· 

Przypadek #2

- Ach... okej -zmieszana tym tajemniczym zdaniem odwróciłam wzrok. Nie miałam zamiaru naciskać i prosić o wyjaśnienia. Widziałam, że najprawdopodobniej nie były to dla basiora łatwe wspomnienia, więc postanowiłam zmienić temat -Jaką masz profesję? 

-Jestem łowcą, dopiero adeptem -odpowiedział 

-Naprawdę? To znaczy, że jesteśmy kolegami po fachu.- uśmiechnęłam się nieśmiało- Cieszę się bo odkąd wadera o imieniu Pausli odeszła z watahy na stałe na polowaniach nie miałam za bardzo z kim pogadać -odruchowo, zakłopotana zaczęłam grzebać łapą w ziemi. Znowu towarzyszyło mi to okropne uczucie przeszywające mnie od żołądka po same końcówki łap, uszu i ogona. Było to coś w rodzaju blokady niepozwalającej mi więcej mówić. Nie czułam tego od bardzo, bardzo dawna. Jestem w watasze już trochę czasu i  praktycznie ze wszystkimi byłam w stanie już rozmawiać na luzie i bez stresu. Lecz tym razem poznałam kogoś nowego i cała niepewność wróciła. 

-A poznałaś Telishę? Z tego co wiem jest tropicielem i uzdrowicielką. Wadera o kremowym futrze -Jake przerwał mi moje ciche monologi wewnętrzne.

-Słyszałam o niej, ale niestety nie było dane nam rozmawiać. Podobno wyjechała na jakieś szkolenie, albo coś w tym rodzaju -przerwałam na chwilę zastanawiając się co więcej powiedzieć -Too... może odprowadzę cię do obozu? Mimo, że jest lato to noce wciąż bywają zimne, chciałabym się znaleźć z powrotem w swojej jaskini.

-Pewnie, prowadź.

Ruszyliśmy ścieżką w stronę obozowiska watahy. Szliśmy w milczeniu co było odrobinę niezręczne. W między czasie myślałam o tym jak niegrzecznie wcześniej potraktowałam naszego gościa. Bardzo nie chciałam aby pomyślał, że jestem nieuprzejma lub coś w tym rodzaju. W końcu sama kiedy zabłąkałam się po raz pierwszy na terytoria watahy zostałam potraktowana z wyjątkową uprzejmością i szacunkiem mimo iż byłam dla nich zupełnie obca. Dlatego postanowiłam wyjaśnić Jake'owi całą sytuację.

-Wiesz...przepraszam, że tak na ciebie dosłownie naskoczyłam na początku. Z reguły tego nie robię, ale ostatnio mieliśmy pewne problemy z wilkami z tamtych rejonów. -wskazałam w stronę terytoriów znajdujących się za nami -Nie wiedziałam czy przypadkiem nie jesteś jednym z nich.

-Chcesz powiedzieć, że zachowywałem się jak podejrzany typ? -Jake uśmiechnął się w rozbawieniu.

-Nie to miałam na myśli -zaśmiałam się lekko po czym skupiłam swój wzrok przed siebie- już prawie jesteśmy.

Na polanie obozowiska nie było praktycznie nikogo. Prawie wszystkie wilki już wróciły do swoich jaskiń powoli wpadając w objęcia morfeusza. Słyszałam jedynie świerszcze dające koncert w pobliskiej wysokiej trawie oraz trzepotanie skrzydeł chrabąszcza. O tej porze roku jest wszędzie ich pełno. Na tę myśl się lekko zjeżyła mi się sierść  po czym zatrzymałam się przy wejściu do grot.

-Powinieneś dać znać Alessie, że wróciłeś. Z tego co widzę jeszcze nie śpi. -Spojrzałam w kierunku Jaskini Wschodzącego Słońca z której tliło się delikatnie migające światło -Jestem pewna, że cała wataha bardzo się ucieszy z twojego powrotu.

-Tak... -basior wyglądał jakby w to nie wierzył. Zasmuciło mnie to, ale nie wiedziałam jak mogłabym go pocieszyć. Niestety zawsze miałam problem by znaleźć w takich sytuacjach odpowiednie słowa.

-Może gdy już wykonasz całą papierkową robotę związaną z powrotem jutro się gdzieś poszwendamy? Albo pójdziemy na małe polowanie?

 

<Jake?>