· 

Powrót do przeszłości [Część #14]

- Hydra - odpowiedział mój towarzysz, z wyczuwalną nutą przerażenia.

- Tak, to zdecydowanie hydra, jednak jak na razie to tylko ją słychać, niż jeżeli widać - zaczęłam się rozglądać, jednak nigdzie jej nie wypatrzyłam. - Dziwne, bo jest gdzieś blisko - dodałam.

 

Jednak nasz przeciwnik nie miał zamiaru się przed nami długo ukrywać... Nagle jakby znikąd wyłoniła się z ziemi, pokazując najpierw jedną, potem drugą i trzecią głowę. Każda z nich wyposażona była w zestaw zębów, które z łatwością połamałyby nam kości. Ponadto zwierzę było ogromne, większe nawet od Draconów, które zdarzało się mi spotkać. Stworzenie bardzo mozolnie wychodziło, ze stworzonej przez siebie dziury. Wraz z Arelionem zaczęliśmy instynktownie cofać się. Jednak drogi ucieczki nie było... Labirynt zamknął się, stając się ścianą. A góra była tak rozgrzana, że nie było szans, aby Lunek wytrzymał tą temperaturę, podejrzewam ,że nawet ja miałabym problem.

 

Czas uciekał, byliśmy przyciśnięci do ściany, a potwór był coraz to bliżej. Wiedziałam, że nie ma co zwlekać, patrzyłam, szukałam czegokolwiek co mogłoby pomóc nam pokonać stwora. Jednak poza kośćmi, łańcuchami, oraz odłamkami zbroi, nic nie udało mi się spostrzec. 

 

- Arelion, masz jakiś pomysł? - rzuciłam, sama nie mając żadnego.

- Nie, ale liczę ,że Ty mnie czymś zaskoczysz - rzekł z przerażeniem basior.

 

Nic nie odpowiedziałam, nie potrafiłam przyznać się ,że nic nie wymyśliłam... Z resztą nie było już na to czas... Hydra złapała mnie i Areliona w mgnieniu oka, ja byłam w jednej paszczy, a Lunek w drugiej. Siła nacisku jej zębów, zaczęła być dla mnie uciążliwa, coraz trudniej było mi opierać się. Ale wiedziałam ,że muszę, tym bardziej ,że mój partner walczy o życie. Z całych sił zaparłam łapy i zaczęłam otwierać pysk stwora. Kiedy rozchylił go na odpowiednią szerokość, wyskoczyłam tak szybko jak było to możliwe, a potwór tylko się oblizał. 

 

- Arelion wytrzymaj! - krzyknęłam przerażona widząc jak walczy z jej pyskiem.

- Postaram się... - wydukał ledwo usłyszalne...

 

Zaczęłam jeszcze raz się rozglądać... I wtedy skupiłam się na jednej z tych rzeczy, która  leżała na ziemi... łańcuch! Wzięłam najdłuższy jaki miałam pod łapami. W między czasie unikałam jeszcze ataków, dwóch pozostałych głów hydry, co nie było proste… Gdy uznałam ,że jestem gotowa, co trwało kilka sekund… Ruszyłam prosto na nią. Najpierw ominęłam jeden łeb, skacząc na niego i zamykając jej paszcze, następnie ominęłam drugą głowę, robiąc unik i przebiegając obok, aż w końcu zatrzymałam się przy szyi łba, który trzymał Lunka. Zaczęłam na niej, oplatać łańcuch, kiedy została mi już go tylko końcówka, zaczęłam ciągnąć go z całych sił. Hydra zaczęła spadać w moją stronę, a raczej tracić równowagę, wykorzystałam to i pociągnęłam raz, a dobrze. Dzięki czemu, głowa leżała niemal na ziemi, dusząc się. Potwór chcąc łapać oddech otwierał szerzej paszcze, dzięki czemu Arelion się wydostał. 

 

Pokazałam mu, że ma odwrócić uwagę pozostałych głów. Ja w tym czasie ruszyłam, nie puszczając łańcucha, do głowy, która leżała i związałam jej pysk mocno metalowym sznurem. To zapewniło nam spokój jednej trzeciej stwora, zostały jeszcze dwie głowy – pomyślałam. 

 

Wtedy do głowy przyszedł mi plan… Pobiegłam pomóc Arelionowi, oboje teraz unikaliśmy ataków potwora. 

 

- Słuchaj, mam plan taki – rzekłam skacząc, by uniknąć szczęk hydry.

- Słucham! – krzyknął, robiąc podobny unik do mojego.

- Łap łańcuch, ja też wezmę, zaczniemy oplatać wszystkie głowy nimi, i kiedy zawiniemy je odpowiednio oboje zaczniemy ciągnąć i powalimy ją na tamte kolce po lewej stronie, bądź prawej stronie, które uniemożliwiają stąd ucieczkę – powiedziałam jak najszybciej mogłam, starając się zostać przy życiu.

- No nie wiem, czy da…. – chciał się wypowiedzieć basior.

- Damy radę! – rzuciłam, przerywając mu. Chociaż wydawało mi się ,że to on miał wątpliwości co do siebie, a nie do mnie, jednak słysząc moje zdanie, wziął się do zadania jakie nam powierzyłam. 

 

Jak się okazało znaleźliśmy jeden i ten sam łańcuch i zaczęliśmy biegać w koło potwora. On też zaczął się obracać co tylko ułatwiło nam zwijanie, zaplątał nie tylko swoje głowy, ale i łapy. Zbliżaliśmy się powoli do końca, nakierowując hydrę w stronę kolców. Za chwilę będzie ten decydujący moment – pomyślałam. I tak też się stało, zaparłam się łapami, to samo zrobił mój towarzysz, zaczęliśmy ciągnąć z całych sił metalowy sznur. Szło prawie jak po maśle, stwór zaczął tracić równowagę, lecz wtedy nie zdałam sobie z czegoś sprawy… Z resztą było już za późno… Przeciwnik leciał na mnie… a ja zostałam bez drogi ucieczki, pokazałam Arelionowi, który stał po prawej stronie ,że ma uciekać. Jednak on nie posłuchał, i zrobił wtedy coś czego się nie spodziewałam. Pociągnął swój łańcuch jeszcze mocniej co sprawiło ,że wyrwał mi go z pyska, a stwór spadł w jego kierunku… 

 

Fala dymu z piasku uniosła się co sprawiło ,że całkowicie nic nie widziałam… Huk, zatkał mi na chwilę uszy. Upadłam oszołomiona, nie rozumiejąc co właściwie się stało. 

 

Kiedy zaczęłam wstawać wydawało mi się ,ze minęła krótka chwila, jednak minął dłuższy czas… Dym całkowicie opadł osiadając mi na futrze. Otrzepałam się i ujrzałam leżącą martwą hydrę… Oraz łańcuch, który już luźno na niej leżał. Podbiegłam w poszukiwaniu Areliona… 

 

- O Juno… Lunek, Ty głupcze – mówiłam sama do siebie. – Poświęciłeś życie żeby mnie ratować… - zaczęło to do mnie docierać. Podnosiłam łby po kolei jednak pod żadnym nie widziałam basiora. Zaczęłam schodzić niżej. Nagle ujrzałam jego ogony. Uradowana podbiegłam, i zauważyłam ,że leży pod jedną łap stwora. 

 

Podniosłam ją opierając ją na kręgosłupie i chwyciłam zębami za kark Lunka i szybkim ruchem pociągnęłam. Poleciałam z nim do tyłu, a łapa opadła. Basior był nieprzytomny. Zaczęłam sprawdzać jego funkcje życiowe… Tętna nie wyczuwałam, jednak usłyszałam ,że oddycha. Ledwo co, bo ledwo co, ale oddychał. Biorąc pod uwagę jego ciężki stan i fakt ,że nie był on bogiem, wiedziałam ,że mogą to być jego ostatnie oddechy. Życie za życie – pomyślałam, przypominając sobie ,że uratowałam go, wyciągając go z pyska hydry. – Nie musiałeś tego robić – powiedziałam, ocierając się pyskiem o jego głowę. Wiedząc ,że nie mogę nic zrobić… Zrobiłam coś co zwykle robią śmiertelnicy… Pierwszy raz w życiu, zaczęłam się modlić do bogów. A w zasadzie do jednej bogini…

 

- Fortuno! Wysłuchaj mnie… Mówi do Ciebie córka Jowisza i Juny, siostra Ereny, Wenus i Nessy. Jeśli mnie słuchasz, uratuj go… Proszę – wydukałam z siebie, łamiącym się głosem. 

- Pomogę Ci, ze względu na to ,że my bogowie pomagamy sobie nawzajem, ale pod jednym warunkiem – rzekła bogini losu, pojawiając się przy mnie.

- Masz wrócić w łaski bogów… - powiedziała, a moje serce jakby stanęło.

- Mam znowu być do dyspozycji bogów?! Walczyć dla waszej chwały? Oszalałaś. – rzekłam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Chyba jednak nie zależy Ci tak na życiu Twego przyjaciela, czasu nie dużo mu zostało… - popatrzyła na niego, jakby liczyła ilość jego wdechów.

- Zgoda, wrócę w łaski bogów, tylko ocal go – rzuciłam. 

- Twoja prośba jest dla mnie rozkazem – uśmiechnęła się.

 

Podeszła do basiora, wypowiedziała kilka zdań, po czym odeszła od niego. 

 

- Zaraz się obudzi… - rzekła i pokiwała głową na znak pożegnania.

 

Może i bym jej podziękowała… Jednak to nie była spełniona prośba, a układ… Jak to zwykle bywa z bogami. Usiadłam obok Areliona, czekając aż faktycznie się wybudzi. I tym razem Fortuna się nie myliła, basior zaczął kaszleć i otworzył oczy. Uśmiechnęłam się, chcąc się na niego rzucić i przytulić, ale wiedziałam ,że nie wypada mi tego zrobić. 

 

- Wszystko w porządku? – rzuciłam wpatrując się w niego jak wstaje. 

- Tak, jak najbardziej, chyba tak – odparł, otrzepując się z piachu i pyłu.

- Jesteś szaleńcem, wiesz o tym? – zaśmiałam się.

- Dlaczego? – spytał jakby nie wiedząc. 

- Chciałeś uratować mi życie, poświęcając swoje – wyjaśniłam mu.

- Ty zrobiłaś to samo chwilę przed… - wytłumaczył.

- Ale to nie to samo… - przynajmniej dla mnie nie było to, to samo.

- Czemu? Bo bogowi nie można uratować życia? Z resztą… Musiałem – rzekł, jednak nie wyjaśnił dlaczego.

- Podejrzewam ,że nie chodzi tylko o dług wdzięczności? – spytałam, chociaż coś czułam ,ze basior nie powie.

- Nie do końca, ale to nie odpowiedni czas, musimy iść – wskazał na pałac boga śmierci. 

- Racja… - zgodziłam się z nim i ruszyłam w kierunku, wcześniej wspomnianej budowli.

 

Przy okazji myśląc… Jakie zlecenia dostanę z góry, gdy wrócę na tereny watahy…

 

 

C.D.N.

 

<Arelionie?>