Naszym oczom ukazała się wtedy wioska, weszliśmy wszyscy w grobowej ciszy, przyglądając się temu niezbyt radosnemu widokowi. Musiało minąć wiele lat odkąd Wolper tu był… Zostały tylko ruiny, poburzone posągi, świątynie, roślinność w tym miejscu była niemal martwa, a zapachu zwierzyny nie było czuć w ogóle. Przez to miejsce przeszła śmierć…
- Тэд бүгд орхисон ... Би удаан хугацаагаар явсан – rzekł ze smutkiem nasz towarzysz, po czym usiadł na ziemi, widocznie bardzo się tym przejmując.
- Dlaczego tutaj tak jest? Miel tutaj być jego przyjaciele… - zamartwił się Marston.
- Wszyscy stąd odeszli… - wyjaśniłam mu jak najprościej się dało.
- Dokąd? – dopytywał, chociaż sądząc po jego spojrzeniu, chyba się domyślał.
- Cóż, jego przyjaciele nie żyją… - odparłam ze smutkiem tracąc powoli nadzieję ,że uwolnimy pozostałe wilki.
- Jak myślisz, on długo taki jest? – spytał mnie Marston, wyraźnie przygnębiony.
- Jeśli wilk, za długo żyje w innym ciele… Będąc kimś innym niż jest naprawdę, może stracić rachubę czasu. Jego natura przez te wszystkie lata się zmieniła, on tak naprawdę sam nie wie ile czasu minęło… Nawet pewnie już nie pamięta kim był dokładnie, za długo już tkwi w tym ciele – wyjaśniłam mu.
- Mówił ,że jest magiem – wtrącił Marston.
- Widział ,że magiem był Mirion, więc i on myśli ,że nim jest, tak zapełnia sobie luki w pamięci. Jeśli nie odzyska swojego prawdziwego wcielenia całkowicie zapomni kim jest – zasmuciłam się, zrobiło mi się bardzo szkoda naszego sojusznika.
- Musimy mu pomóc – basior zabrzmiał bardzo stanowczo. – A tak w ogóle to co on powiedział? – dopytał, wskazując na płaczącego wolpera.
- Powiedział ,że wszyscy odeszli, oraz ,że za długo go nie było – przetłumaczyłam mu dołujące zdanie Alvara.
- Co teraz zrobimy? – zmienił temat.
- Muszę pomyśleć… - odparłam bardzo spokojnie, udając ,że panuje nad sytuacją. Jednak tak naprawdę toczyłam walkę ze sobą… Z jednej strony chciałam pomóc wolperowi i wszystkim wilkom w nieswoich wcieleniach, ale jednocześnie czułam ,że nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Pierwszy raz w życiu czułam się bezradna…
Spojrzałam w oczy basiorowi, widać było w jego spojrzeniu niepewność, smutek, oraz brak nadziei, co tylko jeszcze bardziej potęgowało moje poczucie bezradności. Podeszłam do Wolpera i usiadłam przy nim, chciałam, aby czuł ,że ma moje wsparcie. Patrzyłam w ten sam punkt co on… Zniżyłam się do jego wysokości i przyglądałam się.
Wpatrywał się w posąg wilka z mieczem. Wilk stał dumnie, w prawdzie jego łapy były skaleczone czasem i po części był już skruszony i wyniszczony, ale było widać ,że wilk był wojownikiem. Przyglądając się bliżej zobaczyłam coś czego się nie spodziewałam… To nie był zwykły wojownik…
- Энэ хэн бэ? – spytałam przyglądając się posągowi, mimo iż wiedziałam kogo przedstawia.
- Тэр бол дайны бурхан юм – odpowiedział Alvar, potwierdzając moją teorię. -
Тэр бидэнд хүнд хэцүү үед хүч чадал өгдөг байсан – dodał.
I wtedy do mnie coś dotarło. Zawołałam Marstona, który bez entuzjazmu usiadł obok mnie, po czym wskazałam mu posąg.
- Wilk z mieczem, co w związku z tym? – zapytał, nie wiedząc o co chodzi.
- Zapytałam wolpera, kogo przedstawia. Odpowiedział mi ,że boga wojny, oraz ,że on dawał im siłę w trudnych chwilach – wyjaśniłam, chociaż chyba dalej nie było to jasne dla niego.
- Hmm… Ty również nim jesteś – odparł.
- Owszem. Jestem duchem walki, to nie pora żeby się teraz poddawać – uśmiechnęłam się. – Ale do tego potrzebuje towarzyszy broni, czy zechcesz nim być? To nie będzie bezpieczne, możliwe ,że nigdy już nie wrócimy do watahy, ale zrobimy to w słusznej sprawie – dodałam, uśmiechając się.
- Rozumiem ,że masz plan – odwzajemnił uśmiech. – I oczywiście ,że chcę zostać twoim towarzyszem, oraz rozumiem przeciwko jakiemu zagrożeniu stajemy – poparł mnie basior.
- Musimy znaleźć świątynie tego boga wojny. Na pewno miał tam bronie, bronie wykonane przez samych bogów mają potężną moc. Będziemy musieli zwiedzić cztery doliny… Teraz jesteśmy na północy, zostaje nam wschód, zachód, oraz południe. Zachód to nasze tereny. Weźmiemy moją broń, weźmiemy broń stąd, oraz bronie z pozostałych dolin. Mając bronie ze wszystkich, stworzymy potężny oręż, z którym nie poradzi sobie nawet Mirion – wyjawiłam mój plan. Wydawał mi się naprawdę całkiem dobry, ale szykowała się długa podróż, niezbyt prosta.
- Jeżeli będę tam z tobą, to się na to piszę – uśmiechnął się nieśmiało.
- Oczywiście ,że będziemy tam razem – zaśmiałam się.
Wolper przyglądał się naszej rozmowie, widocznie nie rozumiejąc ani słowa. Przetłumaczyłam mu nasz plan, na co on stwierdził ,że jest genialny, oraz ,że naprawdę może się udać. Zdradził nam również ,że zna kogoś ze wschodu, więc z łatwością tam trafimy. Wyjawił nam również ,że wie ,gdzie jest, a raczej gdzie była świątynia tutejszego boga wojny. Poprosiłam go, aby nas zaprowadził. Wtem wolper kicał kilka metrów przed nami, a ja szłam z Marstonem, łapa w łapę.
- Alvar zna kogoś ze wschodu, zatem z łatwością nas tam zaprowadzi, oraz może znany przez niego wilk nas zaprowadzi do świątyni… Albo jakiegoś zbioru ich broni. O ile jeszcze żyją… - powiedziałam, przyglądając się reakcji basiora.
- Cóż… Jeśli to pomoże, to ja jestem z południa… - przyznał się z wyczuwalnym smutkiem w głosie.
- To świetna wiadomość! – uradowałam się na tą informację. – Ale ty chyba się nie cieszysz… - dodałam.
- Moi rodzicie… Obiecałem ,że nigdy nie wrócę. Powrót tam… To będzie powrót do przeszłości, o której chciałem zapomnieć – wyznał.
- Nie da się uciec od przeszłości – wiem ,że go nie pocieszyłam, ale musiał się z tym zmierzyć prędzej czy później.
- Wiem ,że się nie da, ale… Ona jest bolesna… - tłumaczył się, mimo ,że nie musiał, rozumiałam to całkowicie.
- Przeszłość często boli… Ale nie można całe życie przed nią uciekać. Trzeba jej stawić czoła i wyciągnąć wnioski na przyszłość – powiedziałam dość mądrze brzmiące zdanie.
- A jaka jest Twoja przeszłość? – spytał nagle, zainteresowany basior.
- Бид нар дээр байна – przerwał nam na szczęście Alvar.
- Jesteśmy na miejscu – przetłumaczyłam na bieżąco zdanie wolpera. – Wrócimy do tej rozmowy później – dodałam, chociaż liczyłam ,że tak się nie stanie i basior zapomni.
Znaleźliśmy się przed świątynią, była trochę zniszczona, ale budynek stał. Był olbrzymi, pokryty wieloma runami, rysunkami, oraz witrażami. Dowiedziałam się od Wolpera ,że bóg wojny słynął z pułapek. Zatem możemy się spodziewać w środku wszystkiego… Jednak przed postanowiłam przyjrzeć się rysunkom były ciekawe, Alvar również się im przyglądał, przypominało mu się powoli, kim był.
- To był Loki – powiedziałam widząc rysunek basiora.
- Loki? – dopytywał basior.
- Tak, znam go – dodałam. – A raczej znałam…
- Ty chyba jesteś światową waderą – zaśmiał się basior.
- Cóż, nasze armie ze sobą walczyły… Ale to nie jest dobry moment do opowieści. Był cwanym skurwysynem. W jego świątyni będzie na pewno mnóstwo pułapek i zagadek – powiedziałam dość ozięble.
- Hmm, w takim razie zmierzymy się z nimi. Nie traćmy więcej czasu – rzekł stanowczo, co bardzo mi się spodobało. Lubiłam basiory pewnych swego, w końcu sama taka byłam więc, może dlatego oczekiwałam tego też od partnera? Znaczy, o czym ja w ogóle myślę... Skarciłam się, po czym wróciłam do celu przygody.
- Masz rację – wzięłam się wtedy za otwieranie drzwi.
Weszliśmy do środka we trójkę, wrota od razu się zamknęły za nami. A na ścianach zaświeciły się runy dając światło. Czyli jego magia dalej działa – pomyślałam. Kiedy zrobiłam krok do przodu uruchomiła się pierwsza pułapka… Ze ścian zaczęły lecieć strzały… A więc jego broń musi być naprawdę dla niego cenna ,że tak jej chroni – kolejne moje przemyślenie przeszło przez moją głowę.
- Mam pomysł! – rzucił nagle Marston. – Wiem jak przejdziemy przez to – uśmiechnął się, widać było ,że był pewny swego.
- Zamieniam się w słuch – odparłam z zaciekawieniem.
Wolper nie miał problemu z przejściem przez deszcz strzał, w końcu miał skrzydła, więc z łatwością przeleciał, poza tym był mały. Więc tylko my musieliśmy się martwić przejściem przez to…
C.D.N.
<Marstonie? Wybacz, że tak długo ^^>