Szłyśmy i szłyśmy. Tunel był dość ciasny a z jego sufitu zwisały korzenie. Ten tunel w sobie jakiś urok. W niektórych miejscach prześwitywało światło. Po długim czasie zawahałam się i przystanęłam. Ciągle nie wiedziałyśmy z kąt się wziął ani do kąt prowadził.
- Alice może wracajmy.
- Tak to może być dobry pomysł.
Zawróciłyśmy a ja mimowolnie przyśpieszyłam. Chciałam jak najszybciej się z tond wydostać. Jednak, gdy dotarłyśmy do wyjścia nie było go. Widać było tylko ziemię. To mi się nie podobało.
- Przecież tu było wyjście - powiedziała Alice z rozpaczą w głosie.
- Wiem - wyjąkałam
- Chyba musimy go jednak przejść - powiedziała wadera zrezygnowana.
- To choć.
Znowu ruszyłyśmy tunelem, który teraz wzbudzał we mnie strach i obrzydzenie. Zaczęłam biec chcąc się jak najszybciej wydostać. Alice pobiegła za mną. Jednak, gdy minęło około dziesięć minut zwolniłam do szybkiego marszu. W tunelu nie było już jasno. Na zewnątrz musiała już być noc. Nie licząc odgłosu szurania naszych łap panowała tu cisza. Po jakimś czasie usłyszałam za sobą głos Alice.
- Może odpoczniemy?
- Tak to dobry pomysł.
Obróciłam się pyskiem do wadery i położyłyśmy się na chłodnej ziemi. Leżałyśmy tak w ciszy. Nie wiedziałam co powiedzieć. Po chwili zasnęłyśmy. Następnego dnia wznowiłyśmy wędrówkę w już jasno oświetlonym tunelu.
- Jak myślisz do kąt on prowadzi? - powiedziała Alice przerywając tę nieznośną ciszę.
Chciałabym wiedzieć.
- No cóż, pójdźmy to sprawdzić - westchnęła.
Po strasznie długim czasie w końcu doszłyśmy i wyszłyśmy z tego okropnego tunelu. Chyba nigdy nie cieszyłam się tak na widok trawy, drzew i nieba. Było już ciemno. Księżyc świecił jasno na niebie. Usłyszałam, że Alice też wyszła za mną. Unosił się tu dziwny zapach. Taki słodki. Zobaczyłam, że wyszłyśmy na polanę. Rosło na niej mnóstwo kwiatów. Były czerwone. Po chwili
- Wiesz, gdzie jesteśmy?
- Nie mam pojęcia - powiedziałam bezradnie. - Nigdy nie widziałam tych terenów.
- Czyli jesteśmy poza terytorium?
- Niestety.
- Może uda nam się wrócić - wadera zamyśliła się. - Wiesz powinnyśmy jakoś pamiętać, gdzie był ten tunel.
- No nie wiem on tak czasem skręcał, że może być ciężko.
- Faktycznie.
- Tylko co tu teraz zrobić? - powiedziałam siadając na ziemi.
- Może z powietrza będzie lepiej widać.
- Tak racja - spojrzałam na waderę z wdzięcznością i ziewnęłam - Dzięki robię się trochę śpiąca.
Wzbiłam się w powietrze mając nadzieję, że to mnie pobudzi. W końcu jesteśmy na obcym terenie i lepiej zachować czujność. Faktycznie pomogło. Rozejrzałam się wokół, ale nie widziałam nawet najmniejszej rzeczy, która wydawała się znajoma. Musiałyśmy odejść dość daleko. Choć mogłyśmy się tego spodziewać piorąc pod uwagę czas, który tam spędziłyśmy. Zmartwiona wróciłam na ziemię i usiadłam obok Alice która wpatrywała się we mnie wyczekująco.
- Nic.
- Szkoda - powiedziała wadera. - No przynajmniej wiemy, że przyszłyśmy gdzieś z tam tond. Wskazała ogonem na miejsce, gdzie znajdowało się wejście do tak znienawidzonego tunelu.
Też ziewnęła i położyła się. Ja także poczułam jak łapy się pode mną uginają i opadam na miękką trawę. Jak by coś nagle nas uśpiło. Rano zerwałam się i poczułam, że już nie jestem już na tej polanie. Obok mnie Alice też nagle się zerwała i zaczęła gorączkowo się rozglądać. Byłyśmy w klatce. Stała ona pod drzewem. Przed nami w odległości mnie więcej piętnastu metrów była, kamienna rzeźba przedstawiająca ogromnego wilka, którego wygląd przywoził na myśl węża z otwartym pyskiem. Koło niego był jakiś zbiornik. Zaczęłyśmy chodzić po klatce i szukać sposobu, by uciec. Jednak ja nic nie mogłam znaleźć. Po minie i milczeniu Alice wywnioskowałam, że ona też. Pręty były solidne tam samo jak podłoga i dach.
- I co teraz? - spytałam Alice.
- Miałam nadzieję, że ty coś wymyśliłaś, bo ja nie mam pojęcia.
- Ja tak samo.
W powietrzu dało się wyczuć silny zapach wielu innych wilków. Musiałyśmy trafić na jedną z tych watah, które nie lubiły gości. Gdy zapadł zmrok jakiś wilk podszedł do posągu i zaczął coś mówić. Potem podszedł do nas.
- Cieszcie się za dwa dni zostaniecie złożone w ofierze bogini Darah.
Osłupiałam. Trafiłyśmy na najgorsze. To jedna z tych watah, które składają ofiary swoim bogom. Gdy odszedł spojrzałam przerażona na Alice.
- Musimy się stąd wydostać, zanim miną dwa dni.
C.D.N.
Alice teraz wszystko w twoich łapach.