Zapowiadał się to zwyczajny dzień, obudziłam się przeciągnęłam i ruszyłam w poszukiwaniu wody, a nie jest to teraz taka prosta sprawa, ponieważ woda na większości terenów jest zamarznięta. Jednak dzisiejszy poranek, zdawał się szczęśliwy, gdyż udało mi się znaleźć niewielki strumień, który jeszcze nie zdążył zamarznąć. Od razu wzięłam się za picie, woda była krystalicznie czysta i niesamowicie zimna, jednak nie przeszkadzało mi to zbytnio. Można powiedzieć ,że od razu postawiła mnie na łapy. W tym roku zima nas nie oszczędzała, było naprawdę chłodno, śnieg sięgał mi niemal do polowy łap, a zwierzyny dużo nie było, albo tak dobrze się ukrywała. Jednak to nie zniechęcało mnie i zaczęłam szukać tropu…
Znalazłam trop sarny, na mój węch, była to sarna w średnim wieku, sama i była to samica. Zastanawiałam się, czy również i ona ma problemy ze znalezieniem jedzenia, pewnie tak. Ruszyłam za moja potencjalną ofiarą. Lecz wtedy usłyszałam coś co mnie zaniepokoiło. Zaczęłam węszyć i wyczułam obecność jakiegoś wilka, lecz nie był to zapach nikogo z watahy. Ktoś obcy, tutaj jest – pomyślałam, rozglądając się.
Bez zastanowienia postanowiłam to sprawdzić, w końcu nie mogę narażać watahy. Zapach zaczął stawać się coraz bardziej intensywny, teraz czułam ,że jest to wadera i ,że znajduje się kilka metrów ode mnie. Przestałam biec, teraz skradałam się bardzo powoli, oraz delikatnie, bo kiedy mocniej nadepnęło się na śnieg, wydawał on charakterystyczne chrupnięcie, co mogłoby zdradzić moją lokalizację.
W końcu byłam na tyle blisko by móc zaskoczyć wilka naprzeciwko. Nie widziałam go, ale słyszałam dokładnie gdzie się znajduje. Wyskoczyłam z mojego ukrycia i wylądowałam wprost na waderze. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam kim ona jest…
-Erena? Co Ty tu robisz? – spytałam nieco zdezorientowana.
- Szukam Cię, mogłabyś ze mnie zejść? – spytała łagodnym głosem.
- Jasne – odpowiedziałam schodząc z niej. – W jakim celu mnie szukasz? – dodałam.
- Potrzebuję Twojej pomocy –powiedziała zmieniając ton.
- Ochh, Ty mojej? Niby w czym? – dopytałam, chociaż tak naprawdę nie bardzo mnie to interesowało.
- Posłuchaj, muszę mojego syna wyszkolić w walce… I myślę ,że nikt go lepiej w tym nie przeszkoli od Ciebie – zaczęła.
- Mam robić za niańkę Twojego dzieciaka? Żartujesz? – spytałam z irytacją w głosie.
- Nie niańkę, mentora – odpowiedziała, namawiając mnie do tego.
- Czemu jego ojciec tego nie zrobi? – zaczęłam być coraz bardziej dociekliwa.
- On nie ma ojca – stwierdziła krótko. – Proszę Cię jak siostra, siostrę o przysługę – dodała.
- Nie ma mowy Erena – odparłam i wtedy nastawienie wadery się zmieniło.
- Posłuchaj jesteś mi to winna, za co to dla Ciebie zrobiłam, gdyby nie ja w życiu nie dostałabyś pod opiekę watahy, tylko siedziałabyś bezużytecznie w dolinie bogów – postawiła się jak jeszcze nigdy, najwyraźniej było to dla niej bardzo ważne.
- Czemu nie wyślesz go tam na szkolenie? – spytałam, bo coś mi w tym wszystkim nie pasowało. – Sama się tam szkoliłam, jak wszyscy bogowie – dodałam.
- Tak, ale Ty byłaś najlepsza, myślę ,że nikt nie jest w stanie nauczyć go walki lepiej. Zatem pomożesz mi czy nie? – zdenerwowała się wilczyca.
Zaczęłam krążyć w te i we w te, nie była to dla mnie łatwa decyzja. Nigdy nie szkoliłam dzieci, tylko dorosłe wilki… A to trochę co innego, ale z innej strony młode wilki chłoną szybciej wiedzę niczym gąbki, tym bardziej ,że jeszcze wiszę jej przysługę. Postanowiłam zgodzić się żeby spłacić swój dług waderze.
- W porządku, zajmę się nim jak długo? – spytałam.
- Tak długo, aż stwierdzisz, że jest gotowy by poradzić sobie sam – wyjaśniła Erena.
- Dobrze, myślę ,że szybko się z tym wyrobię – stwierdziłam. – Kiedy mi go przyprowadzisz? – spytałam.
- Dzisiaj wieczorem, pod Twoją jaskinię. Ma na imię Ketos – odpowiedziała, uśmiechając się.
- W takim razie czekam – rzekłam krótko po czym ruszyłam w swoją stronę.
Pomyślałam ,że nie warto rezygnować ze swoich planów, więc wróciłam do polowania. Jednak moja sarna za daleko się oddaliła, abym mogła ją wytropić. – Straciłam takie dobre śniadanie – zamyśliłam się, po czym zaczęłam szukać nowego celu. Nie było tak źle wytropiłam niedaleko zająca… Ruszyłam niczym łowca za jego wonią i rzuciłam się na niego. Jednym ruchem szczęki, zmiażdżyłam mu tchawicę. Miał szybką śmierć i długo nie cierpiał, a to dość istotne, w końcu nikomu nie życzy się śmierci w męczarniach… Zabrałam się za jedzenie, byłam naprawdę głodna bo zając znikł w mgnieniu oka.
Po śniadaniu zajęłam się codziennymi rzeczami, patrolem, szkoleniem wojowników, sprawdzeniem innych profesji, czy wszystko w porządku, oraz uzgodnieniem obowiązków wszystkich przywódców profesji jak i mojej drugiej alfy. Wataha to potężna społeczność i niedopilnowanie jednej rzeczy może wszystko zniszczyć, dlatego staram się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Dzisiaj całe szczęście wszystko było w porządku, w żadnym oddziale nie było problemów, wszyscy zwiadowcy wrócili, strażnicy byli na warcie, łowcy wrócili z polowania, a wojownicy znakomicie poradzili sobie z treningiem udowadniając mi w ten sposób ,że dadzą radę w razie niebezpieczeństwa ochronić watahę.
Dzień minął mi pracowicie jak z resztą każdy inny, alfa w końcu nigdy nie ma wolnego. Odpowiadanie na pytania, udzielanie pomocy, oraz sprawdzanie, czy wszystko jest w porządku to codzienność. Zbliżał się wieczór, kierowałam się w stronę jaskini, w końcu musiałam poczekać, aż Erena podprowadzi swojego syna. Kiedy byłam już blisko zauważyłam ją wraz z młodym basiorem, jego sierść była czarna, z łatami w odcieniach szarości, a jego oczy były zielone. Miał on na moje oko może z pół roku. Jednak był on dość dobrze zbudowany jak na tak młodego basiora. Zadziwiło mnie jeszcze to jak bardzo punktualna jest moja siostra, rzeczywiście dla niej wieczór, to wieczór – pomyślałam.
- Ketos, chodź do mnie – zawołała go wilczyca, kiedy mnie ujrzała. – To jest Alessa, moja siostra, teraz będziesz pod jej opieką, ona nauczy Cię wszystkiego – wytłumaczyła mu wadera.
- Nie możesz Ty mnie nauczyć? – spytał, przyglądając mi się.
- Kochanie, Alis lepiej Cię tego nauczy, jest o wiele lepsza ode mnie w walce, a Ty potrzebujesz mentora – uśmiechnęła się do niego. – W porządku, w takim razie kiedy znów będę mógł wrócić do domu? – dopytywał młodzik.
- Jak tylko skończysz szkolenie – wtrąciłam się.
- Dokładnie, dobra ja już będę uciekać – odparła liżąc basiora po głowie.
- Dziękuję Alesso – rzuciła kiedy przechodziła obok mnie.
- Nie dziękuj, spłacam dług – stwierdziłam krótko, po czym zbliżyłam się do młodego wilka.
- Ketos, od teraz jesteś pod moją opieką. Zwracaj się do mnie po imieniu, jestem Twoją mentorką i sprawię ,że będziesz dobrym wojownikiem, który na pewno sobie poradzi w życiu – odparłam pewna swego, ponieważ nasza armia była jedną z najlepszych w okolicy, pomimo ,że nie była największa.
- To super! – uradował się szczeniak.
- Tak, to super… - powiedziałam przewracając oczami. – A teraz chodź do jaskini, musisz wypocząć, bo jutro czeka Cię ciężki dzień – powiedziałam.
C.D.N.