Wilk, który najwyraźniej był jednym z wyznawców tej całej bogini "Darah" odszedł już kilka minut temu. Spojrzałam przestraszona na Irni. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Byłam jak skamieniała. Zastanawiałam się czy członkowie naszej watahy zauważą, że nas nie ma? A jeśli tak to czy uda im się nas znaleźć w przeciągu zaledwie dwóch dni? Zdałam sobie sprawę jak wielką głupotą było pakowanie się do tego tunelu nie mówiąc o tym zupełnie nikomu. W myślach już zaczynałam się obwiniać za wszystko co nas spotkało i co może nas spotkać w przeciągu tych kilku dni.
Wraz z Irni leżałam zrezygnowana w klatce nie wiedząc co zrobić. Nigdy nie specjalizowałam się w magii więc nie znałam żadnego zaklęcia, które mogłoby nam pomóc się wydostać się w jakiś epicki sposób na zewnątrz. Znałam się na tropieniu, ziołach i nawet na lecznictwie, ale w tym momencie nie było nam to zupełnie do niczego potrzebne. Czułam się bezradnie. Po chwili usłyszałyśmy za nami jakiś szelest. Obie podniosłyśmy głowy i nastawiłyśmy uszu. Ogromny basior o ciemnym, szarym futrze podszedł do naszej klatki. Zadrżałam, nie miałam pojęcia co ma zamiar z nami zrobić. Zabić? Torturować?
Wielkolud nie odezwał się ani słowem. Jedynie spojrzał na nas i zaczął pchać klatkę. Skuliłam się i instynktownie spojrzałam na przyjaciółkę. W myślach zaczęły mi się pojawiać wszelkie najgorsze scenariusze.
Po pewnym czasie znalazłyśmy się w jaskini najwyraźniej należącej do watahy, na której terenie się znajdowałyśmy. W środku od razu uderzył mnie odór zgnilizny. Był niemal nie do wytrzymania. Skrzywiłam się. Poza smrodem jaskinia nie wyglądała najlepiej, była całkiem ciemna, a wokół panowała wilgoć. Domyśliłam się, że nie było to miejsce służące do spania. Wyglądało to raczej jak coś co miało pełnić rolę więzienia. Kiedy basior skończył pchać klatkę, odszedł i usiadł przy wejściu do jaskini. Chwilę odczekałam posyłając mu poważne spojrzenie i przysunęłam się do Irni.
- Musimy coś wymyślić i to szybko - Wyszeptałam jej do ucha najciszej jak tylko mogłam.
- Wiem...
Wadera wyglądała na zamyśloną i zrezygnowaną. Wyglądało na to, że tylko w połowie usłyszała to co do niej powiedziałam. Spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach jedynie żal. Zupełnie jakby nasz los był już przesądzony.
- Hej...nie martw się. Wyjdziemy z tego -Posłałam jej wymuszony uśmiech próbując ją podnieść na duchu. Chociaż czułam, że sama jestem bardzo bliska całkowitego załamania, ale starałam się to w sobie stłamsić i nie popaść w panikę.
Chwilową ciszę przerwały głosy dochodzące sprzed jaskini. Jakaś wadera o białej jak śnieg sierści i paru bliznach rozmawiała z basiorem o dość drobnej posturze i czarnej sierści. Nastawiłam uszu i zaczęłam nasłuchiwać. Kątem oka zobaczyłam, że Irni lekko podniosła głowę i zrobiła to samo.
- Już następnej nocy bogini Darah zstąpi z nieba i odbierze to co jesteśmy jej winni -Usłyszałam ochrypły głos wadery.
- Są takie jak sobie zażyczyła? Obie czyste jak śnieg? Jedna wysłanniczka przestworzy z anielskimi skrzydłami, druga wysłanniczka bogini ziemi?
- Tak, obserwowaliśmy je odkąd weszły do Puszczy Życzeń. Są takie jakie Darah sobie zażyczyła dwa księżyce temu.
- Idealnie. Pójdę je zobaczyć. -Czarny basior się odwrócił i ruszył w naszą stronę, a biała wadera odprowadziła go wzrokiem. Kiedy znalazł się już przed klatką posłał nam wręcz odpychające spojrzenie. Zrobiło mi się niedobrze, wyglądał jakby miał ochotę nas dosłownie pożreć.
- Takie słodkie i niewinne...
- Czego od nas chcecie? -Irni momentalnie się zerwała i obnażyła kły.
- Radujcie się! Nasza ukochana boginka zażyczyła sobie wader o waszym wyglądzie. Jutro o tej samej porze zostaniecie jej ofiarowane. -Odpowiedział zupełnie niewzruszony nieco agresywną postawą mojej towarzyszki.
- A-ale jak to...? -Wytrzeszczyłam oczy. To nie mogło się dziać naprawdę.
- Darah co dwa księżyce wybiera dwa basiory lub wadery, zawsze o niesplamionych krwią duszach oraz o wybranym przez nią wizerunku. Dokładnie dwa księżyce temu zapragnęła dwie wadery, w tym jedną uskrzydloną.
W oczach basiora błyszczały iskry szaleństwa. Czerpał radość i satysfakcję z naszego strachu i bezradności
- Opowiadasz głupoty! Nie istnieje taka bogini jak "Darah". Żadne z bogów nigdy nie wymagało ofiary od śmiertelników! - Rzuciłam mu wyzywające spojrzenie. Byłam pewna swoich słów. Pomyślałam o Jowiszu, Junie, Florze, Erenie oraz innych bogach, w które wierzyła nasza wataha. Pomimo, że wcześniej byłam do tego sceptycznie nastawiona, również w nie uwierzyłam ponieważ swego czasu miałam zaszczyt spotkać jednego z nich.
Ciemny basior pochylił się lekko by znaleźć się z nami pysk w pysk. Po czym cichym głosem wyszeptał.
- Owszem, Darah nie istnieje, ale te wszystkie wilki, które uważają mnie za jej wysłannika ślepo w nią wierzą i zrobią dla niej dosłownie wszystko.
Zaczął się chichrać, wyszczerzył kły w szaleńczym uśmiechu po czym odwrócił się i odszedł zostawiając nas bez dalszych tłumaczeń. W tamtym momencie wszystko było dla nas jasne. Ten basior wmówił tym wszystkim wilkom, że jest wysłannikiem jakiejś krwawej bogini, która nie istniała. Za jej "pośrednictwem" miał ich wszystkich w garści i mógł bezkarnie dokonywać kolejnych mordów. Do mojej głowy dochodziły setki kolejnych myśli. Ile niewinnych wilków przez niego zginęło? Jak udało mu się przekonać tyle osób by uwierzyli w boginię, która nigdy nie istniała? Co teraz się z nami stanie? Czy podzielimy los tych, którzy znajdowali się w tej klatce przed nami? Zdezorientowana skierowałam swój wzrok na księżyc, który już oświetlał wnętrze jaskini. W moim umyśle rozbrzmiało zdanie "Wataho Wilków Burzy...przyjdź nam z pomocą..."
C.D.N
<Irni?>