Jak dobrze wiecie nie od zawsze należałam do Watahy Wilków Burzy, urodziłam się dość daleko od miejsca, w którym teraz się znajduję. Członkowie watahy nie za wiele wiedzą o mojej przeszłości, a ja nigdy im o niej nie opowiadałam. Nie dlatego, że się jej wstydzę czy jest ona dla mnie bolesna. Powód jest dokładnie przeciwny. Moja historia nie jest zbyt ciekawa, jest dosyć zwykła i mało imponująca, lecz dla mimo to dla mnie bardzo ważna, dlatego postanowiłam dzisiaj spisać ją na tym oto zwoju...
Urodziłam się jako jedynaczka, co niezwykle rzadko zdarza się wśród wilków. Zazwyczaj mioty liczą od dwóch do nawet dwunastu szczeniąt, lecz moja matka Grace- wadera o pięknej granatowej sierści i czarnymi kropkami pod oczami zupełnie jak moje nie miała na co narzekać, musiała w końcu mnie wychować sama. Ledwo pamiętam mojego ojca, wiem tylko, że był dość sporym basiorem o czarnej jak smoła sierści. Oczami wyobraźni widzę go jak przez bardzo gęstą mgłę, gdyż zajmował się mną i moją matką ledwie przez parę tygodni, później odszedł zupełnie bez słowa. Krótko mówiąc, był draniem i oszustem. Nigdy jakoś specjalnie mi go nie brakowało, nie czułam żadnego rodzaju pustki, którą chciałabym wypełnić, ani nic w tym stylu. Moja matka opiekowała się mną naprawdę dobrze, prawdę mówiąc była, jest i zawsze będzie najlepszą mamą, jaką jakikolwiek wilk mógłby dobie wymarzyć. Była cierpliwa, wyrozumiała i chciała dla mnie jak najlepiej. Zawsze ją podziwiałam i była dla mnie wzorem oraz kimś kogo zdanie było dla mnie najważniejsze. To ona mnie nauczyła polowania oraz wszystkiego co byłoby mi potrzebne w dorosłym życiu.
Moje dzieciństwo jak widzicie było naprawdę szczęśliwe mimo, że odrobinę samotne. Grace nie należała nigdy do żadnej watahy dlatego wokół nie było żadnych innych szczeniąt w moim wieku. Czasem mi to doskwierało, lecz nie tak często jak mogłoby się wydawać. Gdy trochę podrosłam i stałam się nieco bardziej samodzielna na pobliskie tereny wprowadziła się nowa wataha wilków. Kazali się nazywać "Wilki zachodnich gór". To właśnie młode wilki z tej watahy były jednymi z pierwszych, z którymi się zaznajomiłam. Nie można było nazwać tego jakąś głębszą przyjaźnią, raczej koleżeństwem. Mimo to właśnie dzięki tym wilkom nauczyłam się podstaw socjalizacji i nie wyrosłam na kogoś bardzo aspołecznego. W ten sposób miesiące mijały aż do dnia, w którym osiągnęłam wiek dokładnie dwóch lat. Byłam już w pełni dorosłą i dojrzałą waderą. Już od roku to ja opiekowałam się moją matką tak jak ona opiekowała się niegdyś mną. Pamiętam dokładnie ten dzień. Wyruszyłam na drobne polowanie, dni robiły się coraz chłodniejsze, a nasze zapasy powoli się kończyły. Kiedy nagle zaatakowała mnie grupka ludzi. Te dwunożne stworzenia już od dłuższego czasu kręciły się po naszym terytorium, lecz jeszcze nigdy nie zapuszczali się tak daleko.
Otoczyli mnie i zaczęli do mnie strzelać ze swojej broni, ledwo uszłam z życiem. Do jaskini wróciłam wyczerpana i poraniona. Musiało minąć trochę czasu zanim w pełni wylizałam swoje rany, na szczęście nie były śmiertelne, jedynie strasznie bolesne. W między czasie ludzie zaczęli w dość szybkim tempie przejmować coraz większą część lasu, zabrali nasze terytoria, a zwierzynę wybili lub odstraszyli. Nie było na co polować, a zima praktycznie już w pełni zawitała w nasze rejony.
Wiedziałyśmy, że jeśli tam zostaniemy prędzej czy później zaczniemy cierpieć głód. Dlatego moja matka zaproponowała abyśmy dołączyły do watahy wilków zachodnich gór, ich tereny również były powoli przejmowane przez ludzi, byli w dokładnie tej samej sytuacji co my, dlatego planowali się przenieść i poszukać nowych urodzajnych terytoriów. Grace chciała abyśmy się z nimi zabrały i przy okazji dołączyły do nich na stałe. Pamiętam, że zakrzątało mi to głowę przez kilka następnych nocy. Z jednej strony nie chciałam opuszczać matki, chciałam się ją dalej zajmować, a z drugiej coś mi mówiło, że powinnam postąpić inaczej, że po drugiej stronie świata czeka na mnie coś jeszcze. Nie wiem czy była to jakaś magia, przeznaczenie, przeczucie czy po prostu instynkt, ale w pewną noc rozpętała się straszna burza i spoglądając prosto na ciemne chmury wiedziałam jak chcę postąpić. Kazałam matce się przyłączyć do wilków zachodnich gór, wiedziałam, że będzie tam bezpieczna i dobrze traktowana, ich przywódca i wilki do nich należące od dawna nas znały i niegdyś pomagaliśmy sobie nawzajem. Natomiast ja postanowiłam wyruszyć w wielki świat i pójść na swoje.
Nie wiedziałam co, ale coś mi mówiło, że mój los jest związany z innymi wilkami, w innym miejscu. Dokładnie to powiedziałam Grace, nie miała do mnie żalu, rozumiała to, że pisklę w końcu musi wylecieć z gniazda. Pamiętam jak niedługo potem stałyśmy na środku ośnieżonej polany wraz z wilkami zachodnich gór. Moja matka stała tuż przede mną. Przytuliłyśmy się i pożegnałyśmy ostatni raz. Grace odeszła do swojej nowej watahy, a ja w przeciwnym kierunku, w swoją stronę. Od tego dnia żyłam jako włóczęga, przemierzyłam świat wzdłuż i wszerz, poznałam wiele wilków i innych stworzeń, pakowałam się wielokrotnie w kłopoty i równie często z nich wychodziłam szukając tego czegoś co mnie tamtej deszczowej nocy nawoływało. Swojego miejsca w świecie. Zaledwie rok od tamtego wydarzenia wpadłam na na pewną bardzo wkurzoną niedźwiedzicę...
KONIEC