-,,Do domu"?-powtórzyłam jednocześnie z Alessą, kładąc z niedowierzania uszy. Miałam rację. Basior rzeczywiście był związany z Watahą Ziemi, a jeśli chodzi o ścisłość: należał do niej.
-Nie możecie tego zrobić!-warknęła przywódczyni, podchodząc bliżej Blake'a.-Etria należy teraz do Watahy Wilków Burzy!
Ciemny wilk pokiwał lekko ogonem.
-Przecież ona nigdy do niej nie należała-powiedział poważnie i natychmiast uzasadnił swoją wypowiedź.-zasada numer dwa w kodeksie Watahy Ziemi głosi, że wilk, który nie powiadomił przywódcy o decyzji odejścia, nie może należeć do innej watahy.
Alessa strzepnęła ogonem, zapewne przeklinając zasady Watahy Ziemi. Ja zaś zaczynałam rozumieć coraz więcej. Przez dwa lata, gdy błąkałam się sama po lesie, wilki z mojego byłego domu szukały mnie i obarczały za złamanie kodeksu. Jeden z nich, Blake, dołączył prawdopodobnie do Watahy Wilków Burzy, licząc na to, że mnie spotka i przyprowadzi do mojego przywódcy. Te wszystkie słowa, które ciemny basior wypowiedział w moim kierunku, niesiona mi pomoc, troska w ślepiach, słuchanie historii mojego życia- to wszystko było zaplanowane! A ja, głupia, zaufałam mu! W tamtym momencie miałam ochotę rzucić mu się na szyję i wgryźć się w nią, jednak widok jego dwóch groźnych kompanów powstrzymywał mnie od tego czynu.
-Nie pójdę z wami!-oznajmiłam twardo, czując lekką złość w piersiach.
,,Dlaczego mnie to spotyka?".
-To rozkaz naszego przywódcy-sprzeciwił się Blake.
-W takim razie powiedzcie mu, że się stąd nie ruszam!-syknęłam.
Blake podszedł do mnie, a Alessa odsunęła się od niego, jednocześnie warcząc.
-Zamierzasz się sprzeciwić własnemu ojcowi?-w jego pytaniu, co dziwne, nie dało się wyczuć złośliwości, jedynie lekkie...niedowierzanie?
-Owszem-potwierdziłam, wlepiwszy w niego moje ślepia, choć coś w środku mnie wołało, abym trzymała pysk na kłódkę.
-W takim razie sama mu to powiedz-oznajmił basior, położywszy łapę na moim grzbiecie. Wiedziałam co się zaraz stanie. Zareagowałam jednak zbyt późno. Już nic nie mogłam zrobić, gdy złote pasma odcięły mnie od świata i uniosły w powietrze. Straciwszy oparcie w łapach, zaczęłam nimi wymachiwać, aby złapać równowagę. Nic to mi jednak nie dało i szarpana wiatrem obracałam się bez celu w tunelu ze wstąg.
,,Czy naprawdę zostanę teraz przeniesiona do Watahy Ziemi?"-zastanawiałam się.-,,Co mnie tam czeka?".
Niespodziewanie poczułam jak coś lekkiego muska moje futro. Zerknęłam na bok i ujrzałam szczupłą, biało-kasztanowatą wilczycę z czarną sierścią w okolicach pyska, uszu, grzbietu i ogona. To była Terra. Unosiła się swobodnie i bez wysiłku obok mnie, jakby podróżowanie tunelem było dla niej codziennością.
-Co ty tu robisz?-zdziwiłam się, nawet się z nią nie witając. Bardziej zaskoczył mnie fakt, że widzę ją w realu, a nie we śnie. W prawdziwym świecie wyglądała jeszcze piękniej. Najbardziej przykuwały wzrok jej niezwykłe ślepia, mieniące się wszystkimi odcieniami zieleni.
-Pamiętasz, o czym Ci mówiłam, prawda?-przypomniała, odpowiadając pytaniem na pytanie.
-Tak-przytaknęłam.-,,Cień stanie się mrokiem, aby znów zaświecić". Jednak ja nic z tego nie zrozumiem!-jęknęłam.
-Tu nie trzeba nic rozumieć-odparła wadera.-to tylko kwestia oceny.
-Oceny?-zdziwiłam się.
-Zgadza się-potwierdziła.-wyrobionego zdania.
-Ale...na temat czego?-przechyliłam łeb, pragnąc dowiedzieć się więcej.
,,Znowu mówi mi o rzeczach których nie rozumiem"-pomyślałam z lekkim smutkiem. Dlaczego ten Bożek tyle przede mną ukrywał?
-Zrozumiesz-powiedziała łagodnie.
-A-ale...kiedy?-wiatr częściowo zagłuszył moje słowa. Wszystko zaczynało mi się już plątać.
-Niedługo-odparła, trącając mnie lekko nosem, jakby na pocieszenie.-Bądź silna, Etrio. Tylko determinacja poprowadzi cię do odpowiedzi.
-Co?-wyrzuciłam z siebie od razu. Terra mówiła mi o tylu rzeczach, a ja nie pojmowałam ich znaczenia. Czemu w ogóle się do mnie odzywała, skoro nie mogłam jej zrozumieć, a ona nic mi nie tłumaczyła?
Nagle wilczyca się ulotniła, zlewając się z powoli niknącymi, złotymi pasmami.
,,Moja podróż zaraz dobiegnie końca"-przemknęło mi przez łeb, gdy pomiędzy wstęgami ujrzałam korony drzew, które stopniowo przechodziły w pnie, korzenia, trawy i...
Gruchnęłam o ziemię. Tym razem nie wylądowałam na miękkim piachu, który złagodziłby upadek, tylko na twardej, chłodnej ziemi. Przeklnęłam w myślach, starając się ignorować ból w boku, na który upadłam. Ledwo dźwignęłam się na łapy, a ujrzałam, jak przed mną staje Blake i jego dwaj towarzysze, którzy natychmiast usadowili się przy moich bokach, uniemożliwiając ucieczkę.
-Jesteśmy-powiedział ciemny basior.-twój dom, Wataha Ziemi.
-To nie jest mój dom!-syknęłam, a mój głos dziwnie zadrżał, cały przepełniony rozpaczą. Czułam się okropnie. Nikogo, komu mogłabym zaufać, nie miałam. Byłam sama. Nawet Terra mi nie chciała pomóc, ani ułatwić zrozumienie przepowiedni. Uciekłam swojej znienawidzonej rodzinie i wczoraj niemal znalazłam nową, lepszą, zastępczą-Watahę Wilków Burzy. Jednak nikt nie uchronił mnie przed porwaniem, nikt nie rzucił się na Blake'a. I teraz...byłam sama. Znowu.
Rozejrzałam się wkoło. Obóz znajdował się u podnóża klifu, w którym dało się ujrzeć trzy duże jaskinie. Do ich wejść prowadziły zwalone kłody ogromnych drzew. Niedaleko nich ujrzałam niewielką grotę, której wnętrze zasłaniał obfity bluszcz. Naprzeciw niej znajdował się plac wyścielony suchą ziemią i kilkoma krzaczkami. W pobliżu płynęła mała rzeczka, niknąca gdzieś w cieniu lasu. Zabawne. Niemal nic nie zmieniło się od czasu, gdy stąd uciekłam. Cudem chyba nadal pamiętałam to przeklęte miejsce.
-Tigress-Blake zwrócił się do wilka z sierścią w kolorze rdzy.-idź powiadomić wodza. Będziemy czekać przed grotą dla więźniów-oznajmił.
-Tak jest-potwierdziła. Jak się okazało po głosie, była to Wadera. Ruszyła szybko do najwyżej zlokalizowanej jaskini w klifie. Jej futro natychmiast zniknęło w ciemnościach skały.
Basior o ciemnym futrze poprowadził mnie do groty której wejście zasłaniał bluszcz. Przeszedł mnie dreszcz, gdy ujrzałam u jej progu porozrzucane kości. Miałam nadzieję, że nie należały one do więźniów, którzy tam przebywali.
,,Mam nadzieję, że nie skończę tak jak oni"-zadrżałam.
Blake zerknął na brązowego basiora z którym przybył do obozu Watahy Wilków Burzy.
-Możesz iść, Snic. Nie jesteś już potrzebny-powiedział poważnie. Wilk kiwnął łbem na podziękowanie i natychmiast puścił się kłusem w stronę lasu, prawdopodobnie chcąc upolować dla siebie jakąś zwierzynę. Ja i Blake zostaliśmy sami. Byłam już tym wszystkim zmęczona. Miałam ochotę wejść do lasu i wdrapać się na drzewo. Porzucić wszelkie troski czy zmartwienia i zapaść w wieczny sen, z którego nigdy bym się nie wybudziła. Nikogo i tak by to nie obchodziło.
,,Ufałam mu"-przemknęło mi przez łeb, gdy posłałam basiorowi szybkie, smutne spojrzenie.-,,A on mnie zdradził".
-Etrio, ja...-zaczął, jakby czytając w moich myślach.-to nie był mój pomysł, wiesz, aby cię porwać. Nie chciałem tego robić-jego słowa brzmiały, jakby mówił prawdę.
-Jak to ,,nie chciałeś"?-warknęłam, chodź w piersi wzbierał mi się płacz.
-To twój ojciec mnie wybrał do tego zdania. Jestem jego zastępcą, a on mi ufa. Wierzył, że wykonam jego polecenie.
Nastroszyłam futro na jego słowa. Blake zastępcą przywódcy? Jeszcze lepiej. Gorzej być nie mogło. Nawet on sam nie umiał sprzeciwić się mojemu ojcu!
Na ziemi usłyszałam stukot pazurów. Ktoś kierował się w naszą stronę, idąc od strony klifu. Spojrzałam w tamtą stronę.
Szła do nas stara wadera z lśniącym, wygładzonym elegancko futrem. Jej biała sierść przypominała śnieg, a gdy jej każdy krok ją do nas przybliżał, powietrze stawało się jakby chłodniejsze. Bardzo przypominała mi ona pewną osobę, którą niegdyś znałam. Czy to mogła być ona? Po tylu latach...?
Gdy wilczyca znalazła się od nas na ledwo długość lisa, coś przykuło mój wzrok. Jej ślepia były nienaturalnie szare, jakby puste. W ich bladych tęczówkach odbił się mój pysk, gdy nieznajoma spojrzała mi prosto w oczy. Nie było mowy o pomyłce. Tylko jeden wilk na świecie ma takie oczy i jednocześnie nie zatacza się jak ślepiec.
,,To ona".
-Etrio, poznajesz mnie?-zapytała wilczyca, a jej łapy spięły się od wyczekiwania. W jej głosie usłyszałam tęsknotę i radość.-To ja. Blad.
-Mamo...-szepnęłam. Niektórzy na moim miejscu pewnie zapomnieliby o przeszłości i rzucili się mojej matce w ramiona. Ja zapewne też bym tak uczyniła, gdyby nie uczucie, które nagle zakwitło w moim sercu. Wstręt.
Wilczyca zrobiła krok w moją stronę, ale ja widząc ten ruch, cofnęłam się. Nie chciałam być dotykana przez kogoś, kto nie potrafił przerwać mojej tułaczki i patrzył tępo jak zostaję raniona.
-Jesteś tu-wadera nie przejęła się moim gestem i z lekkim niedowierzaniem wpatrywała się w moje łapy, futro, oczy, rany.-nie sądziłam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę-westchnęła.-jak ty urosłaś...! I te blizny! To przez ojca, prawda? Czemu się nie zagoiły?-mówiła głośno.-Blake dobrze się spisał, przyprowadzając cię tutaj.
-Dziękuję-odparł basior, kłaniając się przed moją matką. Mówił jednak ze skruchą, jakby zawstydzony swoim czynem. Może naprawdę żałował tego, co zrobił.
-Wiesz jak za tobą tęskniłam?-chlipnęła wadera, a mnie aż niedobrze się zrobiło, gdy usłyszałam jej głos. Brzmiał tak sztucznie, zupełnie jakby wypowiedziane słowa były kłamstwem.-żałuję, że cię nie powstrzymałam przed ucieczką.
-Najpierw trzeba było powstrzymać mojego ojca przed tymi lekcjami, które mi dawał!-warknęłam, tłumiąc w sobie chęć rzucenia się wilczycy do gardła.
Przybrała się miarka. Miałam powyżej uszu tych fałszerstw i głupich słówek. Nikomu już nie mogłam ufać. Nikt mi nie pomógł, nikt nie rozumiał, nie uratował. Dlaczego na wieki byłam skazana na życie w samotności?!
-Och, cóż za okrutne słowa docierają do much uszu!-obcy, ociekający słodkością i nienawiścią głos dobiegł nie tylko do mnie. Ja i towarzyszące mi wilki zwróciliśmy pyski w stronę od której dobiegły nas słowa obcego wilka. Blad wypuściła powietrze, a Blake spiął się, choć wydawał się spokojny. Świat zawirował wokół mnie. Czas stanął w miejscu, zupełnie jak wtedy, gdy natknęłam się na ludzi. Serce mi zamarło, a moje całe futro natychmiast zwilgotniało od potu. Nie musiałam się zastanawiać czy nawet pytać kim jest nowo przybyły wilk. Nie każdy ma przecież czarne jak noc futro i błyszczące błękitem lodu ślepia. Jego szare, ciemne pazury wysunęły się, skrobiąc o najbliższy kamień.-nie wolno tak mówić o ojcu, Etrio-syknął basior, mierząc mnie wzrokiem.
Zdołałam to skomentować tylko jednym wyrazem. Jego imieniem.
-Skygge.