Nadszedł w końcu dzień, na który Ketos czekał bardzo długo. Mianowicie dzisiaj po raz pierwszy dostanie do pyska broń. Wzięłam rano po treningu dwa miecze i czekałam tam gdzie zawsze, czyli beztroskiej polanie na pojawienie się młodzika. Ku mojemu zaskoczeniu przyszedł punktualnie.
- Już jestem generale! – stanął na baczność.
- Widzę, przyszły szeregowy Ketosie – uśmiechnęłam się, chociaż nie do końca wiedziałam dlaczego, czy powodem było to jak śmiesznie to brzmiało, kiedy mówił to szczeniak, czy prawdziwym powodem była duma, a może oba powody sprawiały ,że na moim psyku malował się uśmiech?
- Trzymaj – powiedziałam podając młodzieńcowi broń.
- Jest cięższa niż myślałem – wydukał podnosząc do góry oręż.
- Wiesz, lżejsze miecze to nie miecze, tylko zabawki – szybko dałam mu odpowiedź na wszelakie pytania. – Zaczniemy od postawy – dodałam.
- Musisz zawsze trzymać gardę – zaczęłam mu wyjaśniać, po czym ustawiać go tak, jak powinien stać prawdziwy wojownik.
- Przednie łapy muszą być wysunięte do przodu, ale nie za bardzo, bo się przewrócisz. Tylne służą za podporę, nigdy nie wiadomo, czy w trakcie parowania ataku, bądź samoobrony nie będziesz musiał na nich stanąć, wtedy tylko one i ogon będzie Ci służyć do utrzymania równowagi. Pysk ma być skierowany na wprost, nie patrz do góry ani w dół, w ten sposób ograniczasz sobie pole widzenia – wytłumaczyłam jak mniej więcej to wygląda, po czym ustawiłam go w ten sposób.
- Ostrze zawsze powinno być skierowane w stronę wroga, nigdy w twoją, w przeciwnym razie szybkie wbiegnięcie przeciwnika może poskutkować tym ,że zranisz się własnym mieczem – chciałam mu jak najwięcej powiedzieć, tym bardziej ,że dużo czasu nie zostało.
- Bardzo dobrze – odparłam widząc go w pozycji bojowej z mieczem, wiedziałam ,że jeśli chodzi o teorię to już wszystko co mogę mu powiedzieć, nadszedł czas na praktykę. – Pokaż co umiesz, zaatakuj mnie – dodałam biorąc do pyska ostrze.
Szczeniak tak jak przewidziałam rzucił się na mnie, co poskutkowało tym ,że odsunęłam się a on runął na ziemię.
- Basiorze, celność ponad szybkość, zapamiętaj – dałam mu małą radę.
Pokiwał głową na znak ,że rozumie po czym zaczął się do mnie zbliżać, aby wykonać następny atak. Tym razem mu się udało, nasze ostrza złączyły się wydając z siebie metaliczny, nieprzyjemny dla ucha dźwięk, co wbrew pozorom nie zniechęciło młodzieńca. Kolejne ataki, znowu były nieprzemyślane przez niego co doprowadziło do tego ,że szczeniak został bez broni i leżał na ziemi z ostrzem przy gardle.
- Skup się Ketos, w walce musisz zawsze być skupiony. Wróg wykorzysta każdą chwilę słabości i twojej nieuwagi – postanowiłam dawać mu rady, bo jednak nie miał on wprawy w walce.
- Rozumiem – przyjął z pokorą młodzik. – Możesz mi pomóc wstać? – dodał.
- Och, dobrze – podałam mu łapę.
I wtedy stało się coś czego nie przewidziałam, Ketos pociągnął mnie za łapę i teraz to ja leżałam na ziemi. Błyskawicznie się podniósł i wziął do pyska broń, grożąc mi nią przed pyskiem.
- Wróg wykorzysta każdą słabość, pamiętasz? – spytał, wyraźnie dumny z siebie.
- Mhmm. Dobrze, bardzo dobrze. Szybko się uczysz – pochwaliłam go, nie powiem zaskoczył mnie tym, nawet bardzo.
Kolejne godziny minęły nam na próbach, atakach, blokach, parowaniu ataków oraz upadkach w większości jego, ale zdarzało się ,że udawało mu się mnie przechytrzyć. Czułam ,że będzie dobrym wojownikiem o ile naprawdę zdecyduje się iść w tym kierunku. Kiedy zbliżał się wieczór powoli zaczęliśmy iść w stronę jaskini.
- Cio… Znaczy Alesso – zająkał się młody basior.
- Tak? – spytałam ignorując jego nieprzypadkową pomyłkę.
- Ty chyba dużo wiesz na temat wojen, prawda? – dopytywał, idąc przy mnie młodzik.
- Owszem – potwierdziłam. - Wojny toczy się w dwóch celach przetrwania lub zysku, bitwę może wygrać lepsza armia, leż wojnę wygrywa ten, kto jest w stanie poświecić wszystko dla zwycięstwa – rzekłam dość stanowczo jakby była to przestroga niż jeżeli nauka.
- Rozumiem… A ty? Ile wojen wygrałaś? – drążył dalej temat, jak to na ciekawskiego basiorka przystało.
- Mnóstwo – odpowiedziałam krótko, gdyż wiedziałam ,że temat zmierza w złym kierunku.
- Czyli jesteś w stanie poświęcić wszystko dla zwycięstwa? – nie odpuszczał, chciał jak najwięcej ode mnie wyciągnąć.
- Usiądź Ketos – powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Dobrze… - wykonał polecenie i wpatrywał się we mnie, oczekując dalszych instrukcji.
- Opowiem ci historię... Kiedyś byłam generałem w boskiej armii, która wykonywała rozkazy Jowisza. Zostałam generałem ze względu na swój wrodzony talent do walki. Z resztą wiedzieli ,że nim zostanę jak się urodziłam. Kiedy rodzi się nowy bóg, od razu przypisuje się mu domenę jaką będzie władał. I kiedy Erena dostała pokój i harmonie, mi przypadła wojna i strach – zaczęłam mu opowiadać.
- Ale po co? Po co są złe wilki? – spytał, to pytanie mogło by kogoś urazić. Jednak Ketosowi nie chodziło o zło pod względem osobowości, lecz żywiołów, co od razu zrozumiałam.
- Ponieważ gdyby nie było zła, dobro nie miało by sensu. To samo dotyczy wszystkiego… Dzień i noc, deszcz i słońce, wiosna i zima, dobro i zło, zimno i ciepło… - w tym momencie mi przerwał.
- Wojna i pokój – dokończył.
- Dokładnie. A wracając… Od najmłodszych lat byłam szkolona w boskiej armii. Do pewnego momentu ich treningi mnie satysfakcjonowały, jednak nadszedł czas gdy nawet one nie starczały abym w pełni wykorzystała swoje umiejętności. Wtedy zaczęłam trenować sama. Niedługo po tym ja przewodziłam armią, która miała służyć dobru, oraz nieść chwałę bogom. I z początku rzeczywiście tak było, pomagałam wiernym wygrywać wojny z wrogami. Lecz pewnego dnia… Wilk będący łącznikiem pomiędzy wszystkimi bogami, przekazał mi fałszywą informację. Nie sprawdziłam tego… Pomogłam nie tej stronie podczas jednej z bitew. W ten sposób została wybita niewinna wataha. Kiedy o wszystkim się dowiedziałam, miałam pretensje do Jowisza. On jednak rzucił mi chłodne spojrzenie, bez współczucia, jakby mnie winił. Po czasie dowiedziałam się ,że ten wilk z watahą przejął władzę nad tymi terenami… - kontynuowałam opowieść.
- Czy to był West? – wtrącił się, widocznie zaangażowany w historię.
- Tak – potwierdziłam jego teorię. – Tamtego dnia postawiłam wszystko na jedną kartę. Stanęłam do walki z nim i z watahą, której wcześniej pomogłam. Wataha w prawdzie zrezygnowała z walki ze mną… Jednak West nie miał zamiaru. Kiedy został pokonany, niemal go zabiłam… Niemal, bo jak się okazało przeżył i gdzieś zwiał. Tamtego dnia wyruszyłam na walkę z nim bez wiedzy, ani wsparcia bogów. Byłam w stanie poświęcić wszystko, aby go pokonać, boskość, szacunek, czy nawet własne życie – zakończyłam tą ciążącą mi na sumieniu od dawna historię, nawet zrobiło mi się ciut lepiej.
- A co zrobili bogowie jak to uczyniłaś? – doszukał się niedokończonego aspektu.
- Cóż… Niewiele w sumie. Wiedzieli ,że dobrze zrobiłam. I w zasadzie to w dużej mierze przyczyniło się do tego ,że zostałam alfą. Poza tym nie chciałam już służyć Jowiszowi i być przywódcą jego armii. Nie potrafiłam zjawić się na któreś wojnie w moim prawdziwym wcieleniu i udawać ,że nic się nie stało, że nie zginęli przeze mnie niewinni – wytłumaczyłam mu.
- To smutna historia – podsumował młodzieniec.
- Tak, ale powiem ci coś co na pewno podniesie cię na duchu. Moja lepsza historia zaczęła się właśnie w tej watasze, jak poznałam te wszystkie wilki, które stały się moją rodziną i to daje mi olbrzymie szczęście i satysfakcję – uśmiechnęłam się wymawiając to zdanie.
- A wiesz… Że ja też jestem szczęśliwy ,że tu jestem? – zaczął merdać ogonem młodzik.
- To się bardzo cieszę – odparłam. – Chodź, wracajmy do domu. Chłodno się robi – dodałam widząc, że szczeniak zaczyna marznąć.
- Dobrze Cio… Alesso – szybko się poprawił.
- Ciocia Alessa, nie brzmi tak źle – puściłam do niego oczko i ruszyłam w kierunku jaskini.
____________________________________________________________________________
Minęły dwa miesiące odkąd Ketos wziął do pyska pierwszy raz broń.
- Bardzo dobrze! – krzyknęłam parując atak basiora.
- Dopiero się rozkręcam – rzucił się, powalając mnie przy tym.
Szybko jednak udało mi się obrócić sytuację tak ,że to on znajdował się na dole. Jednak młodzieniec nie dał łatwo za wygraną i podstawił mi ogon pod tylne łapy, co poskutkowało moim straceniem równowagi i upadkiem na bok.
- No, jak na boga wojny to ciotka nie jest aż tak dobra – zaśmiał się, po czym podał mi łapę w geście pomocy.
- A ty dalej się nie nauczyłeś! – odparłam, po czym pociągnęłam go do siebie.
Leżeliśmy teraz oboje na ziemi, śmiejąc się. Ketos bardzo dużo się nauczył w przeciągu tych dwóch miesięcy, opanował walkę wręcz niemal do perfekcji. Nigdy mu nie powiedziałam, ale wydawało mi się ,że może nawet w przyszłości mógłby być moją prawą łapą, a kto wie może i generałem? Jednak ta wizja szybko została przeze mnie odrzucona. Bo w końcu… Erena po niego przyjdzie i wróci do boskiej doliny, służyć tym przeklętym bogom.
- To co ciociu? Kolejny trening? – rozochocił się młodzieniec, po czym chwycił szybko broń.
- Wiesz co Ketosie, myślę ,że pora abyś nauczył się walczyć nową bronią, zaprowadzę cię do kogoś kto cię tego nauczy – zaczęłam.
- Myślałem ,że ty umiesz walczyć każdą bronią – przyznał młody basior.
- Umiem. Ale tylko w sposób podstawowy, specjalizuje się w mieczach i ostrzach, a z tego nauczyłam cię już wszystkiego. Ze sztyletami nie miałam dużo do czynienia, mogę cię nauczyć podstaw, ale wolę żebyś umiał znacznie więcej – wyjaśniłam mu.
- Walczyliśmy już trochę sztyletami... – przypominał młodzik.
- Tak, ale dzięki temu wilkowi będziesz potrafił biegle posługiwać się nie tylko mieczami i ostrzami , ale i sztyletami– wytłumaczyłam mu.
- Wow! Ale… Kto będzie mnie tego uczyć? – spytał zmartwiony wyraźnie tym, że nie ja będę to teraz robić.
- Vesna. Ale nie martw się postaram się towarzyszyć na większości waszych treningów – uśmiechnęłam się, aby dać mu otuchy.
Szczeniak skinął głową na znak ,że rozumie. Uznałam to za zgodę i ruszyliśmy w kierunku jaskini mojej prawej łapy. Droga poszła nam dość sprawnie i szybko, z początku miałam wątpliwości czy Vesna jest dobrym wyborem, bo nigdy nie widziałam jej ze szczeniakami, ani o nich nie wspominała. Chociaż z innej strony ja też o nich nie mówiłam, a co dopiero żebym jakimś się opiekowała, Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Ketosa.
- Chyba jesteśmy na miejscu ciociu – odparł spostrzegawczy basior.
- Owszem, Vesno? – zawołałam. W prawdzie nie dostałam odpowiedzi, ale zauważyłam fiołkowe oczy w półmroku, które w nas się wpatrywały.
Wilczyca wyszła dumnym i zgrabnym krokiem z jaskini ukazując się nam w całej okazałości, po czym spojrzała się na mnie i młodzika. Ewidentnie nie wiedziała o co mi chodzi… Więc zaczęłam dialog:
- Vesno, wiem ,że masz duże umiejętności związane z walką, a mianowicie z posługiwaniem się sztyletami – zaczęłam naprowadzać ją na mój pomysł.
- Tak… No mam, a do czego zmierzasz? – zainteresowała się wyraźnie.
- Chcę abyś poduczyła Ketosa, jakieś pojęcie na temat walki nimi ma. Nauczyłam go podstaw, jednak czegoś więcej myślę ,że nikt lepiej go nie nauczy niż jeżeli ty – wyjaśniłam waderze.
- Myślę ,że to nie najlepszy pomysł… - próbowała mnie zniechęcić, jednak ja nie miałam zamiaru odpuszczać.
- A ja myślę ,że to wspaniały pomysł. Chcę by Ketos miał większe pojęcie na temat tej broni i jej używania – odparłam, przekonując ją.
- Myślę ,że nie jestem odpowiednia na nianię – wyjaśniła.
- Na nianię może i nie, ale na trenera? To już bym polemizowała – drążyłam dalej temat, a młodzik bacznie się przyglądał naszej dyskusji.
- Mogę spróbować… - zgodziła się po namyśle rudawa wilczyca.
- To w takim razie cieszę się ,że doszliśmy do kompromisu – uśmiechnęłam się. – Wpadnę po Ketosa wieczorem, okay? – spytałam, aby ustalić czas treningu.
- Okay – odpowiedziała krótko, wpatrując się z zaciekawieniem w młodzieńca.
- Ketos, słuchaj się Vesny, przyjdę po ciebie wieczorem – przytuliłam go, po czym odeszłam zostawiając ich ze sobą samych.
Szczerze mówiąc miałam trochę wątpliwości… Bo Ketos nie wiedział jeszcze ,że Vesna jest jego kuzynką, ponadto, nie wiedziałam nawet czy fiołkowooka o tym wie. Jednak nie miałam zamiaru zaprzątać tym sobie głowy, wiedziałam ,że krzywda mu się nie stanie pod jej opieką, a to był największy priorytet. Wiedziałam też ,że dzięki temu Ketos zdobędzie większą wiedzę na temat walki, a z jakiś nieznanych mi powodów było mu to potrzebne. Przynajmniej tak wynikało z opowieści Ereny. A nie sądzę by miała powody by mnie kłamać, tym bardziej w sprawie swojego syna. Liczyłam też, że prędzej czy później uda mi się z niej wyciągnąć kto jest jego ojcem, to ułatwiło by mi sprawę jeśli chodzi o trenowanie jego umiejętności magicznych. Cóż, teraz wszystko w łapach Vesny.
C.D.N.
<Vesno? Jak tam idzie wam trening? XD>