· 

Powrót do przeszłości #12

Kiedy ujrzałam zakapturzonego wilka od razu wiedziałam ,że to Charon. Zaczęłam dumnym krokiem zbliżać się do niego, Lunek z początku niepewnie szedł, lecz potem dorównał mi kroku.

 

- Charonie, ileż to już lat minęło od naszego ostatniego spotkania? – spytałam jakby był moim „starym” przyjacielem.

- Nie aż tak długo, abym zapomniał Twojego głosu Alesso, nie sądziłem ,że zniżysz się do moich progów – odparł oschle, basior. – Co Cię tu sprowadza? – spytał, jakby zainteresowany.

- Mam sprawę do Ozyrysa, jest w domu? – spytałam sarkastycznie.

- Nie sądzę aby chciał Cię widzieć – rzekł, dając do myślenia w ten sposób Arelionowi, który przyglądał się bacznie naszej rozmowie.

- Ja również nie chce go widzieć, ale muszę. Mniejsza o to czemu, podrzucisz nas po dobroci, czy po złości? – spytałam, zmieniając już ton na poważniejszy.

- Oczywiście, nie miałbym śmiałości odmówić tego takiemu „szanowanemu” bogowi – zaakcentował wyraźnie to określenie, przypominając mi w ten sposób o ich braku szacunku do mnie.

- Charon, nie mieszaj się lepiej w nie swoje sprawy. Podejrzewam ,że szybko znaleźli by kogoś na Twoje miejsce gdyby przypadkiem Cię zabrakło – powiedziałam z pogardą w głosie, wsiadając do łodzi.

 

Na moje zdanie basior tylko rzucił swoje puste spojrzenie i warknął coś pod nosem, odsuwając się żeby również Arelion mógł wejść.

 

- Po co Ci u boku ten śmiertelnik? – spytał przyglądając się Arelionowi.

- To również nie Twoja sprawa – rzekłam krótko kończąc rozmowę.

 

Charon poszedł wtedy za ster, a ja z Lunkiem zostałam sama, przynajmniej na razie… Jego spojrzenie od razu dało mi do zrozumienia ,że chce o coś zapytać…

 

- Pytaj śmiało – rzuciłam, przyglądając się rzece.

- Skąd znasz Charona? – zapytał dość nieśmiało.

- Hah… Charona znam od bardzo dawna. Ale zasadniczo nie jest on ważnym wilkiem, odbywa swojego rodzaju karę. To ,że przewozi zmarłych nie jest jego pracą marzeń. Złamał przysięgę daną Ozyrysowi. – wyjaśniłam mu.

- Przysięgę? – dopytywał.

- Owszem, był kiedyś śmiertelnikiem. Obiecał Ozyrysowi posłuszeństwo w zamian za rękę jednej z bogiń. Chociaż jego decyzja nie była zbyt przemyślana, bo wybrał sobie Wenus, a ona z wierności nie słynie, więc ich małżeństwo długo nie trwało. – uśmiechnęłam się.

- I potem złamał przysięgę? – zaciekawił się Lunek.

- Tak, przeciwstawił się Ozyrysowi, za co ten chciał mu odebrać życie. Jednak Juna, ochroniła go przed tym dając mu możliwość odpracowania winy. I tak już od stuleci pracuje jako przewoźnik dusz, łudząc się nadzieją ,że kiedyś winy zostaną mu odpuszczone i będzie wolny. Jak dla mnie dostał o wiele gorszą karę niż śmierć, ale to moja subiektywna ocena – wyjaśniłam mu.

- To… Jakim cudem on jeszcze żyje? – basior, był bardzo dociekliwy.

- Tutaj czas nie leci – odparłam, krótko wyjaśniając mu to.

- No tak, w sumie racja, szkoda mi go – rzekł odwracając się w stronę Charona.

- Sam sobie na to zapracował… Kiepsko dobiera sobie kumpli – powiedziałam sarkastycznie.

 

Naszą rozmowę przerwało zatrzymanie łodzi i głos Charona:

 

- Jesteśmy na miejscu – oznajmił.

 

Wysiedliśmy błyskawicznie ze wspomnianej wcześniej łodzi, a zakapturzony basior odpłynął bez pożegnania jak to zwykle bywa z dziwakami…  Jednak to było najmniejsze zmartwienie, gorsze było to, że przed nami znajdował się labirynt, a za nim dopiero świątynia Ozyrysa…

(Autor obrazka: daroz)

 

- Zatem czeka nas jeszcze długa droga – odparłam przyglądając się widokowi przed nami.

- Tak, trochę to zajmie – zaniepokoił się Arelion.

 

 

C.D.N.

 

<Arelionieeeee? Czeka nas labirynt! :D>