Dzisiejsza temperatura była doprawdy nieznośnie zimna. Gdyby nie moje gęste futro dawno zamieniłbym się w lodowy posąg. Moją nienawiści do mrozu potęgowało dodatkowo to, że jestem w połowie wilkiem ognia, czyli raczej można by mnie nazwać ciepłolubnym. No ale cóż, jeść trzeba a króliki i tym podobne nie mają w zwyczaju wskakiwać nam do jaskiń, więc należałoby raz na jakiś czas ruszyć się z bezpiecznych pieczar, żeby zapolować. Tak też zrobiłem w dniu dzisiejszym, jednak nie sam, okazało się, że Samael również wybiera się na łowy więc postanowiliśmy iść we dwóch, bo jak wiadomo, co dwie głowy to nie jedna. Nagle mój towarzysz polowania zaczął węszyć.
- Czuje zająca, gdzieś w pobliżu.
- Zająca? Umknęło mi.- powiedziałem i również pociągnąłem nosem. Faktycznie, było wyraźnie czuć zająca.
Jednak w tym momencie poczuliśmy inny zapach, obcego wilka. Spojrzeliśmy po sobie z zaskoczeniem. Wtem usłyszeliśmy krzyk i drapanie pazurów po lodzie. Nie zdążyłem odskoczyć, czarny kłębek uderzył w mój bok i upadł na lód. Był to średniego rozmiaru basior. Zachciało mi się śmiać, ale zapanowałem nad tym.
- H-hej, przepraszam za kłopoty, to się więcej nie powtórzy. - powiedział i powoli zaczął się cofać - Może ja już będę szedł co...
- Nie ma mowy. Znalazłeś się na terytorium watahy, idziesz ze mną. - odparł Samael poważnym głosem. Spanikowany basior cofnął się jeszcze kilka kroków do tyłu. Nagle lód zamarzniętego jeziora zaczął pękać pod łapami nieznajomego. Chciał się wydostać z opresji, jednak nieświadomie zatarasowałem mu drogę ratunku. Wilk z okrzykiem wpadł do lodowatej wody. Samael już chciał wskoczyć za nim, jednak zatrzymałem go.
- Zamarzniesz. Ja będę później w stanie się ogrzać moim ogniem, poza tym ja go w to wpakowałem. Wyciągniesz nas później.- powiedziałem
- Dobrze, niech tak będzie. Jeśli nie wynurzysz się za minutę będę interweniować.- rzekł Samael a ja wskoczyłem do wody.
To było jedno z najgorszych doznań w moim życiu. Po kilkusekundowym poszukiwaniu dostrzegłem podtopionego wilka i chwyciłem go da skórę na karku. Niedługo potem wynurzyliśmy głowy. Czekający na brzegu Sam chwycił niedoszłego topielca i wyciągnął go na brzeg a później pomógł mi z wejściem na krę lodu. Szybko wypowiedziałem zaklęcie a po moim zmokłym ciele przeszedł ogień, dzięki czemu byłem suchy po paru sekundach. Podbiegłem do nowego i jego również doprowadziłem do porządku. Te moce jednak na coś się przydają. Został jeden problem. Młody basior był nieprzytomny.
- I co teraz?- zapytał Samael
- Dobre pytanie. Nie możemy go tu zostawić, musimy zanieść go do alfy.- powiedziałem i położyliśmy pacjenta na sporym płacie kory oderwanym przez wichry. Jedyne co nam pozostało to dotransportować go bezpiecznie do miejsca zamieszkania wilczej wspólnoty.
- No tośmy sobie popolowali... - zaśmiał się czarny wilk i udaliśmy się w stronę naszej watahy.
<Marston?>