· 

Droga przez ogień |Część #2|

Przypatrzyłam się uważnie szkodom wyrządzonym przez ogień. Faktycznie było to mało prawdopodobne żeby za tym wszystkim stał jeden wilk, a poza tym było to podobne do Ignisa nie oszukujmy się do poważnych wilków nie można go zaliczyć.

 

- Tak jestem w stanie uwierzyć ,że Ignis Ci w tym dopomógł – uspokoiłam basiora. – Jednak nie zmienia to faktu ,że Ty również brałeś w tym udział – dodałam.

- Po prostu… to była tylko zabawa… - próbował to wytłumaczyć.

- Domyślam się ,że nie chcieliście się tu pozabijać, ale ogień to potężny żywioł, w nieodpowiednich łapach może być mordercą – odparłam z nutką powagi w głosie. – Ale nie martw się dzisiaj jesteś uratowany, zaraz zacznie padać – dodałam, pokazując pyskiem na ciemne chmury na niebie. 

- Ufff, dziękuję – odpowiedział z ulgą w głosie.

- Ale, nie tak szybko… Kara jakaś musi być – uśmiechnęłam się. – Pomożesz mi w czymś, a ja wtedy uznam ,że to zajście z Ignisem nigdy nie miało miejsca zgoda? – zaproponowałam Ayvenowi swojego rodzaju układ.

- Jasne, w czym trzeba pomóc? – zaciekawił się.

- Musimy udać się do Wulkanicznych Zboczy, jest tam aktywny wulkan, który w każdej chwili może eksplodować. A jest on bardzo blisko terenów watahy, jeśli nie zmienimy trasy wylewającej się z niego lawy, zaleje nasze lasy i tereny gdzie mieszkają zwierzęta – wytłumaczyłam mu dokąd, oraz w jakim celu idziemy.

- To faktycznie poważna sprawa…. W takim razie nie ma na co czekać – przyznał.

- Tak, więc nie ma co zwlekać, chodźmy – rzuciłam i ruszyłam we wspomnianym wcześniej kierunku.

 

Ayven szybko dorównał mi kroku i tak zmierzaliśmy w stronę Wulkanicznych Zboczy. Po drodze rozmawialiśmy trochę o watasze, o naszych umiejętnościach, oraz żywiołach. Bardzo zainteresowało mnie to ,że był on dość specyficzną mieszanką rasową… Ogień i dobro, to dosyć odległe od siebie rasy, ale w sumie ich połączenie może stworzyć coś nowego. Z resztą było to widać w zachowaniu Ayvena, nie był on jak większość wilków ognia, agresywny i impulsywny, wydawał się raczej spokojny i wyrozumiały z nutą szaleństwa. W sumie zaczęłam go nawet darzyć swojego rodzaju sympatią, jednak jak to zwykle bywa nasze rozmowy przerwało dotarcie na miejsce.

 

- No jesteśmy, widzisz ten wulkan? – wskazałam basiorowi wulkan najbliżej naszych terenów. – To nim się właśnie zajmiemy – dodałam.

- Masz już jakiś pomysł? – spytał przyglądając się bacznie.

- Tak, wykopiemy rów, którym popłynie lawa wprost do tego jeziora niedaleko niego, dzięki temu lawa zastygnie i nie wyrządzi nikomu krzywdy – objaśniłam mu mój plan w skrócie.

- Tak, myślę ,że to się może udać – zamyślił się. 

- No to nie ma co czekać, ja się wezmę za kopanie od strony jeziora, a Ty od strony wulkanu, w ten sposób spotkamy się w połowie – zaproponowałam.

- Zgoda, w takim razie do zaraz! – rzucił, biegnąc do wulkanu.

 

Kiedy dotarłam do jeziora, od razu zabrałam się do kopania. Zaczęłam drążyć w ziemi dość głęboki rów, aby lawa spokojnie sobie tędy spływała. I tak od jeziora, kopałam coraz to wyżej. Zmęczenie po jakimś czasie dawało po sobie znaki, ale mimo to nie zaprzestałam pracy, w końcu nie mogłam ryzykować ,że komuś coś się stanie. A nawet jakby nikomu się nie stało lawa zniszczyła by dużą część terenów, niszcząc przy tym rośliny i zmuszając zwierzynę do nagłej przeprowadzki. Po kilku godzinach żmudnej pracy, w końcu znalazłam się w połowie wypatrując mojego towarzysza. On również już kończył pracę, widać było tak samo jak po mnie zmęczenie, jednak mimo to byłam dumna ,że dał radę sobie z tym zadaniem tak wzorowo. W końcu nasze wykopane tunele się złączyły tworząc swojego rodzaju ujście dla lawy. 

 

- Dobra robota, zdążyliśmy przed erupcją – pochwaliłam mojego kompana, wychodząc z dziury.

- Tak, trochę to zajęło, ale udało się – powiedział z dumą. – Ale muszę przyznać ,że padam z łap – zaśmiał się, stając obok mnie.

- Nie martw się teraz czeka nas najlepsze – uśmiechnęłam się do niego, pokazując mu ,że z wulkanu zaczyna wyciekać lawa.

 

I nie myliłam się, faktycznie najlepsze nastało właśnie w tym momencie usłyszeliśmy huk, a nasze oczy zasłoniła chmura dymu… Wulkan właśnie wypluwał z siebie ogromną ilość lawy, która spływała wprost do jeziora dzięki wgłębieniu w ziemi.  Kiedy fala kurzu, oraz dymu opadła wszystko było wyraźnie widać, nasza praca nie poszła na marne.

 

- Było warto – powiedział zadowolony z siebie Ayven.

- Racja, udało się nam – przyznałam. – To co w ramach nagrody, jakieś polowanie? – zaproponowałam.

- Oj tak, umieram z głodu – uśmiechnął się basior.

 

C.D.N.

 

<Ayven? Mam nadzieję ,że nie masz mi za złe za czekanie, ale naprawdę nie miałam czasu ;/>