Po porządkach poza grzybami brakowało mi też paru innych ziół. Musiałem wybrać się w miejsce, które będzie do tego najlepsze. Moja decyzja padła na płomykowy las, ponieważ tylko tam znajdę owoce i korzenie świecących drzew, nazywane przez niektórych ''płomienne drzewa". Nie brałem żadnych rzeczy, nie wybierałem się przecież na jakąś ogromną wyprawę, a jedynie do lasu po ziółka. Wyruszyłem, gdy poranna rosa całkowicie znikła. Słońce grzało równo, trzeba się nim cieszyć, póki jeszcze jest tak ciepło, w końcu niedługo nadejdzie pora spadających liści. Przymykałem oczy i podążałem, w sumie czasem nawet na ślepo, czasem mi się zdaje, że jestem zbyt pewien tych terenów. Mimo tego zawsze coś może na mnie wyskoczyć czy coś w tym stylu.
Po dotarciu do mego celu stanąłem na jego wejściu, znów zamknąłem oczy i wsłuchałem się w muzykę, jaką mi ten las oferuje: szumiące liście, trele ptaków i odgłosy zwierzyny.
Musiałem ruszyć i nazbierać tego, po co tu przyszedłem, zaszyłem się w głąb boru, ponieważ to tam są najlepsze zioła i korzenie. Znalazłem małą polankę, rozłożyłem tam sakwę i nazbierałem do niej korzeni drzew oraz ich owoce. Stwierdziwszy, że tego towaru wystarczy, rozłożyłem drugą sakwę i wkładałem do niej ziela, jakie najbardziej mogą mi się przydać m.in. trochę pokrzyw i krwawnika, nawet odnalazłem wilcze jagody, wszystko zbierałem całe od korzenia po liście. Szczęście w zbieractwie mi dziś sprzyjało, w takie dni jak ten żałowałem, że nie wziąłem więcej rzeczy do transportu. Jednak chusty były pełne, ja natomiast musiałem powoli się zbierać, nie chciałbym lekko wilgne, świeże zioła sparowały, a tym samym nie nadawały się do użytku. Zawiązałem materiał, wrzuciłem go sobie na grzbiet i bez pośpiechu ruszyłem w kierunku mojej ziołowej jaskini, by je porozkładać i ususzyć, korzenie natomiast od razu schować na swoje miejsce pod mym stołem a jagody ułożę na półkę z trującymi składnikami zaraz obok tojadu szlachetnego.
Koniec