mogło mnie ochronić przed jej atakami ognia. Wtem chwyciłam do pyska tarczę i ruszyłam w kierunku atakującego mnie stwora. Kontrowałam jego ogniowy atak, zbliżając się do źródła ognia. Kiedy byłam dostatecznie blisko uderzyłam z całej siły tarczą w jego łeb. Oszołomiona hybryda zaczęła skomleć, a ja korzystając z okazji, wzięłam do pyska miecz i przebiłam chimerę na wylot. Jej ciało upadło bezwładnie na ziemię, więc ja mogłam śmiało już je zostawić i pobiec, pomóc Arelionowi. Który chronił się przed ogniowym atakiem. Jemu również został ostatni etap, jak widać.

 

- Odwrócę jego uwagę, a Ty wbijesz wtedy ostrze od tyłu - rzekłam do niego i pobiegłam na naszego przeciwnika.

 

Bawiłam się chimerą, której zostały już ostatnie chwile życia, unikałam ataków i biegałam w kółko, aby jak najbardziej ją zdenerwować i zmęczyć. Arelion wykorzystał to ,że hybryda nie zwraca na niego uwagi i w najmniej oczekiwanym dla niej momencie wbił ostrze w jej kark. Druga tego dnia chimera leżała martwa na ziemi areny. Zadyszani wpatrywaliśmy się w siebie, oboje cali we krwi pokonanych przed chwilą hybryd.

 

- Dobra robota-powiedziałam, uśmiechając się.

- Dziękuje, Tobie również świetnie poszło, co akurat nie jest dziwne - zaśmiał się Arelion.

- Gratuluję udało wam się przejść pierwszą próbę. Jednak upór i siła to za mało, by zasłużyć na osądzenie - rzekł Rhadamanthys, trzeci sędzia.

- A więc co czeka nas tym razem? - zapytał Arelion.

 

 

C.D.N.

 

<Arelionie? Wybacz ,że tak długo... ^^'>