Zaczęliśmy płynąć w stronę drugiego brzegu. Dzień był dość ciepły więc przyjemnie było ochłodzić się w jeziorze. Moje łapy młóciły wodę a ja parłam naprzód. Marston płynął obok. Jak na pierwszy raz szło mu naprawdę dobrze. Pod nami było widać tylko czerń. Dno już dawno przestałam widzieć. Kiedyś jak byłam mała i uczyłam się pływać zawsze się bałam tej głębi. Miałam ciągle wrażenie, że coś się tam czai i zaraz wyskoczy, by mnie tam wciągnąć i zjeść. Wtedy brat powiedział, żebym wyobraziła sobie, że lecę tylko jest ciemno i nie, wiedzę ziemi. Faktycznie pomogło. Od tamtego czasu uwielbiałam pływać. Popatrzyłam na Marstona który z poważną miną płyną dalej. Parsknęłam śmiechem.
- Rozchmurz się trochę - powiedziałam.
On spojrzał na mnie z wyrzutem, ale po chwili na jego pysku też zagościł uśmiech i się roześmiał. W końcu dotarliśmy na brzeg i położyliśmy się dysząc. Słońce miło grzało a my zaczęliśmy przysypiać. Po dość krótkim czasie nasze futra już były suche.
- No to na dziś rozgrzewka zaliczona - powiedział Marston sennym głosem.
Po chwili zobaczyliśmy jak Arelion na grzbiecie Peculiariego goni Vixen. Wybuchnęliśmy śmiechem i nie mogliśmy przestać. Nagle Marston wstał, wszedł do wody i zaczął na mnie chlapać.
- Oj tego ci nie daruję.
Wskoczyłam za nim rozłożyłam skrzydła i zaczęłam nimi machać. W jego stronę poleciał strumień wody. Basior krztusił się i prychał a ja patrzyłam na niego z tryumfalną miną. Marston, gdy w końcu przestał rzucił się na mnie i wciągnął mnie pod wodę, bo w miejscu, gdzie stałam płycizna się kończyła a zaczynała się głębsza woda. Wynurzyłam się i łapczywie zaczerpnęłam powietrza.
- Tylko mnie nie utop dobrze? - wydyszałam.
- Nic nie obiecuje - odpowiedział wymijająco.
Dalej dzień minął nam na pływaniu i zabawie. Wróciliśmy cali mokrzy do jaskini i zasnęliśmy.
KONIEC