Nie wiem co Irni zrobili ale chyba cała wataha utknęła w jakiejś pętli swoich największych koszmarów. Tyle udało mi się wywnioskować i wydedykować od czasu kiedy tu tkwię. Niestety jeszcze nie wiem jak się z tąd wydostać, niedawno spotkałem waderę, a może następną iluzję? Kto to wie? Jednak Vixen wydawała się dość realistyczna, jednak spdając w przepaść chwilę za nią krzyczałem, dopoki nie zorientowałem się, że to i tak prawdopodobnie następne oszustwo.
Po chwili stania nad nowo powstałą przepaścią, poszedłem w swoją stronę badając to miejsce i szukając alternatywnego wyjścia. Niestety nie byłem w stanie nic wynaleść. Stwierdziłem, że pójdę do miejsca które znam. O dziwo znajdowałem się na terenie watahy. Znalazłem swoją jaskinię i ulubiony kąt w niej. Położyłem się i miałem nadzieję, że jak się odbudzę będę w prawdziwej rzeczywistości. Zamknąłem więc oczy i poszedłem spać.
Obudziwszy się znjdowałem się w tym samym miejscu jednak z jedną małą zmianą, a mianowicie stała nademną Alessa. W sekundę wstałem na równe nogi i pokłoniłem się nisko, nosem dotykając skałę, i wdychając zimny kurz jaskini.
- Masz 5 minut - bezdusznie powiedziała alfa
- Na co szanowna? - zapytałem by od razu wziąść się do roboty
- Na opuszczenie tych terenów, jak się nie wyrobisz będę cię ścigać i reszta wilków i cię zabijemy - Nadal bez jakichkolwiek emocji
- Jak to? Nie rozumiem? - zdziwiony i zasmucony zapytałem nadal w pozycji głębokiego ukłonu
- Myliłam się, nikt twojego pokroju i tej krwi jaką posiadasz nie zasługuje na bycie tu - Alfa przyjęła pozycję do ataku
Ja natomiast oszołomiony, niedowierzałem co się stało, stałem tak jeszcze dobre pare sekund
- Czas ucieka łajdaku - Oschle rzuciła Alessa
- CO SIĘ Z TOBĄ STAŁO?!?! - wykrzyczałem jej w pysk i ruszyłem przed siebie zalany łzami
Wiedziałem, że nie jestem w stanie nawet zbliżyć się do granic, jedyne co mi zostało mieć choć nadzieję, że uda mi się ucieć. Begnąc mijałe sekuny ja natomiajst omijałem wilki z watahy, które na mnie warczyły i stroszyły futro. Czułem się jak śmieć, zdrajca, obcy. W tej właśnie sekundzie usłyszałem wycie Alessy i reszty wilków, ruszyły na łowy, łowy na zdrajce... na MNIE.
Dosłownie trząsłem się ze strachu i biegłem na oślep, zwinnie omijając drzewa ,,Może myślą, że ta klątwa to moja sprawka" pomyślełem sobie lecz nie byłem przekonany swoich własnych myśli. Usłyszałem wtedy, że mam towarzystwo, zaskakująco szybko alfa mnie dogoniła i zabiegła mi drogę, koło niej była zaś druga alfa:
- Za późno czas minął - parszywo zaśmiały mi się w twarz
Właśnie w tym momencie zrozumiałem, że sen nie był rozwiązaniem tej klątwy koszmaru. Nadal tkwiłem w nim bezradny, przepłoszony i bezsilny wobec zdarzeń tu zaistniałych. Doszło do mnie, że tego czego się najbardziej boję, to osamotnienie i wygnanie. Te uczucia po ucieknięciu z pierwotnego domu. Stawiłem więc czoła temu uczuciu, które przyjęło postać naszych alf i rzuciłęm się na nie z pazurami i wyszczerzonymi kłami.
Nagle obudziłem się a nad moim ciałem stało kilka wilków z przyjaznym i pełnym troski wyrazem pyska. Zalany łzami rzuciłem się na nie i z uśmiechem na pysku cieszyłem się, że udało mi się wydostać z tego obłędu. Po ogarnięciu emocji przyjąłem kamienną twarz i zliczyłem wilki. Niestety brakowało znacznej ilości a gdy spytałem się gdzie jest reszta usłyszałem jednoznaczną wiadomość. Nie wrócili jeszcze z swojego koszmaru.
C.D.N
<Irni? Twoja kolej>