· 

Powrót do przeszłości #15

Szliśmy do budowli, która z kroku na krok robiła się coraz to większa i bardziej monumentalna. Jednak nadal do końca nie ogarniałem, co się tak naprawdę stało te parę minut temu, byłem zdezorientowany. Alfa natomiast parzyła na mnie niby spokojnie, ale jednak w jej oczach było coś, czego nie byłem w stanie rozpoznać.

Jeszcze chwilę szliśmy w śmiertelnej ciszy, tylko było słychać ciche krzyki dusz.

 

- To co, czyżby nasza przygoda dobiegała końca? - przerwałem ciszę

-Na to wygląda, jednak będziemy musieli przekonać lub zmusić Ozyrysa by pozwolił ci wrócić do naszego świata-odpowiedziała wadera

-Oby się udało, choć i tak mam za to wyrzuty sumienia. W sumie to wszystko przeze mnie, gdybym nie pokazywał ci tej części jaskini, nie było by nas tu i nie narażałbym cię na takie niebezpieczeństwo. - Zacząłem obwiniać się za to wszystko

-Ale Lunek-Alfa spojrzała na mnie

-Wiem, jesteś bogiem i ty byś sobie bez problemu dała tu radę i była byś już dawno w domu, przeze mnie tak długo musisz się tu znajdować - wyrzuciłem wszystko, to co od dłuższego czasu mi ciążyło na sercu

-Nie obwiniaj się, nie twoja wina nikt tego nie mógłby przewidzieć-spokojnie odpowiedziała Alessa.

Znowu nastała mordercza cisza, stawialiśmy krok za krokiem w kierunku budowli, z której wychodziło jasne, wręcz oślepiające światło ku sklepieniu. Weszliśmy w ogrody Hadesu, jednak nie było tam normalnych roślin, jakie w każdym innym miejscu by rosły. Wszędzie muchołówki, krzaki z oczyma, fontanna, w której była krew zamiast wody a na szczycie statua szkieletu wilka ze skrzydłami. Rozglądałem się uważnie, po ścianach i krzakach, gdy nagle usłyszałem krzyk Alessy

 

-Stój!! - krzyknęła.

Ja momentalnie stanąłem, a przede mną ukazała się przepaść sięgająca aż do najciemniejszych i najgłębszych czeluści Tartaru, miejsce więżące tytanów i upadłych bogów.

- Dziękuję ci-wystraszony spoglądałem kątem oka na Alfę i na przepaść — Prosta, lecz dość komiczna pułapka. Rzadko kto patrzy tu pod nogi będąc zachwyconym pięknem czy niezwykłością ogrodu

-Powiedziała wadera

-Tam jest wodospad a pod nim ścieżka to chyba jedyna droga-powiedzaiłem to pokazując ścierzynke

-Masz racje. Więc chodźmy - Mówiąc to, wadera ruszyła w jego kierunku

-Czy to czasem nie jest wodospad prawdy? Wyczytuje nasze zamiary i niweluje zaklęcia czy uroki zmieniające wygląd?-zaciekawiony spytałem-Dokładnie tak. Jednak my nie mamy ani złych zamiarów, ani się pod nikogo nie podszywamy, więc nic nam nie grozi. 

-Spokojnie odpowiedziała

Puściłem przodem alfę przez wodospad, o dziwo jak wszędzie tu płynęła krew, tu była woda nieskazitelnie czysta niczym w górskich potokach. Alessa przeszła przez wodę, nastąpiła moja kolej. Słyszałem wyraźnie szum krwi w uszach i pełen obaw wszedłem pod wodospad. Poczułem jak moje futro zmoczyło się co nie było u mnie dość oczywiste. Stanąłem koło Alfy i spojrzałem na moje łapy, które mieniły się tysiącami drobnych światełek, tak samo końcówki ogona.

-Alesso to normalne? -Pełen wątpliwości zapytałem

-Nie jestem pewna, ale nie jest to coś zwyczajnego Arelionie-z nutą zaniepokojenia odpowiedziała

Byliśmy już koło stu metrów od drzwi frontowych do posiadłości. Alejka z dwóch stron była otoczona statutami, dokładnie to 5 par łącznie 10 rzeźb każda para stworzeń przestawiała inny gatunek:

 

* pierwsza para to para wilków

* druga para to para testrali

* trzecia para to para smoków

* czwarta para to para draconów

* piąta para to hydry każda po cztery głowy, posągi łączyły się głowami i tworzyły łuk ostry.

 

Drzwi natomiast były złoto zdobione liśćmi i owocem granatu a nad nimi wykuta została głowa lwa patrzącego się rubinowymi oczyma na odwiedzających

-No to wchodzimy-powiedziałem pełen zachwytu

-Nie ma innej drogi-rzekła wadera

-Piękne są te rzeźby, jak i drzwi-stwierdziłem, po czym otwarłem wrota

- Racja - trzymała mi równo kroku.

 

Otworzyłem szeroko wrota i weszliśmy do środka parceli. Ku naszym oczom ukazało się szlachetnie wykończone wnętrze podłogi wykonane z bizmutu a kolumnada natomiast zrobiona z obsydianu, wykopanego z najgłębszych miejsc jego występowania. Był on tak wypolerowany, przez co wyglądał niczym lustro, bez problemu szło się w nim przejrzeć.

 

- Musimy być ostrożni nie, wiadomo co możemy tu spotkać - przezornie powiedziałem to do Alfy

-Wątpliwe by dla nas fatygował się i coś zrobił, choć nie lubi mieć nieproszonych gości. Jego ,,zwierzak" na pewno był tego przykładem-stwierdziła wadera-Pewnie masz racje. - powiedziałem, lecz w tym momencie na coś nadepnąłem i w ułamku sekundy przed moim nosem przeleciała strzała z zielonym grotem

-Alesso uważaj strzały są wymaczane w neurotoksynie, jedno nawet draśnięcie i po nas, myślę, że nawet na twoim ciele może to zrobić niemałe szkody - ostrzegłem alfe

- Dzięki Lunek - Alfa stanęła w miejscu uważnie patrząc na podłgę, szukając jakiegokolwiek wzoru oczyma, by bezpiecznie przejść przez hol i możliwe, że nie tylko.

Staliśmy i szukaliśmy bezpiecznej drogi z tej śmiertelnej pułapki

-Alesso patrz na sufit, wysadzony niebieskimi i czerwonymi diamentami. Jeden z nich dokładnie odpowiada jednej z pułapek, którą aktywowałem. Myślę, że to może być rozwiązanie. To mi przypomina odwrotny znak Ankh. - spostrzegawcza powiedziałem, patrząc to na sufit to na alfe

-Więc musimy iść przed siebie i patrzeć w górę, by zgrabnie uniknąć pułapek. - Po tych słowach ruszyła przodem, myślę, że była świadoma tego, że jej one aż tak bardzo nie skrzywdzą.

 

Stawialiśmy ostrożnie łapę za łapą, mając nadzieję na nie aktywowaniu nic bardziej niebezpiecznego od strzał. Na nasze szczęście nic więcej nam nie groziło. Bez większych problemów przeszliśmy przez hol i kierowaliśmy się do sali przypominającą tronową, przez otwarte wrota zauważyłem dwa wilki.

 

- Alesso Ozyrys musi mieć gościa-niepewien powiedziałem półszeptem-Aż dziwne, z natury jest on samotnikiem. - Zaniepokojona powiedziała

 

Weszliśmy do pomieszczenia, stół z boku był zastawiony, tak jakby się gospodarz się nas spodziewał. W powietrzu unosił się zapach świeżego mięsiwa. Na równoległej stronie były dwa trony. Jeden większy po środku, na którym siedział biało czarny basior, z długim, czarnym, postrzępionym ogonem. Czerwoną poświatą wokół siebie, a na jego czarnej głowie widniał biały okręg. Koło niego leżał kij z latarniami z obu stron, a nad nim lewitowała obręcz. Na drugim, prawdopodobnie dla gości, siedział również basior. Był on biały a od nosa do ogona przez grzbiet przechodził czarny pas. Posiadał skrzydła z różowym zakończeniem. Jego oczy były różowe, a od nich biła poświata ich koloru. Nad nimi znajdował się niebieski kryształ czy plama, od której odchodziły ku górze dwa ,,kolce" czy coś w tym stylu. Z daleka wyglądały jak korona. Z jego szyi odstawało parę dłuższych kosmków sierści. Jego ogony były czarne i postrzępione i z jasnoniebieskimi, świecącymi refleksami na końcach. Pragnę też wspomnieć, że jego czarny pigment mienił się jak niebo nocą.

 

Podeszliśmy do nich, kiedy byliśmy w odległości metra, stanęliśmy i ja od razy nisko się pokłoniłem, stając przed bóstwami.

 

- Czego. - oschle rzekł Ozyrys

-Przyszliśmy do ciebie Ozyrysie, aby prosić w imieniu swoim i Areliona a puszczenie nas do naszego świata na powierzchnię. - kulturalnie i spokojnie powiedziała Alessa.

Saturn natomiast przyglądał się mi, czułem, jak jego wzrok przeszywa mnie na wylot.

-Na jakiej podstawie, jesteście w końcu w moim królestwie, a już chcielibyście odchodzić? Poczęstujcie się jadłem. -Szyderczo uśmiechał się w moim kierunku, jak i alfy

-Dziękujemy za propozycję, ale jednak wolimy naszą powierzchnię. - odpowiedziała mu wadera

Dyskusja między boginią a bogiem śmierci robiła się z lekka dość, ostra stwierdziłem, że w razie czego się odsunę. Zauważyłem, że towarzysz Ozyrysa zrobił to samo i tak staliśmy obok siebie, w odległości może pół metra.

 

To, co stało się chwilę później, nie wiedział nawet Saturn i dosłownie TO zmieniło całe me życie.

Uważnie obserwowałem boga stojącego ramię w ramie ze mną. Wydawał mi się dziwnie podobny do mnie, zignorowałem ten fakt i uznałem to za przypadek, w końcu nie jestem jedynym białym wilkiem we wszechświecie.

 

- A Saturnie poznaj swojego synalka. - wypowiedział głośno Ozyrys-Czekaj co... - cała trójka poza bogiem śmierci zastygła z oszołomienia, Alessa spojrzała na mnie, ja natomiast spoglądałem na Saturna a on na mnie.

- Jak to ty jesteś moim ojcem!! Te wszystkie lata, moje dzieciństwo, PRZECIEŻ JA NAWET NIE MAM MOCY-dość agresywnie zacząłem rozmowę

- ... - bóg kosmosu milczał, wyglądało na to, że wszechwiedzący basior stanął przed sytuacją, o której nie miał bladego pojęcia. Czasem zerkał nerwowo na Ozyrysa.

- Lunek nie wiem co ci powiedzieć-cicho powiedziała Alessa.

W tym samym czasie Ozyrys z chytrym uśmieszkiem próbował się subtelnie i dyskretnie wymknąć z sali. Jednak Alessa sprawnie zagrodziła mu drogę, jednak był nam winien lekkie wyjaśnienia.

- A ty niby skąd wiesz? - Podszedłem do Ozyrysa wraz z Saturnem tak, że okrążyliśmy go ze wszystkich stron

Nastąpiła niezręczna cisza.

- Czekamy... - lekko zniecierpliwiony Saturn rzekł.

Zniesmaczony Ozyrys zaczął mówić:

- Miałem obecnego tu Areliona na oku od jego walki z Draconem, nie mogłem uwierzyć, że jeden zwykły śmiertelnik pokonał taką bestię. Wgłębiłem się trochę bardziej w twoją historię, a następnie sprowadziłem was wszystkich tu. Oczywiście miałem mieć widowisko, jak się kłócicie, miałem też cichą nadzieję o jakieś rękoczyny. Jednak się przeliczyłem, było nudniej niż mogłem się spodziewać. - oschle mówił-Całe to poświęcenie, zaproszenia *tfu* gości na nic, ani kropla przelanej krwi, jestem zażenowany tą sytuacją

- Powiedz, jak mamy się z tond wydostać - Surowo i stanowczo bez zawahania w głosie powiedziałem bogowi śmierci-Wyjście jest jedno za tronem schodami w górę, lecz będzie tam na was czekać twój stary przyjaciel Arelionie. - z szyderczym uśmiechem basior wyszedł i poszedł w swoją stronę, prawdopodobnie do sali sądowej

Tak właśnie zostaliśmy w trójkę w dość niezręcznej sytuacji-Arelionie... - zwrócił się do mnie bóg

Spojrzałem na niego, lecz nie wiedziałem co mam do niego czuć nienawiść czy też może żal. Byłem doszczętnie rozbrojony psychicznie, możliwe, tylko możliwe, że czułem się gorzej niż za szczeniaka u niedoszłej rodziny.

- Wiem, że brak wiedzy to nie jest wymówka, a zwłaszcza dla Boga, lecz daj mi szansę, choć się wytłumaczyć. - Basior, który na początku wydawał się bez uczuć zaczął je okazywać, subtelnie, ale jednak.

 

Alessa nie chciała się w to wszystko mieszać, widziałem to w jej oczach, postanowiłem dać jej spokój.

 

- Mów. - tym razem to ja próbowałem być zimny niczym lód czy skała nie okazując uczuć, wiedziałem, że jeżeli powiem za dużo, pęknę jak szkło i łzy same zaczną mi napływać do oczu

-Nie wiedziałem o twoim istnieniu, gdybym wiedział, dałbym ci znak. Boska krew, nie moja krew w twoich żyłach.- chwilę się zamyślił, wykorzystałem to, by się wtrącić-No to powiem ci, jakiego masz zdolnego synalka, nielota - mówiąc te słowa rozłożyłem skrzydła, on natomiast się im przyglądał, nic nie mówiąc-Zero mocy, zwykły szary wilk-podszedłem do niego lekko warcząc, on cofnął się o krok-bez wiary w siebie i marny szaman-czułem, jak napływały mi łzy do oczu.

 

Alessa patrzyła na mnie, po czym spuściła pysk.

 

- DOŚĆ-bóg podniósł głos-Na pewno jesteś idealnym i silnym basiorem, a co do mocy z tymi genami niemożliwe byś nie miał zdolności po prostu w siebie nie wierzysz, i zacznij w końcu żyć na całego nie powstrzymuj się, zacznij latać-mówił spokojnie i dotknął mnie na łopatce. Gdy jego łapa dotknęła moją skórę, po moim ciele przeszedł jakby prąd aż do samych pazurów. Zamurowało mnie to kompletnie Alessa chyba zauważyła moje zmieszanie i wybrnęła z tej sytuacji-Saturnie miło się rozmawiało, ale musimy już wracać do nas i ty na pewno musisz wracać do swoich obowiązków-wadera dawała mu znak, że najwyższy czas zakończyć tę konwersację-Pogadacie później, jak obydwaj ochłoniecie - spojrzała na nas wadera-A więc żegnam, Alesso, Arelionie. - po tych słowach lekko się ukłonił i wrócił do siebie.

 

Ja natomiast nadal stałem jak skała i nic nie ogarniałem, miałem dużo pytań a tak mało odpowiedzi

 

-Sądząc po twojej reakcji, o niczym nie wiedziałeś? - Wadera otarła się o mój bok

-Nie - odpowiedziałem szybko z mętlikiem w łbie-Pora wracać do domu-pospiesznie ruszyłem za tron Ozyrysa do schodów, Alis była tuż za mną.

 

Schody wyglądały wspaniale, nie odstając od reszty struktury, tym razem z czerwonego marmuru z ozdobnymi zdobieniami wysokości schoda. Na każdym stopniu znajdowało się inne mityczne stworzenie, to było imponujące. Po dokładnie 150 schodach (tak chciało mi się liczyć, musiałem czymś zająć niespokojne myśli) dotarliśmy do ogromnej sali z surowej skały wielkościowa możliwe, że większa od jamy, w której pokonałem Dracona. I wtedy go ujrzałem i sparaliżował mnie strach, lodowa bestia została jak najwyraźniej wskrzeszona i nie tylko. Dałbym se łapę uciąć, że osobnik ten był większy i to o dobre sześć/ osiem metrów, jego ogon dłuższy z cztery metry.

 

- To o to mu chodziło z tym przyjacielem. - Przerażony patrzyłem na to monstrum-To ten sam Dracon, lecz jak widać podrasowany przez bóstwo

-Więc to on tak wygląda, nigdy nie widziałam żywego Dracona w całym swym życiu-z nutą zaciekawienia rzekła Alessa, nie tracąc przy tym swej ostrożności. Zanim bestia nas zauważyła wbiegłem, ciągnąc Alfę za sobą, za najbliższą stojącą kolumnę. W cały pomieszczeniu było ich może z osiemnaście ustawionych wzdłuż ściany okrągłej areny.

- Alesso nie wiem, czy wyjdziemy z tego cało, ale muszę ci coś powiedzieć - mówiłem dość chłodno starając się nie okazywać zbyt dużo emocji, by nie ukazać tych negatywnych.

Alfa słuchała uważnie, patrząc na mnie

- Bo ja c.. - W tej chwili zawyła bestia prawdopodobnie już nas wywyższyła.

 

 

C.D.N.

 

<Alessa?>