Szłam sobie przez las. Byłam dopiero w drodze do Wodospadów Życia i w dodatku byłam już spóźniona. Arelion na pewno czeka już od dawna na miejscu. Przyspieszyłam kroku. Przed wyjściem musiałam coś jeszcze załatwić u Telishy w sprawie planów polowań na najbliższe dni, dlatego nie mogliśmy wyjść razem i umówiliśmy się już przed wejściem. Gdy wczoraj wieczorem mi zaproponował wyprawę do jaskiń, w których, aż roi się od duchów i złych demonów z początku chciałam odmówić. Perspektywa opętania była jedną z tych, które przerażały mnie najbardziej, lecz Lunek zapewnił mnie, że zna się na rzeczy i dzięki jego ziołom i kadzidłom nic nam nie będzie. Poza tym, jak to stwierdził "Twoje umiejętności magiczne mogą być bardzo przydatne w takich warunkach". Stwierdziłam, że po porwaniu przez krwiożerczą sektę, ludzi oraz opętaniu przez kryształ w środku lasu już nic mnie nie zdziwi. Ze wszystkich tych przygód zdołałam wyjść bez większego szwanku i czuję, że co by mnie teraz nie spotkało dam sobie z tym radę. Poza tym zwyczajnie lubię przygody, odkrywać nowe miejsca i tajemnice, a wyprawa to jednego z najniebezpieczniejszych miejsc na terenach watahy aż się prosi o jakiś niespodziewany zwrot akcji, nawet jeśli idziemy tam szukać jedynie grzybów. Nagle spojrzałam wyżej w niebo, z każdą chwilą słońce podnosiło się wyżej ponad horyzont, nie mam właściwie już czasu. Zdając sobie z tego sprawę, zaczęłam biec, nie minęło wiele czasu, aż w końcu dotarłam do miejsca docelowego. Za mgłą zdołałam ujrzeć smukłą sylwetkę basiora.
-Uff... wybacz za to spóźnienie. Mam nadzieję, że nie czekałeś za długo. -usiadłam, pochylając łeb i łapiąc oddech po szybkim biegu.
-Nie, nie przejmuj się. Po drodze załatwiłem nam śniadanie, więc jestem tu dopiero parę minut. -mówiąc to, podał mi jednego królika, drugi leżał już na wpół zjedzony obok niego.
-O dzięki niebiosom -mówiąc to, oblizałam się- nie zdążyłam dzisiaj niczego zjeść. Mogę? -Lunek zaśmiał się, widząc moje łapczywie błyszczące oczy wpatrujące się w królika.
-Ależ proszę -przysunął zwierzynę jeszcze bliżej mnie- tylko nie mamy za wiele czasu, aby tu siedzieć nie wiadomo ile i urządzać sobie przyjacielski piknik.
-Nie bój nic, wyrobimy się. Znalezienie tych grzybów pewnie nie zajmie nam aż tak wiele czasu z moim nosem i twoją spostrzegawczością pójdzie to, jak z płatka. -rzekłam teatralnym tonem, na co basior zaśmiał się zgodnie z moimi oczekiwaniami. Żartowaliśmy tak jeszcze przez chwilę, dopóki oboje nie skończyliśmy posiłku, po czym wstaliśmy i pełni energii ruszyliśmy w stronę Mrocznych Jaskiń, do naszego miejsca docelowego. Musieliśmy przejść jeszcze spory kawałek, właściwie Wodospady Życia były dopiero półmetkiem, ale nawet najdłuższa droga bardzo szybko zlatuje podczas rozmowy. Nim zdążyliśmy zauważyć, staliśmy już przed wejściem do groty. Miałam już wchodzić do środka, kiedy basior zatrzymał mnie, rozkładając przede mną skrzydło.
-Spokojnie, zwolnij trochę. Zanim tam wejdziemy, musimy to zjeść. -wyciągnął z torby mieszankę ziół i przedzielił ją równo na pół. -to zapewni nam podstawową ochronę. Kadzidła użyję, kiedy wejdziemy głębiej. Myślę, że na początek nie będę go marnował.
Oboje zjedliśmy mieszankę. Była ku mojemu zdziwieniu bardzo słona, niemal jak czysta sól, miałam wrażenie, że momentami nawet niezdatna do przełknięcia, ale koniec końców udało mi się przez to przebrnąć i jakoś zacisnąć zęby. W końcu oboje stanęliśmy centymetr przed cieniem, który padał od groty.
-To jak towarzyszko, idziemy? -zapytał Arelion.
-Idziemy. -odpowiedziałam z determinacją w oczach.
C.D.N.
<Arelionie, powodzenia z następną częścią towarzyszu>