Otworzyłam oczy i zamrugałam nimi kilka razy, aby przyzwyczaić je do promieni słońca padających na gałąź, która służyła mi za posłanie. Spodziewałam się, że moje pazury będą wbite w korę, a ja będę znajdować się wysoko nad ziemią, uczepiona jedynie konaru drzewa. Ale nie były. Po raz pierwszy odkąd uciekłam z Watahy Ziemi, obudziłam się, leżąc na czymś innym niż gałąź.
Uniosłam pysk i zaniuchałam, choć nie musiałam tego robić. Bez trudu poczułam silną woń wilków- wader i basiorów. Miejsce było mi nieznane. Przede mną rozpościerał się leśny kanion, otoczony z obu stron wysokimi skałami, w których znajdowały się jaskinie. Jedne prowadziły w głąb ziemi, inne znajdowały się wysoko nad nią, a aby się do nich dostać, trzeba było wspiąć się po drobnych, wystających kamieniach. Podłoże było wykonane z piasku, który stopniowo mieszał się z brązową ziemią, w miarę jak zbliżał się w stronę lasu. Znajdowałam się pod kępą paproci, umieszczoną pod jedną z sosen. W zasięgu mojego wzroku nie znajdował się żaden wilk.
,,Na szczęście"-przemknęło mi przez łeb. Nie byłabym przygotowana na spotkanie z kimkolwiek z mojego gatunku, zwłaszcza że dwa lata swojego życia spędziłam tylko i wyłącznie w swoim towarzystwie.- ,,Do momentu, gdy spotkałam te dwie wadery"- przypomniałam sobie o dwóch tajemniczych wilczycach, które przybyły.- ,,Czy to ich dom?".
W sumie, nie zdziwiła bym się, gdyby okazało się, że moje kompanki są naprawdę boginiami, a miejsce w którym się znajduję, to Raj. -,,Umarłam?"- zląkłam się, ale natychmiast porzuciłam tę myśl. Skoro moje zmysły działały i funkcjonowały normalnie, to oznaczało, że nadal jestem żywa.
Dźwignęłam się na łapy i obróciłem się w stronę lasu. Byłam wdzięczna temu, kto zechciał mnie tu przywlec, ale dziwnie się czułam w obozowisku obcych mi wilków. To trochę tak, jakbym sama się tam zakradła. Nie czułam się z tym zbyt dobrze.
W momencie, w którym zamierzałam ruszyć przed siebie, do moich uszu doszły krzyki, najwyraźniej skierowane do mnie.
-W taki sposób nam się odwdzięczasz?- znałam ten głos. Zerknęłam za siebie. Tak jak się spodziewałam- za mną stała szara wilczyca o spojrzeniu zimnym jak lód, ze swoją czarnosierstną przyjaciółką u boku.
Nie byłam w stanie wydobyć słowa. W pysku mi zaschło. Co miałam powiedzieć? Życie w samotności odcisnęło teraz swoje piętno.
-To nie jest mój dom- wyjąkałam, powstrzymując drżenie.
-W takim razie, gdzie on jest?- odparowała nieznajoma. Przełknęłam ślinę.
-Ja...- położyłam po sobie uszy, napotykając jej wrogie spojrzenie.-Ja nie mam domu- przyznałam.
-Każdy ma gdzieś swoje miejsce- warknęła szara wilczyca. Jeśli miała mnie tym jakoś pocieszyć, to jej nie wyszło.
Pochyliłam łeb. Dom jest miejscem, w którym wiesz, że jesteś bezpieczny. Gdyby tylko wiedziała... Gdyby tylko wiedziała, jakie jest moje życie! Nigdzie nie byłam w stanie czuć się jak w domu. Wataszy Ziemi zaś ciągle byłam męczona i bita, w dodatku przez własnego ojca. Ona nic nie rozumiała! Nic o mnie nie wiedziała!
Czarna wadera musiała domyśleć się, jak się czuję, bo położyła swój ogon na grzbiecie swojej towarzyszki, uspokajając ją.
-Irni, spójrz na nią- wskazała na mnie.-jest tutaj nowa, ma prawo czuć się zagubiona.
Doskoczyła do mnie, nim srebra wadera zdążyła to jakoś skomentować.-jestem Vixen- przedstwiła się, a jej ślepia zaiskrzyły. -a ty?
-E-etria- jęknęłam, zaskoczona jej energią.
Vixen machnęła ogonem.
-Skoro nie masz domu, to może zostaniesz tutaj, co ty na to?- podsunęła. Skuliłam się.
,,Czy ona naprawdę myśli, że tu zostanę?"- pomyślałam z lekką paniką.- ,,Nie mogę! Nie jestem na coś takiego gotowa! Przecież..."- musiałam zrobić naprawdę zaniepokojoną minę, bo wilczyca dodała:
-Albo chociaż na pewien czas?- zaproponowała. Jednak to mnie wciąż nie przekonywało. -Albo Cały Księżyc! Może być?
Pokręciłam łbem.
-A pół?- chciała wiedzieć.
Zawahałam się. Przez dwa lata byłam sama, a teraz miałam okazję stać się członkiem jakiejś watahy. Czy to mi się opłacało? Co bym zrobiła, gdyby się znowu nade mną znęcano? Czułabym się tu jak w Wataszy Ziemi. Nie chciałam znowu zostawiać innych wilków i uciec nie wiadomo gdzie. Nie chciałam znowu przez to przechodzić.
Ale w głębi duszy... pragnęłam jednak znaleźć swoje miejsce, swój nowy dom. Pewna część mnie miała dosyć ciągłego życia jako samotnika i pragnęła zmiany. Zmiany, która odmieni moje dni na lepsze.
Nabrałam powietrza. Choć mój język odmawiał współpracy, udało mi się wyjąkać kilka słów.
-W porządku- przełknęłam ślinę.- dołączę do waszej watahy. Na pół Księżyca.
Vixen podskoczyła lekko.
-Wspaniale!
Nawet Irni uśmiechnęła się pod nosem. Czarna wadera obróciła się i dała nam znak ogonem, abyśmy ruszyły za nią. Kierując się w stronę jaskiń w skale, otworzyła pysk i krzyknęła, aż echo poniosło się po kotlince:
-Hej, wilczyska! Chodźcie!
I nagle, jakby za sprawą magii, z jaskiń wylała się masa wilków. Większość z nich to były basiory, ale wśród nich spostrzegłam też wadery. Jedni mieli jasny kolor sierści, inni zaś ciemny. Niektórzy posiadali skrzydła albo niecodzienny kolor futra, reszta zaś prezentowała się dosyć normalnie. Ale wszystkich łączyło jedno- byli niewyobrażalnie piękni. Położyłam po sobie uszy, przypominając sobie o moim nieciekawym kolorze sierści i odstraszających bliznach przy oczach.
,,Czy będą mnie z tego powodu przedrzeźniali?"- zaniepokoiłam się. Cała wataha otoczyła mnie, wciskając we mnie swoje nosy, aby posmakować mojego zapachu. Cofnęłam się przerażona. Nie byłam przyzwyczajona do takich odruchów. Na domiar złego, Irni i Vixen gdzieś się ulotniły, a tłum napierał dalej. A gdy sądziłam, że zaraz mnie wywrócą i zadepczą, usłyszałam donośny głos jakiejś wadery.
-Dajcie jej spokój! Nie widzicie, jak się zachowujecie? Tylko ją stresujecie!- z grupy wilków wyłoniła się dorodna wilczyca o długiej, kremowo-brązowej sierści i fiołkowych oczach, która zwracała się do swoich pobratymców. Czy to była przywódczyni Watahy? W Wataszy Ziemi wszystkim zarządzał mój ojciec.W duszy podziękowałam jej za ratunek przed mokrymi nosami wilków. Wadera kiwnęła na mnie łbem.- Przepraszam za nich. Rzadko kto do nas dołącza-uśmiechmęła się ciepło.- Witamy cię w Wataszy Wilków Burzy! Zwę się Alessa.
Ukłoniłam się.
-Jestem Etria- przedstawiłam się.
-Chciałabyś dołączyć do Watahy?- zaciekawiła się wilczyca.
-Rozmawiałam z Vixen- przyznałam.-zostanę tu na pół Księżyca.
Alessa kiwnęła pyskiem, potwierdzając mój wybór. Cieszyłam się, że nie spytała mnie, co zamierzam zrobić, gdy ten czas minie. Nawet ja tego nie wiedziałam.
Wadera wskazała łapą pozostałe wilki, które z trudem powstrzymywały się, aby nadal mnie nie obwąchiwać.
-Przedstawię ci pozostałych. Nawet jeśli zostaniesz z nami na krótki czas, powinnaś poznać ich imiona.
W grupy kolejno wyłaniały się wilki i się przedstawiały. Z trudem udało mi się zapamiętać ich wygląd.
,,Martson-dorosły, pewny siebie czarnosierstny basior. Vesna-poważna, kasztanowo-biała wadera o fioletowych ślepiach. Jake-uśmiechnięty, brązowo-kremowy basior. Nora-miła, dorosła wilczyca, o ciekawym kolorze sierści. Kaito-milczący, ciemny wilk o żółtych łapach, jasnych niczym słońce. Sarene-młoda, biała wadera z białymi wzorami na futrze i malutkimi rogami jelonka. Arelion-przyjazny basior o biało-czarnej sierści i ślepiach w dwóch kolorach- błękitnym i bursztynowym. Foxilla-dorosła, mroczna wilczyca z ciekawą bransoletką na tylnej łapie. Samael-poważny, miły wilk o czarnym futrze. Pausli-przyjazna, młoda wilczyca o futrze podobnym do nocnego nieba"- powtarzałam sobie w myślach. Ostatnim wilkiem, który wyłonił się z grupy, był czarny basior o sierści w odcieniu cienia, z ogromną ilością ran na grzbiecie, które wyglądały niczym krwawa łata.
-Jestem Blake- przedstawił się. Jego oczy były niczym żywica- lśniące i jasne. Jego pysk wydawał mi się dziwnie znajomy. Spotkałam go gdzieś wcześniej?
,,To niemożliwe"-próbowałam przekonać samą siebie, ale dziwne uczucie nie znikało.
Rozejrzałam się po pozostałych wilkach. Ciekawe, co sobie o mnie myślą?
Alessa spojrzała w niebo, a ja podążyłam za jej wzrokiem. Po błękitnym, ciemniejącym już nieboskłonie sunęły ku nam ciemne chmurzyska.
-Zapowiada się burzliwa noc- stwierdziła przywódczyni Watahy.
-Noc?- zdziwiłam się.-To jest już tak późno?
-Nawet nie masz pojęcia jak długo spałaś!-splunęła na to Foxilla. Położyłam po sobie nieco uszy. Czyli jednak są tutaj tacy, którzy mnie nie chcą. Czy dobrze zrobiłam, zgadzając się na życie w Wataszy?
Nikt na jej słowa nie zareagował.
,,Może się przyzwyczaili".
-Zjedzmy kolację i wracajmy do jaskiń- propozycja Vesny brzmiała raczej niczym rozkaz. Wilczyca miała w sobie jakąś dumę i pewność siebie, którą bez trudu można było zauważyć w jej fioletowych ślepiach.
Wilki ruszyły ku lasu, szykując się do polowania. Z lekką obawą ruszyłam za nimi.
-Etria, zaczekaj- Alessa niespodziewanie pojawiła się obok mnie. Zwolniłam.-zostań w obozie. Jeszcze nie znasz tutejszych terenów.
-Co ze zwierzyną?- spytałam.
-Ktoś na pewno się z tobą podzieli.
Zerknęłam w stronę towarzyszy, którzy znikali już w cieniach drzew. Kiwnęłam łbem w stronę Alessy, zgadzając się z jej słowami. Miała rację. I tak przeżyłam zbyt dużo przygód jak na jeden dzień. Nagle z lasu wybiegł czarny wilk, który kierował się w naszą stronę. Jego rany zlały się z czarnym futrem, przez co były mniej widoczne.
-Blake?- zdziwiła się Alessa.- co się stało?
-Co z Etrią?- zapytał, nie odpowiadając na zadane pytanie.- Źle się czuje?
Wstrzymałam oddech, widząc troskę w jego oczach. Czy on się o mnie martwił?
,,To nie może być prawda"- wmawiałam sobie.-,,Przecież ledwo się znamy".
-Nie zna jeszcze terenów Watahy- wytłumaczyła Alessa.-Pokażemy jej je nazajutrz.
-Może tu zostanę i oprowadzę ją po obozie?- zaproponował.- w sumie to nawet nie jestem głodny.
Alessa wyglądała tak, jakby rozważała jego decyzję, ale niemal natychmiast potwierdziła jego propozycję.
-Niech będzie. Jednak kiedy reszta wróci, masz ją tu przyprowadzić-postawiła warunek.
-Oczywiście- Blake kiwnął pyskiem.- Etria, chodź.- ruszyłam za nim w stronę jaskiń. Alessa gdzieś zniknęła, zostawiając nas samych. Dziwnie się czułam, zostawszy sama z basiorem, który wydawał mi się dziwnie znajomy. Przypomniały mi się nagle samotne treningi z ojcem i przeszedł mnie dreszcz. Blake odwrócił się do mnie, a jego bursztynowe ślepia znowu zalśniły troską.
-Wszystko w porządku? -upewnił się. Zrównał się ze mną, a ja kiwnęłam łbem, aby pokazać mu, że jest dobrze. Ale nie było. Cokolwiek bym nie robiła, nieprzyjemne wspomnienia dotyczące mojego ojca zawsze powracały i przeszkadzały mi w odpowiednim funkcjonowaniu. Czy istniała szansa, abym kiedykolwiek pozbyła się go z pamięci?
Blake wyrwał mnie z rozmyśleń, za co mu cicho podziękowałam.
-To Jaskinia Przejścia-wskazał na dziurę w skale, prowadzącą pod ziemię. W jej środku spostrzegłam ogromne skały, lśniące lekko dziwnym, szmaragdowym światłem.-będziesz tam spała przez pół Księżyca.
-Sama?- zaskoczyło mnie, że oddają tak wielką jaskinię w łapy wadery, która dopiero co dołączyła do Watahy.
Blake pokręcił pyskiem, mrucząc cicho z rozbawieniem.
-Nie. Mieszkają tu też inne wilki. Nora, Irni, Jake, Foxilla...-wymieniał.
-Ty?-spróbowałam pochwycić.
Basior machnął na mnie swoim ogonem, przywołując mnie.
-Mieszkam gdzie indziej-odpowiedział.- Pokażę ci.
Posłusznie ruszyłam za nim.
Blake skoczył na kilka wystających kamieni, prowadzących do najwyżej ułożonej jaskini, z której sączyło się pomarańczowe światło. Łapy mnie załaskotały, na myśl, co tam się może kryć. Podążyłam nieco niepewnie za czarnym basiorem. Skałki były twarde i suche-były zupełnym przeciwieństwem kór drzew, do których przywykłam. Pazury nie miały o co zaczepć, a poduszeczki ścierały się od twardej powierzchni. Stawiałam więc łapę za łapą, starając się skupić się na wspinaczce. Blake dotarłszy do swojej jaskini, spojrzał na mnie z góry, śledząc każdy mój ruch.
Choć nic nie mówił, wiedziałam, że jeśli runęłabym na dół, straciwszy na przykład równowagę, ten rzuciłby mi się na ratunek. Ten, jak na razie, jako jedyny w Wataszy dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Nigdy tego nie doświadczyłam. A teraz miałam okazję. To było dziwne, a zarazem wspaniałe uczucie. Nim zdążyłam się zorientować, dotarłam już pod same progi niezwykłej jaskini. Ze skałek przeskoczyłam na kamienną podłogę, aby już dłużej na nich nie stać. Malutki korytarzyk prowadził do groty lśniącej od blasku wschodzącego słońca. Pomiędzy ścianami wisiały skóry, na oko należące niegdyś do jeleni, były one jednak dziwnie czerwone, jakby splamione krwią. Na samym końcu jamy dostrzegłam malutkie jeziorko skąpane w bursztynowym blasku wpadającym przez dziurę w suficie. W powietrzu unosił się lekki zapach dwóch basiorów-Blake'a i, jak mi się wydawało, Samaela.
-Jaskinia Słonecznego Blasku-czarny basior odezwał się niespodziewanie, głosem zachwyconym tak, jakby pierwszy raz widział to miejsce.-Tu mieszkam.
-Niesamowite...-szepnęłam cicho, podziwiając silną barwę wywieszonych sierści. Wcisnęłam nos w futro jednej z nich, aby posmakować jej zapachu. Do moich nozdrzy dotarła lekka woń Samaela, kwiatów, trawy i młodego jelenia, z którego, tak jak sądziłam, wykonano to legowisko.
Podewszy do błyszczącego poświatą w kolorze piasku jeziorka, przyjrzałam się w nim, szukając pośród fałd na wodzie mojego pyska. I znalazłam go-lekko zniekształconego przez malutkie fale i jasną taflę, ale jednak widocznego. Moje ciemne, gęste futro podkreślało niespotykane, szmaragdowe oczy patrzące łagodnie na świat przez blizny zadane przez ojca. Pysk miałam lekko otwarty, jakbym była zszokowana tym, co widzę. Obok mnie nagle pojawił się czarny łeb Blake'a. Jego oczy zlewały się w złotą wstęgę z promieniami słońca.
-Skąd pochodzisz, Etrio?- spytał, patrząc w moje oczy odbite w wodzie.-Dlaczego dołączyłaś do Watahy Wilków Burzy?
Milczałam, nim nabrałam powietrza i się odezwałam.
-To... nieco skomplikowane-poinformowałam go.
-Mów-zachęcił.
,,W porządku"- pomyślałam, wypuszczając powietrze.-,,Czas wyrzucić z siebie to wszystko"-w tamtej chwili poczułam, jak bardzo potrzebuję komuś opowiedzieć o swoim życiu.
-Istnieje jedna wielka wataha, Wataha Żywiołów, dzieląca się na cztery grupy-Watahę Wody, Ziemi, Ognia i Wiatru. Ja urodziłam się w tej drugiej, Wataszy Ziemi. Mój ojciec był przywódcą i, prawdopodobnie sądząc, że skoro ma władzę nad innymi wilkami, może zarządzać i mną, ponieważ chciał abym została najsilniejszą, najbardziej brutalną wojowniczką watahy-przełknęłam ślinę, przypominając sobie treningi pełne bólu i ran.-ale...ja tego nie chciałam. Chciałam zostać Zwiadowcą. Jakkolwiek bym mu się nie sprzeciwiała, on codziennie mnie trenował, jednocześnie mnie torturując-do moich oczu niespodziewanie napłynęły łzy. Głos zaczął mi się łamać, ale ja ciągnęłam dalej. Blake był poważny. Wiedział, ile kosztuje mnie mówienie o takich rzeczach.-pewnego dnia rozwścieczyłam ojca swoimi nędznymi umiejętnościami bitewnymi. Rzucił się na mnie i podrapał.
-Czy to przez niego masz te blizny?-wskazał pyskiem moje rany.
-Tak-potwierdziłam, po czym kontynuowałam.-jego atak był dla mnie zbyt traumatyczny, aby zostać na dłużej w domu. Pod osłoną nocy wymknęłam się z watahy i...zamieszkałam w lesie. Z dala od wszystkich, których znałam. Sama. Przez dwa lata-zamknęłam oczy, przypominając sobie błądzenie w dziczy w ciemnościach, w poszukiwaniu miejsca na nocleg.-w końcu spotkałam Vixen i Irni, które uratowały mnie przed ludźmi. Jeden z nich mnie ogłuszył. A gdy się obudziłam, byłam już tu, w Wataszy Wilków Burzy-dokończyłam historię, potrząsając łbem, by osuszyć łzy. Poczułam ulgę. Naprawdę mi ulżyło. Dobrze zrobiłam, opowiadając mu o swojej przeszłości.
Blake patrzył tępo w taflę jeziorka, wyraźnie rozmyślając nad moimi słowami. Wyraz pyska miał poważny, a oczy otwarte i lśniące.
,,Czy ta historia go wzruszyła?"- spytałam samą siebie. Nagle basior odezwał się, odpowiadając jednocześnie na nurtujące mnie pytanie.
-A więc dlatego tu jesteś-powiedział.-To smutne, że takie wydarzenia wygnały cię aż tak daleko od twojego domu.
Kiwnęłam pyskiem, potwierdzając jego słowa. Nie wiedziałam ile długości wilka dzieliło mnie od Watahy Ziemi, ale zgadywałam, że naprawdę sporo.
,,Chwila"-przemknęło mi przez łeb.
Zastrzygłam uszami, analizując jeszcze raz, to co powiedział.
Skąd wiedział, jak daleko od obozu Watahy Wilków Burzy znajduje się Wataha Ziemi? Skoro sama o tym nie wiedziałam, to czemu on miał o tym pojęcie? Choć wydawało mi się to podejrzane, nie zapytałam go o to.
-A ty?-zaciekawiłam się.-Jak tu trafiłeś?-miałam nadzieję, że sam opowie mi swoją historię, a w niej odnajdzie się jakiś wątek związany z moim domem, ale ten powiedział tylko:
-Po prostu się tu urodziłem-oznajmił.
Niespodziewanie usłyszeliśmy krzyki z zewnątrz.
-Wszyscy do jaskiń!-to musiała być Vesna. Spojrzałam na otwór w suficie pokazujący niebo. Przez dziurę wpadały małe kropelki, a z każdym uderzeniem serca ich przybywało.
Wraz z powrotem wilków do obozu rozpętała się burza.
-Idź już-ponaglił Blake, wskazując wyjście z jaskini.-Ktoś na pewno czeka na ciebie ze zwierzyną. Musisz być głodna-stwierdził.
-Masz rację-moje słowa zagłuszył odległy grzmot.-powinnam się zbierać, nim rozpada się na dobre.
Ruszyłam w stronę wyjścia, a basior podążył za mną, aby mnie odprowadzić. Nasze futra muskały się co chwila, gdy szliśmy obok siebie. Chociaż stalowa woń deszczu wypełniła mój nos aż po dziurki, byłam w stanie wyczuć zapach Blake'a- pachnął igłami drzew i suchą, żyzną glebą.
Stanęłam na krawędzi jaskini, patrząc na śliskie, wystające kamienie. Wiedziałam, że przy takiej pogodzie trudno będzie po nich zejść.
-Co się stało?-zapytał wilk, zauważywszy moje wahanie.
-Trochę się boję, że się poślizgnę...-przyznałam z lekką obawą. Sądziłam, że zacznie mnie z tego powodu przedrzeźniać, ale Blake przyłożył tylko swój nos do mojego ucha i zaproponował cicho:
-Pokazać ci moją moc?
-Jeśli tego chcesz...-odpowiedziałam cicho, domyśliwszy się, że zamierza tym mi jakoś pomóc. Cieszyłam się, że jest w stanie zaakceptować moje lęki.
Basior położył na moim grzbiecie swoją ciepłą, czarną łapę i przymknął oczy, wyglądał przy tym na skupionego. Jego stan trwał dobre pięć uderzeń serca.
-Gotowa?-upewnił się, nawet na mnie nie patrząc.
-Tak-potwierdziłam głosem lekko drżącym z podekscytowania. Byłam ciekawa, co się stanie.
Ledwo wypowiedziałam te słowa, a poczułam, jak osuwam się w pustkę. Blake rozpłynął się w powietrzu, a jego miejsce zajęły złote pasma, z każdą sekundą otaczające mnie coraz bardziej i szybciej. Ciężar łapy basiora zniknął, a jego zapach wilka zmienił się w woń soli i kamieni.
-Blake?!-pisnęłam krótko, gdy nagle wylądowałam z impetem na czymś sypkim i wilgotnym. Natychmiast wstałam i zaczęłam się rozglądać.
,,Gdzie ja jestem?"-z początku nie miałam pojęcia co to za miejsce, jednak po chwili poznałam znajomy las, piasek... stałam dokładnie pod Jaskinią Przejścia-,,Mocą Blake'a jest teleportacja"-uświadomiłam sobie. Zerknąłwszy na Jaskinię Słonecznego Blasku, w myślach podziękowałam basiorowi za pomoc.
-Etria!-krzyknął ktoś z groty przed mną, więc odwróciłam się w tamtą stronę. Był to Jake, patrzący na mnie wyczekująco swoimi ciemnymi, zielonymi ślepiami.-co robisz na zewnątrz? Chodź tu!-zaprosił.
Kiwnęłam łbem i wciąż mając przed oczami niezwykłe wstęgi, weszłam do jaskini. Było tu naprawdę sporo wilków. Wśród pysków spostrzegłam Irni, więc pochyliłam się przed nią, aby ją pozdrowić. Ledwo weszłam do środka, srebrna wilczyca rzuciła mi pod łapy martwego królika. Spojrzałam na nią zaskoczona, więc wadera uniosła łeb znad swojej zwierzyny.
-To dla ciebie-powiedziała.-upolowałam ci go.
-Dziękuję-natychmiast zatopiłam kły w zwierzęciu. Smakował wybornie. Miał idealną ilość tłuszczu, a jego mięso było śliskie i miękkie, ale nie gumiaste. Nim zdążyłam się zorientować, pochłonęłam go w całości. To zadziwiające, że rano szukałam go po całym lesie, a pod wieczór dane mi było spróbować tak dorodnej zwierzyny, prawie wcale się przy tym nie kłopocząc. Zbeształam się za te okropne myśli. To brzmiało tak, jakby wszystkie wilki były moimi sługami! Nie mogłam dłużej tak leniuchować.
,,Gdy jutro pokażą mi swoje terytorium, zacznę dla siebie polować, by nie sprawiać im więcej problemów"-postanowiłam.
Piach przed jaskinią oraz wnętrze groty ogarnął mrok. Pozostali skończyli już dawno swoje posiłki i sadowili się na ogromnych głazach, szykując się do snu. Ruszyłam w ich ślady i sama położyłam się na jednym z nich, który znajdował się tuż pod ścianą. Deszcz chlupotał o piasek, a powietrze co chwila rozdzierał huk piorunów i jego błysk.
Zamknęłam oczy i automatycznie wysunęłeam pazury, sądząc, że wczepię je w korę drzewa, ale wymacałam nimi jedynie śliską, nieprzyjemną skałę, na której leżałam. Do moich uszu doszły ciche posapywania, pochodzące ze strony innych wilków, które najwyraźniej już dawno spały.
Westchnęłam.
,,Czy ja kiedykolwiek zasnę?"-zniecierpliwiłam się. Próbowałam sobie wmówić, że naprawdę leżę na grubym, wygodnym konarze, ale wystarczyło tylko poruszyć się, aby zmienić pozycję i poczuć pod mięśniami zimny kamień, aby wyobrażenia zniknęły.
W pewnym momencie grzmoty ustały, a deszcz zaczął padać jeszcze mocniej i silniej. Pochrapywania wilków zostały zagłuszone przez kojące dźwięki ulewy. Zwinęłam się ciaśniej w kłębek i poczułam, że wiotczeję...
Wiedziałam, że to był sen. Przecież nie na co dzień znajduję się na grubej, miękkiej gałęzi znajdującej się ponad sto długości wilka nad ziemią. Niebo było jasne i bezchmurne, a przez zielone jak mech liście widziałam inne, równie olbrzymie drzewa. Z ulgą wbiłam pazury w korę, delektując się przyjemnym, łaskoczącym uczuciem.
Na gałęzi obok mnie coś przysiadło, a ja, niemal pewna, że to jakiś orzeł o ciekawym upierzeniu, spojrzałam na niego i natychmiast zamarłam, ujrzawszy, że to nie ptak, tylko młoda kasztanowato-biała wadera z czarną sierścią na oczach, ogonie, uszach i grzbiecie. Jej ślepia lśniły niczym woda, mieniąc się różnymi odcieniami zieleni.
Nie znałam jej. Na pewno nie należała do Watahy Wilków Burzy, nigdy też nie spotkałam jej w lesie. Może była z Watahy Ziemi?
-Kim jesteś?-spytałam zaciekawiona.
-Nazywam się Terra i jestem Bożkiem-powiedziała łagodnie. Przyjrzałam się jej pazurom. Były dokładnie takie, jak moje-ciemne i wytrzymałe, wbite w gałąź.-nie znasz mnie, ale ja znam ciebie. Mam dla ciebie wiadomość. Jest bardzo ważna-jej ślepia zalśniły wyczekująco.-Cień stanie się mrokiem, aby znów zaświecić.
-Słucham?-zdziwiłam się, słysząc jej słowa. Co to miało znaczyć?
Gałąź pod moimi łapami niespodziewanie ugięła się, a ja runęłam z krzykiem w dół. Tym razem nie otoczyły mnie złote wstęgi, więc wiedziałam, że się nie teleportuję. Ziemia zbliżała się w zawrotnym tempie. Wiatr ryczał w moich uszach, a moje myśli walczyły z sobą, aby zrozumieć to, co się właśnie wydarzyło. W głowie słyszałam własny wrzask.
,,NIE!".
Panika rosła w moim sercu, paraliżując moje ciało. Nie miałam pomysłu, jak się uratować. Moim jedynym ratunkiem były pazury, ale znajdowałam się zbyt daleko pnia drzewa, aby nimi zaczepić o korę.
Trawa znajdowała się zaledwie pięć długości lisa. To zdecydowanie był mój koniec.
I właśnie wtedy echem rozebrzmiał szept Terry, wybudzając mnie z koszmaru.
-Cień stanie się mrokiem, aby znów zaświecić.
Podniosłam łeb i rozejrzałam się wkoło, oddychając ciężko. Jaskinia Przejścia. Na szczęście, to wszystko było tylko złym snem. Wypuściłam powietrze ciężko, zbierając myśli do kupy. Co to miało znaczyć? Jaki był sens wiadomości Terry?
,,To brzmiało jak przepowiednia"-podpowiedział cichutki głosik w mojej głowie.
Dopiero wtedy zorientowałam się, że nikogo prócz mnie nie było w jaskini. Poczułam się głupio. Ledwo dołączyłam do Watahy, a już wychodzi na to, że jestem największym leniuchem i śpiochem w całym obozie. Foxilla pewnie będzie miała kolejny powód, aby mi dogryźć.
-Blake!-usłyszałam podniesiony głos Alessy pochodzący z dworu. Natychmiast wyprostowałam uszy, aby wyłapać choć najmniejszy dźwięk z podwórza.-kim są te wilki?
Szybko jak błyskawica, ześlizgnęłam się z mojego twardego posłania i wybiegłam na zewnątrz. Promienie słońca oślepiły mnie na moment, ale moje oczy szybko przyzwyczaiły się do jego blasku. Z zdenerwowanego tonu wadery byłam w stanie wyczuć, że stało się coś niewybaczalnego. Co takiego zrobił Blake, aby zasłużyć sobie na gniew przywódczyni?
Przed Jaskinią Przejścia stały wszystkie wilki Watahy, a na samym czele grupy stała Alessa. Machała groźnie ogonem, płaszcząc uszy i obnażając kły przed niewzruszonym Blake'm u którego boku stały dwa obce mi wilki-jeden o brązowym futrze z białymi pręgami, drugi zaś o sierści w kolorze rdzy, kończącej się na jego ogonie kilkoma czerwonymi łatami. Podeszłam do Samaela stojącego na samym końcu grupy. On również wyglądał na wściekłego.
-Co tu się dzieje?-podszedłszy do niego spytałam go szeptem. Ten jednak mnie zignorował, nawet na mnie nie patrząc. Zaskoczona jego zachowaniem, przecisnęłam się przez warczące wilki i stanęłam za Alessą. Wszyscy skupiali się na Blake'u, szczerząc swoje kły. Nikt na mnie nie zwracał uwagi, zupełnie jakbym była niewidzialna.
-Kim są te wilki?-powtórzyła przywódczyni Watahy, a słowa wadery z trudem przechodziły jej przez gardło.
,,Co tu się dzieje?"-powtórzyłam w myślach, wiedząc, że nic dobrego.
Blake machnął lekko poirytowany ogonem, ale wyraz pyska miał poważny. Biła z niego pewność siebie, jakby wszystko miał pod kontrolą. Może to zaplanował? Strach rosnął w moim sercu. Chciałam wiedzieć, dlaczego basior przyprowadził z sobą obce wilki, a cała Wataha warczała na niego jak wściekła niedźwiedzica w obronie swoich młodych.
-To moi towarzysze-wyjaśnił spokojnie.-jesteśmy z Watahy Ziemi i przyszliśmy tu, aby zabrać Etrię do domu.
C.D.N