Uwielbiam samotność. Uwielbiam spacery przy świetle księżyca. Uwielbiam zapach uśpionego lasu. Nienawidzę tajemnic, które skrywa przede mną jakikolwiek bór. Dlatego, gdy odkryłam nieznane mi ślady na mojej ukochanej ścieżynce, zamarłam i bite pół minuty patrzyłam na nowe jak dla mnie zjawisko. Rozejrzałam się badawczo po drzewach, a po chwili wzięłam kilka głębokich oddechów na uspokojenie. Zaczęłam myśleć racjonalnie: nieznane ślady, mój ukochany las, moja ścieżynka. Obwąchałam ślady, lecz nie był to żaden znany mi zapach. Uważniej przyjrzałam się głębokiemu wgnieceniu. Zapowiada się niezła przygoda.
Ruszyłam truchtem za intrygującym znaleziskiem. Głowę trzymałam, nisko patrząc, na ślady. Były dość podobne do śladów wilków lub psów. Zapach, który, unosił się wokół śladów strasznie, śmierdział. Po chili ślady były liczniejsze. Zwierzę zaczęło biec. Obok jego śladów pojawiły się inne. Należały do zająca. Najwyraźniej cokolwiek to było zaczęło gonić zwierzynę. Drapieżnik. Przypomniałam sobie wszystkie znane mi drapieżniki, lecz odciski żadnej z nich nie pasowały do owych wgnieceń. Zaczęłam przyspieszać, wielce zaintrygowana. To musiało być coś niezwykłego. Przede mną ujrzałam zarośla. Bardzo gęste zarośla. Rozpędziłam się, skończyłam i rozłożyłam skrzydła. Przeleciałam nad krzakami, ciesząc się powiewem wiatru i wylądowała za niewygodną przeszkodą. Nagle zobaczyłam, iż śladów nie było. Rozdrażniona wybiła się w górę i zaczęłam szybować nad zaroślami. Z żadnej strony nie było owych odcisków, które znalazłam. Najwyraźniej zwierz schował się w środku krzaków. Opadłam ciężko na ziemię i jęknęłam z rozpaczy. Czeka mnie niewygodna przeprawa. Z impetem wbiegłam w największą dziurę, jaką wypatrzyłam i zaczęłam przecierać się przez kłujące i drapiące listowie. Naraz usłyszałam podejrzane dźwięki z mej lewej strony. Zaciekawiona, ale gotowa na atak, zaczęłam skradać się do owego odgłosu. Ostrożnie wyjrzałam zza listowia i ujrzałam...kojota. Ten mały drań siedział sobie i obgryzał kości jakiegoś zwierzęcia. Musiał dostrzec mnie kątem oka, ponieważ porzucił swą zdobycz i odwrócił się w moją stronę. Wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu i ruszył w moją stronę. Gdy był blisko skoczył na mnie, ale na szczęście udało mi się uniknąć kojota. Wpadł w krzaki a ja wykorzystałam okazje. Rzuciłam się na zwierzą i wbiłam zęby w kark kojota. Zwierzak jednak był silny i zanim udało mi się porządnie wbić zrzucił mnie z siebie. Kojot przystąpił do kontrataku, czas zwolnił i zwierzę zawisło lekko poruszając się w powietrzu. Podniosłam się i odskoczyłam. Czas wrócił do swojej normalnej szybkości. Kojot upadł j rzuciłam mu się do gardła. Wgryzłam się mocno i poczułam ciepłą krew. Drapieżnik jeszcze chwilę wił się, ale po chwili znieruchomiał. Usiadłam i dopiero teraz zobaczyłam jak mały był jeszcze kojot. Miałam najwidoczniej szczęście, ponieważ gdyby był większy mogło by pójść gorzej.