· 

Przypadek #5

Minęło już trochę czasu od mojego pierwszego spotkania z Jake'iem. Odniosłam wrażenie, że zdążył się na nowo zaaklimatyzować i zintegrować ze wszystkimi członkami watahy, cieszyło mnie to. Za ten czas życie w watasze toczyło się spokojnie. Zważywszy na letnią porę nie brakowało pożywienia i mimo, że wody było stanowczo mniej niż wiosną, dzięki licznym jeziorom znajdującym się na naszych terytoriach i tak mieliśmy jej pod dostatkiem. 

W końcu, pewnego upalnego dnia pożywienie w naszym obozie się skończyło. Nie było to nic zaskakującego, przez ten upał jedzenie bardzo szybko gniło, mimo to, że starałam się jak mogłam schładzać je swoimi magicznymi mocami nie mogło to starczyć na zbyt długo, dlatego nie mogliśmy robić zapasów na kilka dni i byliśmy zmuszeni polować na bieżąco. Wraz z Jake'iem zgłosiliśmy się na ochotników by uzupełnić braki. Większość wilków za ten czas została w obozowisku, nikomu szczególnie nie chciało się w taki skwar opuszczać jaskini. Mówiąc szczerze nam również, ale ktoś musiał to zrobić. Wraz z towarzyszem ruszyliśmy w kierunku Leśnych Wrót. Oboje uznaliśmy, że będzie to najodpowiedniejsza decyzja. Po pewnym czasie byliśmy już prawie na miejscu. Znajdowaliśmy się w lasku, który otaczał kamienne ściany, a raczej to co z nich zostało. Było tam wiele  drzew i co za tym idzie, cienia, więc stwierdziliśmy, że tam zostaniemy. Z miejsca w którym zaczęliśmy tropić było widać nasłonecznioną polanę i resztki ruin niegdyś zbudowanych przez ludzi. Mimo, że jak do tej pory sporo rozmawialiśmy, w tym momencie postanowiliśmy zachować nieskazitelną ciszę. W końcu nie chcieliśmy odstraszyć zwierzyny. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy się rozdzielać i razem poszukamy jakiejś większej zdobyczy. Oboje się pochyliliśmy i z nosami przy ziemi ruszyliśmy przed siebie szukając zapachu sarny, jelenia, lub przy odrobinie szczęścia łosia. Oddaliliśmy się nieco od ruin i zagłębiliśmy się ciemny las. Po pewnym czasie do moich nozdrzy dobiegł dziwny zapach. Nie należał on do żadnej zwierzyny, był podejrzany i rozpoznawałam go aż za dobrze.

-Czekaj... -zatrzymałam się i powęszyłam raz jeszcze -czujesz to?

Jake zrobił podejrzliwą i zmieszaną minę.

-Ludzie? Co mieliby robić aż tutaj? Osada jest przecież daleko stąd.

-Może to tylko wiatr przygnał ich zapach... -powiedziałam nieco ściszonym tonem- ,ale lepiej zachowajmy czujność.

Basior przytaknął w milczeniu głową i ruszył przed siebie, a ja tuż za nim. W między czasie ludzki smród robił się coraz bardziej wyraźny i w tym momencie byłam już pewna, że oni są gdzieś w pobliżu. Czego mogą tutaj szukać? Gniew zaczął powoli zgniatać mi żołądek. Położyłam płasko uszy i przyspieszyłam kroku zostawiając Jake'a za sobą. Przypomniało mi się jak niegdyś ludzie mnie zaatakowali i omal nie zabili przez to, że zaczęli przywłaszczać sobie nie swoje tereny. Nie miałam zamiaru dopuścić, by taka historia przytrafiła się któremukolwiek z członków Watahy Wilków Burzy. W tym czasie Jake widocznie zauważył moją zdenerwowaną mimikę i chód, dlatego zwolnił i niepewny zapytał.

-Wiesz, że idziemy prosto w ich stronę? Może lepiej zawróćmy. Poszukamy jakiegoś lepszego miejsca do polowania.

Zatrzymałam się i obróciłam w stronę basiora.

-Muszę dowiedzieć się co oni tutaj robią. Ludzka osada jest daleko stąd, jeśli tu są to na pewno coś kombinują -odpowiedziałam z nietypową dla mnie pewnością i powagą. Jake był wyraźnie zaskoczony taką reakcją, która była do mnie niepodobna, lecz mimo to ruszył za mną by dalej mi towarzyszyć. 

W końcu dotarliśmy na malutką, lekko oświetloną polanę na której stała dwójka dwunożnych istot. Schowaliśmy się za krzewami by nas nie zauważyli, ale jednocześnie w taki sposób byśmy sami mogli ich uważnie obserwować. Każdy z ludzi miał na sobie okrycia i ubrania zrobione ze skór różnych leśnych zwierząt oraz broń, z której jeden strzał w odpowiednie miejsce potrafił zabić nawet najsilniejszego wilka. Dopiero po chwili obserwacji zza drzew niespodziewanie wyłonił się trzeci człowiek, tym razem z wielkim, myśliwskim psem na smyczy. Zwierze gdy tylko wkroczyło na polanę wyczuło nas, zaczęło ujadać i ciągnąć właściciela prosto w naszą stronę. Byliśmy za blisko by zacząć uciekać, ich strzelby, którymi potrafili atakować na odległość mogłyby zranić któregoś z nas gdy tylko zorientowaliby się, że jesteśmy w pobliżu. 

-Leć w górę! Szybko! -zwróciłam się do Jake'a nieco głośniejszym szeptem. 

-Ale... -basior nerwowo przystąpił z łapy na łapę, jakby nie był pewien czy chce to robić, lecz dwunożny szybko się zbliżał i w końcu mój towarzysz pod ciężarem mojego spojrzenia zdecydował się odlecieć. Człowiek nawet się nie zorientował co mu mignęło przed oczami, a wilk był już bezpieczny ponad koronami drzew. W tym czasie ja z odrobiną wysiłku przywołałam swoją moc kamuflażu. Czułam jak tracę energię, ale było to jedyne co mogłam w tamtym momencie zrobić. Dokładnie w tej samej chwili pies wciąż ujadając stał tuż przede mną, a człowiek przeszukiwał krzaki. Korzystając z mojej chwilowej niewidzialności chciałam się dyskretnie wycofać za drzewo i uciec stamtąd jak najdalej, gdy nagle ujrzałam coś czego nigdy nie chciałabym widzieć. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to co dwunoga istota miała na sobie. Okrycie z pięknej, lśniącej, szarej sierści z parą skrzydeł. Owszem, była to skóra znanego mi wilka... Asgora. Ten widok zmroził mi krew w żyłach na tyle że nie mogłam się ruszyć. Mój czas powoli się kończył, wkrótce miałam znów stać się widzialna, lecz na tamtą chwilę praktycznie o tym zapomniałam. Doznałam swego rodzaju paraliżu. Nawet jeśli nigdy nie miałam okazji spędzić z Asgorem więcej czasu, był jednym z naszych. Mogłam go jeszcze poznać, aż do dnia, w którym Nuka wrócił do obozu z Dream i przekazał nam smutną wiadomość o tym co się stało. Widok obrobionej skóry, noszonej przez człowieka niczym trofeum było jednym z najgorszych jakie widziałam w życiu.

 

 

C.D.N

<Trochę więcej akcji nie zaszkodzi :) czekam na ciąg dalszy Jake>