· 

Spłata długu [Część #2]

 

Minęły 2 miesiące odkąd Ketos został powierzony pod opiekę Alessie.

 

Byliśmy na jednym z wielu już treningów w przeciągu tych dwóch miesięcy. Młody basior radził sobie coraz lepiej z walką jak i polowaniem.

 

- Dobrze – odparłam blokując atak basiora.

- Staram się! – powiedział zadowolony z siebie, atakując.

- Jesteś coraz lepszy – powiedziałam, unikając tym razem jego ataku.

- Kiedy będziemy walczyć mieczami? Albo jakąś bronią? – spytał najwyraźniej znudzony walką na pazury i zęby.

- Ketos, musisz umieć walczyć nawet nie posiadając broni, przeciwnik może ci ją odebrać, a ty musisz być przygotowany na to i umieć się obronić – wyjaśniłam mu dlaczego go tego uczę.

- Ale ja już wszystko umiem, poradzę sobie z łatwością… - obrócił się i zaczął prowadzić monolog, jak i się przechwalać.

 

W tym momencie podłożyłam mu pod łapy ogon, a młody wilk się przewrócił.

 

- Tak, właśnie widzę, jak sobie radzisz – zaśmiałam się widząc, otrzepującego się z pyłu młodzika.

- Bardzo śmieszne… To było nieczyste zagranie – zaczął się tłumaczyć.

- Powiem Ci coś co lepiej zapamiętaj, twój przeciwnik zawsze będzie walczyć nieczysto, musisz być gotowy na wszystko – wyjaśniłam mu kolejną zasadę z walki na wojnie.

- To dlaczego ja muszę walczyć czysto? Łatwiej by było walczyć jak oni… - zaczął się zastanawiać.

- Ponieważ my jesteśmy wojownikami, a nie barbarzyńcami. Prawdziwy wojownik walczy tym – wskazałam mu łapą na jego pierś, mając tu na myśli oczywiście serce. – Ale przed tym myśli tym – tym razem pokazałam mu na głowę, mając na myśli rozum.

- Rozumiem – rzekł z pokorą. – Opowiesz mi jeszcze jakąś historię? O tym jak walczyłaś… Albo wiem, opowiedz mi o Weście! – uradował się młodzieniec.

- Myślę ,że jesteś na to za mały – wyjaśniłam mu ,że nie jest to najlepszy moment.

- No proszę! Jak mam się stać wojownikiem, to powinienem wiedzieć jak radzić sobie z takimi jak on – zaczął argumentować, co szczerze powiedziawszy zaczęło mnie przekonywać.

- No dobrze. Może masz rację – odparłam, będąc przychylna do jego prośby. – Usiądź i słuchaj uważnie, nie będzie to miła historia… - ostrzegłam basiora, na co chyba jeszcze bardziej się podekscytował bo zaczął nerwowo merdać ogonem. Ach szczeniaki… Nie kontrolują jeszcze swoich emocji.

- To było bardzo dawno temu… - zaczęłam jednak nie dane było mi dokończyć.

- To ile ty masz lat? – przerwał mi jak zawsze, ciekawski Ketos.

- Chcesz historii, czy nie? – ominęłam sprytnie temat mojego wieku.

- Chcę! Już siedzę cicho – opanował się. Ciekawe na jak długo – pomyślałam, ale w końcu zaczęłam kontynuować historię.

- Jak wspomniałam było to dawno. West miał wtedy pieczę nad watahą. Jednak jego panowanie nie przyniosło korzyści. Jego ambicja i chęć władzy doprowadziła go do tego, że uznał się za lepszego od bogów, oczywiście sam nim był, ale uważał ,że to on jest najsilniejszy ,że poradzi sobie bez nich. Zakazał modlitw do innych bogów, a gdy ujrzał ,że któryś z wilków to robił, zabijał  go.

- Zabijał za to ,że ktoś się modlił? – Spytał. – Przecież to głupie… - dodał po chwili.

- No widzisz, West tego tak nie widział. Ograniczając wilkom wiarę, zabierał im nadzieję, łaskę bogów, oraz chęci do walki. Dzięki czemu byli mu całkowicie posłuszni – wyjaśniłam mu.

- No w sumie…. To jednak ma sens – przyznał, po zastanowieniu. – Ale kontynuuj! – domagał się.

- Juna dostrzegła ,że jest coś nie tak… Wilki bez powodu nie przestają się modlić. Wysłała tam wtedy mnie, abym zobaczyła co się tam dzieje. Był to jeden z widoków, który nigdy nie zniknie mi z przed oczu. Rośliny były martwe, trawa wyblakła, zwierząt również nie było… Padał deszcz, a wilki były wychudzone i pochorowane. Nie było co jeść, ani co pić… Mogli liczyć tylko na łaskę Westa, który wydzielał wodę i jedzenie. Doniosłam o tym wszystkim bogom… - kontynuowałam opowieść.

- On był bardzo zły, prawda? – zadał bardzo dziecinne pytanie, a jednocześnie bardzo trafne. Dziecko dzieli wszystko na złe i dobre. Ale tak naprawdę określenie Westa złym było pochwałą…

- On nie był zły. Był wcieleniem wszelkiego zła i chaosu. Był potworem Ketos – wyjaśniłam mu różnicę pomiędzy byciem złym, a byciem kimś bez zasad, uczuć i empatii. – Zły może być wilk, który kradnie, bądź rani innych, ale ktoś kto morduje, dla własnej satysfakcji jest jak mówiłam potworem – dodałam.

- I co było dalej? – spytał niewinnie, jakby nie chcąc dłużej słuchać o tym jaki był West.

- Cóż, bogowie zaczęli się go bać… Kiedy Juna spytała kto stawi mu czoła, nie było żadnego chętnego… - po raz kolejny nie dano mi dokończyć.

- I wtedy ty się zgłosiłaś?! – wykrzyknął z entuzjazmem.

- Tak można tak powiedzieć. Nie mogłam patrzeć na cierpienie tamtejszych wilków. Zgłosiłam się na ochotniczkę, liczyłam ,że to sprawi ,że zgłosi się ktoś jeszcze, jednak nikt nie odważył się tego zrobić. Z resztą co się dziwić było to szaleństwo, jak tak pomyślę na przestrzeni lat. Ale mniejsza z tym, wracając… Wzięłam swoją najlepszą broń i zaopatrzyłam się w najlepszą zbroję. Po czym ruszyłam do Westa. Siedział, jakby się mnie spodziewał. Jego spojrzenie było tak chłodne, że aż przeszły mnie ciarki. Stanęłam naprzeciwko niego, zaczęłam negocjować. I wtedy zrozumiałam ,że nie wie z kim ma do czynienia…

- Z bogiem wojny! – wtrącił się szczeniak.

- Może jak tak wszystko wiesz to Ty mi opowiesz resztę? – spytałam, lekko zirytowana tym ,że ciągle mi przerywa.

- Nie, nie. Przepraszam… Mów dalej! Proszę! – wydukał z pokorą.

- Niestety moje negocjacje nie przyniosły żadnego skutku. Wziął do pyska broń i chciał stawić mi czoła. Oczywiście nie protestowałam i również chwyciłam za miecz. Rzucił się na mnie pierwszy powalając mnie i przykładając swój sztylet mi do gardła. Jak to zwykle bywa wśród bogów, przecenił swoje umiejętności, myśląc ,że ma przewagę nade mną. Jednym sprawnym ruchem przewróciłam go i teraz to ja byłam tą, która trzymała broń przy jego gardle. Dałam mu wtedy ostatnią szansę na wycofanie się, a on wykorzystując to ,że do niego mówię wbił mi pod żebra ostrze. Zaskomlałam z bóli i odskoczyłam, zrozumiałam wtedy ,że on się nie wycofa i będzie walczyć tak długo dopóki ja żyję. Wyciągnęłam ostrze i wyrzuciłam jak najdalej się dało. Basior oczywiście miał jeszcze jedno, jakby było mało… Czułam krew pod zbroją i ból, jednak nie pozwoliłam, aby to mnie ograniczało… - przerwałam specjalnie w tym momencie.

- Coś się stało? – zapytał, dziwiąc się ,że zaprzestałam mówienia.

- Dziwne ,że mi jeszcze nie przerwałeś – zaśmiałam się, widząc jego minę.

- Mówiłem ,że będę grzeczny! No to co było dalej! – domagał się młody.

- Ruszyłam na niego i od tamtego czasu, stal z naszych ostrzy uderzała się, wydobywając z siebie charakterystyczny metaliczny dźwięk. Nie wiem ile trwała nasza walka… Zdawało się ,że całą wieczność. Byłam powoli na skraju wytrzymałości on z resztą też. Widziałam ,że był już zmęczony. Do tego momentu walczył jeszcze fair jednak potem, gdy ruszyłam na niego z kolejnym atakiem. Łapą sypnął mi piachem w oczy. Myśląc ,że przez to zdobędzie przewagę rzucił się na mnie… I to był jego wielki błąd. Potrafiłam doskonale walczyć na ślepo, ze względu na swój dobrze rozwinięty słuch. Słysząc ,że biegnie w moją stronę szybko przygotowałam ostrze na wysokość skoku. I nie myliłam się skoczył na mnie, przewróciliśmy się… Leżał na mnie, krwawiąc z rany którą zadał mój miecz. Przebił go wręcz na wylot. Wyszłam z pod niego, uznając ,że nie żyje. – moja opowieść zmierzała ku końcowi.

- I co zabiłaś go tak? Nie żył? – dopytywał zaciekawiony.

- Tak myślałam. Myślałam ,bo jak się okazało na następny dzień jego ciała nie było. Mojego miecza również, który zostawiłam w nim. Nie było go na terenach watahy, jakby zniknął. Bogowie uznali ,że ktoś się pozbył jego ciała i ,że jest to zwycięstwo. Ja jednak myślę ,że on dalej żyje… I może kiedyś powrócić. – zakończyłam historię.

- Naprawdę myślisz ,że on może żyć? Z resztą skopiemy mu wtedy tyłek jak wróci! Prawda? – dopytał z młodzieńczym entuzjazmem.

- Ketos, doceniam twoją odwagę… -wtedy po raz kolejny mi przerwał.

- Tak! Jestem tak odważny jak ty, niczego się nie boję – zafascynował się.

- Kto ci powiedział ,że niczego się nie boję? – spytałam.

- No, bo Ty zawsze jesteś taka odważna i walczysz – próbował wytłumaczyć.

- Tak, ale to nie oznacza ,że niczego się nie boję – wyjaśniłam.

- Myślałem ,że bogowie nie odczuwają strachu – wyjawił szczeniak.

- Uwierz, że nawet bogowie się boją, na przykład bali się Westa – dałam przykład z opowieści.

- Ale ty się nie bałaś… Więc czego się boisz ty? – dopytywał zaciekawiony.

- Boję się ,że kiedyś będę musiała walczyć z kimś, przed kim nie zdołam obronić watahy – przyznałam się młodzikowi.

- To niemożliwe, ty każdemu stawisz czoła, jesteś odważna – nie do końca zrozumiał młodzieniec.

- Odwaga to wielkie brzemię Ketosie – odparłam, nie do końca dając mu odpowiedź.

- Nie rozumiem… - przyznał.

- Zrozumiesz jak będziesz dorosły – wyjaśniłam mu, bo w końcu jak wytłumaczyć coś takiego szczeniakowi? 

- A jak nie zrozumiem? – dopytywał, dociekliwy młodzik.

- Wtedy ci powiem – zapewniłam go, chociaż doskonale wiedziałam ,że zrozumie.

- I rozumiem ,że po tym wszystkim… Ty wzięłaś watahę pod opiekę? – dociekliwość Ketosa nie zna granic.

- Tak, dokładnie – przyznałam mu rację.

- Zrezygnowałaś z życia w świecie bogów? – olśniło go.

- Tak, w każdej chwili mogę tam wrócić, jednak podoba mi się życie tutaj – wyjaśniłam mu kolejną tego dnia kwestię. – Jutro zacznę uczyć cię walki bronią – dodałam.

- Taaaaaak! W końcu! – uradował się.

- Odpocznij dzisiaj i przygotuj się – odparłam.

- Tak jest! – uśmiechnął się młodzieniec.

 

C.D.N.