Kiedy ujrzałam zakapturzonego wilka od razu wiedziałam ,że to Charon. Zaczęłam dumnym krokiem zbliżać się do niego, Lunek z początku niepewnie szedł, lecz potem dorównał mi kroku.
- Charonie, ileż to już lat minęło od naszego ostatniego spotkania? – spytałam jakby był moim „starym” przyjacielem.
- Nie aż tak długo, abym zapomniał Twojego głosu Alesso, nie sądziłem ,że zniżysz się do moich progów – odparł oschle, basior. – Co Cię tu sprowadza? – spytał, jakby zainteresowany.
- Mam sprawę do Ozyrysa, jest w domu? – spytałam sarkastycznie.
- Nie sądzę aby chciał Cię widzieć – rzekł, dając do myślenia w ten sposób Arelionowi, który przyglądał się bacznie naszej rozmowie.
- Ja również nie chce go widzieć, ale muszę. Mniejsza o to czemu, podrzucisz nas po dobroci, czy po złości? – spytałam, zmieniając już ton na poważniejszy.
- Oczywiście, nie miałbym śmiałości odmówić tego takiemu „szanowanemu” bogowi – zaakcentował wyraźnie to określenie, przypominając mi w ten sposób o ich braku szacunku do mnie.
- Charon, nie mieszaj się lepiej w nie swoje sprawy. Podejrzewam ,że szybko znaleźli by kogoś na Twoje miejsce gdyby przypadkiem Cię zabrakło – powiedziałam z pogardą w głosie, wsiadając do łodzi.
Na moje zdanie basior tylko rzucił swoje puste spojrzenie i warknął coś pod nosem, odsuwając się żeby również Arelion mógł wejść.
- Po co Ci u boku ten śmiertelnik? – spytał przyglądając się Arelionowi.
- To również nie Twoja sprawa – rzekłam krótko kończąc rozmowę.
Charon poszedł wtedy za ster, a ja z Lunkiem zostałam sama, przynajmniej na razie… Jego spojrzenie od razu dało mi do zrozumienia ,że chce o coś zapytać…
- Pytaj śmiało – rzuciłam, przyglądając się rzece.
- Skąd znasz Charona? – zapytał dość nieśmiało.
- Hah… Charona znam od bardzo dawna. Ale zasadniczo nie jest on ważnym wilkiem, odbywa swojego rodzaju karę. To ,że przewozi zmarłych nie jest jego pracą marzeń. Złamał przysięgę daną Ozyrysowi. – wyjaśniłam mu.
- Przysięgę? – dopytywał.
- Owszem, był kiedyś śmiertelnikiem. Obiecał Ozyrysowi posłuszeństwo w zamian za rękę jednej z bogiń. Chociaż jego decyzja nie była zbyt przemyślana, bo wybrał sobie Wenus, a ona z wierności nie słynie, więc ich małżeństwo długo nie trwało. – uśmiechnęłam się.
- I potem złamał przysięgę? – zaciekawił się Lunek.
- Tak, przeciwstawił się Ozyrysowi, za co ten chciał mu odebrać życie. Jednak Juna, ochroniła go przed tym dając mu możliwość odpracowania winy. I tak już od stuleci pracuje jako przewoźnik dusz, łudząc się nadzieją ,że kiedyś winy zostaną mu odpuszczone i będzie wolny. Jak dla mnie dostał o wiele gorszą karę niż śmierć, ale to moja subiektywna ocena – wyjaśniłam mu.
- To… Jakim cudem on jeszcze żyje? – basior, był bardzo dociekliwy.
- Tutaj czas nie leci – odparłam, krótko wyjaśniając mu to.
- No tak, w sumie racja, szkoda mi go – rzekł odwracając się w stronę Charona.
- Sam sobie na to zapracował… Kiepsko dobiera sobie kumpli – powiedziałam sarkastycznie.
Naszą rozmowę przerwało zatrzymanie łodzi i głos Charona:
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił.
Wysiedliśmy błyskawicznie ze wspomnianej wcześniej łodzi, a zakapturzony basior odpłynął bez pożegnania jak to zwykle bywa z dziwakami… Jednak to było najmniejsze zmartwienie, gorsze było to, że przed nami znajdował się labirynt, a za nim dopiero świątynia Ozyrysa…
(Autor obrazka: daroz)
- Zatem czeka nas jeszcze długa droga – odparłam przyglądając się widokowi przed nami.
- Tak, trochę to zajmie – zaniepokoił się Arelion.
C.D.N.
<Arelionieeeee? Czeka nas labirynt! :D>