- Hmm – zamyśliłam się, w końcu musi być jakiś sposób, aby go odnaleźć. I wtem na coś wpadłam, nie był to może pomysł życia, ale zawsze była nadzieja.
- Pamiętasz cokolwiek z tamtego miejsca, albo chociaż jakąś okolicę? – zapytałam, powoli naprowadzając ją na mój plan.
- No powiedzmy ,że tak mniej więcej… - rzekła zmieszana, najwyraźniej nie bardzo chciała tam iść.
- W takim razie tam warto zacząć szukać, a nóż się uda – zaproponowałam, bo w końcu wiedziałam, że ona nie ma żadnego lepszego pomysłu.
- No dobrze… Myślę ,że to gdzieś… W tamtą stronę – zamyśliła się wadera, wskazując kierunek na północ. Chociaż w jej głosie nie wyczułam pewności siebie jak to było wcześniej, to jednak i tak postanowiłam ,że pójdę za nią, bo skoro istnieje cień szansy ,że on wie gdzie jest ten grobowiec to warto.
Szłyśmy dobre parę godzin, zaczynałam mieć wątpliwości czy Procella rzeczywiście wie dokąd nas prowadzi. Jednak na pytania czy się zgubiliśmy, odpowiadała twierdząco, że nie. Nie byłam do końca przekonana, że wilczyca w ogóle wie co robi, bo w końcu kręcimy się w kółko. Jednak ona twierdziła inaczej, zamiast wątpić to była coraz bardziej pewna ,że idziemy w dobrym kierunku, w co śmiałam wątpić. Mijały kolejne minuty… potem godziny… kręcenia się po okolicy, już chciałam jej powiedzieć trochę bardziej taktowanie ,że marnujemy tylko czas jednak wtedy pojawił się przed nami niebieskofutry basior.
- Ha! Wiedziałam ,że dobrze idziemy! – pochwaliła się wilczyca.
- Faktycznie – przytaknęłam, sama do końca nie wierząc ,że go spotkaliśmy.
- Słyszałem ,że mnie szukacie – oznajmił szorstko basior.
- Zależy, czy to jesteś ten cały Griphus – rzekłam dość obojętnie, gdyż wiedziałam ,że to on.
- Moja podopieczna z bogiem wojny – zaśmiał się. – doskonałe połączenie – dodał sarkastycznie.
- Skąd wiesz kim jestem? – spytałam dość zaskoczona jego wiedzą, gdyż pierwszy raz widziałam go na oczy.
- Mówiłam ,że on dużo wie – wtrąciła pewna swego Cella.
- Dokładnie, dużo wiem, wręcz wszystko – pochwalił się, najwyraźniej nie należał do skromnych wilków, więc tym bardziej mogłam być pewna, że Procella rzeczywiście miała z nim coś do czynienia.
- To pewnie wiesz, po co Cię szukaliśmy – zaczęłam przechodzić do tematu.
- Jasne, szukacie grobowca Kerosa, ponieważ jakiś basior skradł Złote Runo, aby go ożywić, nic bardziej oczywistego – uśmiechnął się chytrze.
- Emm, tak dokładnie – powiedziałam, jednak mojego zaskoczenia nie dało się ukryć. Ten skurczybyk faktycznie wiedział wszystko, albo nas obserwował od dłuższego czasu… Obie te opcje wydawały się dość logiczne, a zarazem niemożliwe.
- W takim razie możesz nam pomóc? – spytała Procella, widząc ,że trochę się zamyśliłam.
- Ewentualnie, dla dobra ludzkości i takie tam… - rzekł z obojętnością. – Chodźcie za mną – dodał.
Bez słowa ruszyłyśmy za basiorem. Kierował on nas właściwie nie wiadomo, po co i gdzie, jednak wydawało się ,że to jedyne rozwiązanie, aby dowiedzieć się gdzie jest te całe miejsce spoczynku Kerosa. Przechodziliśmy przez dziwne podziemne tunele, które na pierwszy rzut oka wydawały się jakimś nieskończonym labiryntem, jednak Griphus, swobodnie się po nich przemieszczał, najwyraźniej znał je na pamięć. Nie do końca wiedziałam kim on jest, ale szanowałam go ze względu na to ,że uratował życie Celli, a życie każdego wilka w watasze jest święte. Chociaż muszę przyznać jego wiedza była imponująca, a Procella miała co do niego racją, rzeczywiście był jakiś dziwaczny, choć z innej strony nie znam żadnego szamana, który byłby normalny… To chyba cecha zawodowa szczerze mówiąc. Z mojego rozmyślania wyrwał mnie głos basiora:
- Jesteśmy na miejscu! – stanęliśmy wszyscy przed oczkiem wodnym.
- Jesteś pewny? – spytałam, wpatrując się w wodę. To chyba jakiś żart, że przyprowadził nas do oczka wodnego po nic…
- No tak, zwierciadło… - rzekła Cella, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.
Wilk stanął jak wryty po czym powiedział kilka zdań po łacinie. Nie byłam pewna ale chyba wyłapałam tam swojego rodzaju prośbę do bogów, chociaż jego mowa była tak niewyraźna, że ciężko było stwierdzić, czy na pewno właśnie to powiedział. I wtedy stało się coś czego się nie spodziewałam, naszym oczom ukazał się obraz w wodzie. A mianowicie było widać tam grobowiec Kerosa, oraz dokładnie wszystko co znajdywało się dookoła.
- Niesamowite – odparłam na ten widok.
- Nic nadzwyczajnego, zwykła sztuczka – parsknęła Procella.
- Nie taka zwykła, ale na pewno przydatna – schlebiał sobie basior.
- Hmm, chyba wiem gdzie to jest – rzekłam. – Jeśli wyruszymy natychmiast powinniśmy zdążyć przed Westem – dodałam, aby podkreślić ,że jest to awaryjna sytuacja.
- Jesteś pewna? – spytała wilczyca.
- Owszem, powinniśmy się naprawdę pospieszyć – rzekłam poważnie, gdyż sytuacja tego wymagała. - Griphus dziękujemy Ci… - odwróciłam się w stronę wilka, jednak jego już nie było.
- Typowe, pojawia się i znika – stwierdziła Cell. – Ale nie martw się pewnie jeszcze go spotkamy po drodze – dodała, jakby doskonale go znała.
- Mniejsza o to musimy odnaleźć ten grobowiec, to jest teraz najważniejsze – rzuciłam idąc właśnie w jego kierunku.
Wilczyca zgrabnie dorównywała mi kroku. Całe szczęście ,że była wygadana, przynajmniej nie szliśmy w ciszy… Dowiedziałam się trochę o jej rodzinie, trochę o jej historii, trochę o jej życiu, oraz o relacjach z innymi, które raczej nie są łatwe. Nawet trochę ją rozumiałam pod pewnymi względami, bo część jej życia była dość podobna do moich sytuacji… Jednak ja nie miałam zamiaru o tym opowiadać, co prawda ona też nie mówiła o tych rzeczach szczegółowo, raczej tylko ogólnie. Ale to wystarczyło, abym zrozumiała ,że ona również nie miała łatwego życia. Ale podziwiałam ją za ten jej optymizm i pewność siebie, to jednak nie jest częsta przypadłość, u wilków po przejściach.
Zaczynało się już robić ciemno, na moje oko mieliśmy już połowę drogi za sobą. Stwierdziłyśmy ,że nam obu przyda się przerwa i odpoczynek, dlatego zaczęłyśmy szukać miejsca na nocleg. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, bo Procella wypatrzyła idealne drzewo, którego korzenie tworzyły swojego rodzaju jamę. Nie będzie przynajmniej tam tak zimno, a przede wszystkim nie napada śnieg. Co jest dosyć istotne, bo mokra sierść nie ułatwia podróżowania. Przed spaniem obie jeszcze zjadłyśmy po zającu, które wcześniej upolowałyśmy. Nie wiem ile czasu minęło, ale zaraz po kolacji zasnęłam. Przypuszczam ,że moja towarzyszka również, bo jednak nie była to łatwa droga…
Kiedy nastał poranek, wyszłam pierwsza z legowiska i się wyciągnęłam, co mnie zdziwiło, wilczyca również wyszła zaraz za mną i pełna entuzjazmy i energii rzuciła:
- Gotowa na dalszą podróż?
OPOWIADANIE ANULOWANE ZE WZGLĘDU NA WYRZUCENIE WILKA WYTYPOWANEGO DO DOKOŃCZENIA GO.
C.D.N.
<Procella? :D Mówiłam ,że napiszę, to napiszę xD>