Wszystko jest pokręcone. Wszystko psuję, wszystkich wrabiam, że jestem tylko zwykłą, skromną waderą. Wszyscy muszą płacić za me grzechy. Ale co poradzić, jeżeli miłość mnie ciągnie w odległe krainy? Co poradzić, kiedy on czuje to samo do mnie? Dlaczego wilki giną z błahych przyczyn, mając rodzinę, bliskich, dom? Dlaczego ci, którzy najbardziej nabroili muszą żyć bez chorób i smutku, żyją tak długo, jak tylko chcą? Zadawałabym sobie te pytania codziennie, każdego dnia, każdej godziny, każdej minuty mojego czasu pozostałego tutaj. Czy odkryję okropny sekret watahy i wilków? Czy uda mi się zatrzymać to, co może wkrótce stworzyć katastrofę?
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
Wadera wstała, a jej białe futro przesiąkło krwią, ale wyglądało na to, że nie przejęła się tym zbytnio. Cieszyła się, że wyleczyła rannego wilka, w dodatku – rannego małego wilka, który wyglądem przypominał jeszcze szczenię. Ja i Bastion byliśmy jej bardzo wdzięczni, nie wiedziałam, że karmicielka była zainteresowana ścieżką medyka i ,że tak dobrze się na tym zna. Ciekawiło mnie, dlaczego porzuciła taką świetną pracę – mogłaby być bardzo szanowaną medyczką wśród wielu watah, jej imię mogłoby być zapamiętanie na wiele stuleci. Musiało jej coś w tym przeszkodzić. Tuż za nią podniósł się Retro i skinął głową, dziękując mi i Konwalii zwykłym gestem, kiwając głową z zaszklonymi oczami. Nie potrafił dobrać swoich słów do tej sytuacji, a ja nie dziwiłam mu się. Sama nie potrafiłabym nic powiedzieć swoim wybawcom.
- Dziękuję Konwalio – powiedział ze spokojem Bastion, kierując się ku niej, kołysząc ogonem na obydwie strony. Znak zadowolenia, znak wdzięczności. – Jestem ci za to wdzięczny, gdyby mu się coś stało…– Opuścił głowę jak najniżej potrafił, próbując zapewne ukryć smutek. Tak wielkiemu przywódcy raczej nie wypada się mazgaić.
- Bastionie, wiem, że jesteś silnym basiorem i odpowiedzialnym przede wszystkim. To nie twoja wina, że ten młody wilk zgubił ścieżkę zdrowego rozsądku i postanowił zrobić coś, czego nie powinien. Jest jeszcze młody, młodzi już tak mają, że robią rzeczy nielegalne, bo wydaje im się, że to jest takie zabawne i sprawi, że staną się doroślejsi. Masz swoje własne sprawy – Spojrzała na mnie, uśmiechając się czule, a mi momentalnie szybciej zabiło serce. – Widzę, że masz obok siebie kogoś komu możesz zaufać bezgranicznie. Nie strać takiej szansy, nie byłabym zbytnio zadowolona z twojego negatywnego wyboru.
Odchodząc otarła ogonem o jego bok, delikatnie i ze wsparciem, a młody wilk poszedł kawałek za nią, kręcąc na boki swoim króciutkim ogonkiem. Ja natomiast miałam ochotę zapaść się pod ziemię, moje policzki płonęły jak najprawdziwszy ogień i za nic w świecie nie mogłabym się pozbyć tego uczucia. Przygryzłam wargę, próbując ukryć moje zawstydzenie i zazdrość, która wbijała się we mnie jak wszystkie najostrzejsze szpikulce. Miałam ochotę go o tym poinformować – przecież tak bardzo mi na tym zależy. Jest moim obiektem westchnień, chciałabym poznawać siebie nawzajem lepiej, ale nie można tego robić nie będąc w związku. Tylko czy ja potrafię się na to odważyć? Przecież tak wiele przeszłam, tak wiele się nacierpiałam przez basiorów, którzy mieli pszczoły w głowie i nic poza tym.
- Jesteście bardzo blisko siebie… - rzekłam przygnębiona po chwili ciszy, nie mając w ogóle pojęcia jak powinnam zacząć moją kwestię dotyczącą miłości. Nie znam się na tym. Nigdy nie byłam zakochana!
- Jesteś zazdrosna? - parsknął, zbliżając się do mnie powoli, przez co mój mętlik w głowie starał się coraz większy i większy. Robił to specjalnie!
- Tak! – Mało myśląc rzuciłam w wiatr, a następnie rozdziawiłam lekko usta, zdając sobie sprawę z tego, co powiedziałam.
Skuliłam się, jak gdybym dostała cios poniżej pasa. Miałam nadzieję, że tego nie usłyszał albo zapomniał o czym mówię… Strasznie byłam speszona tą sytuacją. Chciałam biegać, krzyczeć, rozwalić coś cokolwiek aby stłumić emocje, które się we mnie gromadziły. Negatywne emocje. Ta sprawa była dla mnie tak pogmatwana! Nie wiedziałam co mam robić, co mówić, jak reagować… Kompletnie nic. Pustka.
- Jakim cudem ty możesz być zazdrosna? – Jego słowa sprawiły, że na chwilę zapomniałam jak się oddycha.
Byłam wściekła, bo nie na taką odpowiedź oczekiwałam. Powiedział to tak chłodno, że łzy mogłyby mi już cieknąć po policzkach, ale zmusiłam się aby tego nie robić. Miałam nie pokazywać jak łatwo się łamię. Był już tak bardzo blisko mnie, że czułam jego potężny acz także niepewny oddech na swoim futrze. Było ciepło, ale ja czułam jak całe moje ciało nagle oziębiało się, powodując nieprzyjemne skurcze.
- Zazdrośnica – syknął, a ja próbowałam się cofnąć, ale za mną akurat rosło potężne, z grubym pniem drzewo i uniemożliwiło mi wykonanie tego ruchu. Mogłabym jedynie się od niego odbyć i pofrunąć wprost na basiora z impetem. – Może to ja powinienem być zazdrosny, bo ciągle spędzasz czas z basiorami z twojej watahy? Jesz z nimi, polujesz z nimi, rozmawiasz z nimi, śmiejesz się z nimi… Czy to nie powód to koniecznej zazdrości z mojej strony?
- Ale dlaczego masz być zazdrosny? Przecież ja… ja… - Nie potrafiłam odpowiedzieć. Słowa uciekły z mojego gardła.
Wtedy poczułam jego ciepły język na moim policzku, a potem jego delikatnie wilgotny nos położony na moim. Troszkę zimny, ale temperatura goszcząca w powietrzu ocieplała go. Patrzył się na mnie w skupieniu, na pysku malował mu się spokojny uśmiech. Uśmiech, który nauczyłam się kochać. Uszy mi drgały przez ten cały czas, nie potrafiłam się opanować. Nie ruszałam się, zastygłam w miejscu niczym posąg, bo czekałam aż on wykona jakiś gest i ku mojemu oczekiwaniu przybliżył się do moich uszu i delikatnie pogładził je pyskiem. To było jak zaklęcie – od razu przestałam drgać i zrobiło mi się cieplej na sercu. Wiedziałam, że z nim będzie mi lepiej niż z nikim innym. Wiedziałam, że to z nim chciałabym spędzać ostatnie chwile mojego życia, to z nim chciałabym uciec na koniec świata i ryzykować życiem.
- Tylko ciebie kocham, Englie – wyszeptał mi do ucha, a moje oczy zaszkliły się ze szczęścia. Tak jest! Udało się! – Dlatego nie powinnaś być o mnie zazdrosna. Nigdy, przenigdy. Nie zdradziłbym wilka, którego darzę tak silną sympatią.
- Też cię kocham, Bastionie – mruknęłam do niego.
Wtopiłam głowę w jego gęste futro, napawając się jego przepięknym zapachem, darem dla mojej duszy. Położył także swoją na moim karku, a także zbliżył nasze łapy do siebie, a potem położył swoje na moich. Nigdy nie czułam się tak wspaniale jak w tej chwili. Byliśmy obok siebie – tylko to się liczyło. Wreszcie mogłam poczuć się szczęśliwą waderą, cieszącą się z otaczających ją bliskich. Kochałam go, a on kochał mnie. Oboje czuliśmy dokładnie to samo do siebie. Konwalia miała rację. Jesteśmy od siebie uzależnieni! Gdybym była młodym wilkiem to zapewne już na drzewach powstałyby serduszka z pierwszymi literami naszych imion… „B+E=Wielka miłość”. Tak by było, daję słowo.
- Czy teraz oficjalnie mogę nazwać cię moją partnerką? – zapytał, odsuwając głowę, a ja przytaknęłam mu. – To oznacza, że jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką spoufalając się z nikczemnikiem, z wodzem nikczemników.
- Ja? Niegrzeczna? – prychnęłam, zwalając go z nóg szybkim ciosem. Zrobiłam to w takim momencie, że nie spodziewał się, że to zrobię i nie zareagował. – Jestem wcieleniem anioła, czystym darem dobra. To ty powinieneś dostać karę za to, że uwiodłeś waderę z watahy, która cię nienawidzi… - Zaczęłam drapać zamyślona pazurami w ziemię, obok jego karku.
- O jaśnie pani… Czy mogę jakoś się z tego usprawiedliwić? – westchnął sarkastycznie, a ja zaśmiałam się.
Moje opuszki łap położyłam na jego skulonych przednich łapach i przycisnęłam do jego ciała, a następnie zbliżyłam mój nos do jego oczu. Nigdy nie pomyślałabym, że kiedyś to jemu zrobię, teraz nie wstydziłam się niczego.
- No nie wiem, nie wiem… Może jakoś by się dało to naprawić, ale księżniczka nie lubi być niezadowolona, wodzu Bastionie.
Podchwycając moją chwilę nieuwagi przewalił mnie i tym razem ja znajdowałam się na ziemi, a on pochylił się nade mną. Zwilżył mi futro pomiędzy oczyma, a następnie wesoło pokręcił ogonem w powietrzu. Był podekscytowany jakimś widokiem. Wtedy poczułam coś zimnego na pysku. Zimnego, białego jak… Śnieg! Tak jak mówiła alfa, dzisiaj miał spaść pierwszy śnieg. Słyszałam od starszych wilków, że jeżeli płatek śniegu spadnie ci na pysk w towarzystwie osoby, którą kochasz to oznacza wieczną miłość. Niby nie wierzę w takie powiastki, ale w tej chwili uwierzyłam. On chyba też słyszał o tej historii.
- W takim układzie powinna królowa wrócić do watahy, bo alfa zacznie na nią krzyczeć i pewna wadera dostanie szlaban na wychodzenie z watahy, co skutkuje niewidywaniem się z basiorem, bez którego nie potrafi żyć – rzekł, naśmiewając się.
Ostatni raz musnęłam jego futro i ruszyłam w stronę zamieszkania stada. Szczenięta siedziały na zewnątrz, zachwycając się śniegiem, a wilki kręciły się niespokojnie pomiędzy drzewami i jaskiniami. Wyczułam tam także Konwalię, która nie miała już takiego humoru. Była wystraszona i przygnębiona. W pewnej chwili myślałam, że ktoś zginął, ale moje obawy skarcił Ferrow, który dumnie przysiadł obok mnie i obrócił głowę w moim kierunku. Od zawsze wydawało mi się, że nie jest on takim dobrym wilkiem, za jakiego go wszyscy uważają. Byłam przy nim taka maleńka. Był wszechmocny, mógł zrobić co tylko chciał. Ukrywał się pod maską, ale przed ślepym wilkiem tego nie ukryje. Wyczuwałam tą potęgę. Wyczuwałam ten triumf. Nie można mu ufać.
- Gdzie panienka się podziewała? – zapytał groźnie i zgryźliwie, próbując możliwie, że mnie przestraszyć albo sprowokować. Ma coś w swoim głosie, że wilki nie potrafią mu się oprzeć.
To był cios poniżej pasa, zbyt potężny by coś zdziałać. Nagle usłyszałam warknięcie Armeni ze środka polany i można powiedzieć, że uratowała mi mój niezdarny tyłek. Inaczej stoczyłabym się na samo dno, bo nie mogłabym odpowiedzieć temu głupawemu wilkowi. Prosiła wszystkich o uwagę, bo ma coś ważnego do zakomunikowania. Rozsiadłam się wygodnie i skierowałam swoją głowę w jej stronę, a także przekręciłam uszy tak, abym ją dobrze słyszała.
- Drogie wilki, nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale sytuacja dotycząca ukrytego stada jest coraz poważniejsza. Szczenięta zostają porywane i torturowane, a wilki stają się powoli ich ofiarą, a oni swojej zdobyczy nie szanują. Dowiedzieliśmy się, że jeden z wilków został bardzo ciężko poraniony przez jedną z przedstawicielek tego stada, a chciał tylko uratować chore i prawie nieżywe dzieciaki. Nie możemy pozwolić na takie traktowanie!
- Armenio, nie wiem czy powinienem wspominać, ale pamiętaj, że był to nikczemnik – dodał dumnie się prężąc Ferrow. Ta uwaga sprawiła mu przyjemność. Widoczniej jego nienawiść do nikczemników była tak ogromna, że każde ich potknięcie dawało mu satysfację.
Z tłumu wyrwał się okrzyk przerażenia i niezadowolenia, ale alfa szybko uspokoiła niespokojne grono, podnosząc jeszcze wyżej głos.
- Oczywiście, że był to nikczemnik, masz rację. Ale to nadal wilk, taki jak my. Czy możemy pozwolić aby jakieś bezbronne stworzenie ginęło, bo chciało zrobić dobry uczynek? Każde życie jest bardzo cenne i nie powinniśmy w sytuacjach skrajnych patrzeć czy to nikczemnik czy członek watahy. Zawsze musimy takiemu komuś pomóc. Gdybyście odmówili to byście byli czystymi szatańskimi dziećmi – burknęła gniewnie, poprawiając pozycję swoich skrzydeł. – I dlatego uważam, że powinniśmy zrobić naradę z sąsiednimi watahami i z grupą nikczemników!
- Nikczemników? Chcesz aby nas pozabijali, Armenio? Nie chcę być niemiły w stosunku do ciebie i wtrącać się do twoich decyzji, ale ta okazuje się być bardzo złą i zgubną. Są przebiegli i łatwo nas zwabią w swoje sidła. Nie pozwolę aby ktoś dotknął kogoś z naszej watahy, z mojej rodziny! – Oburzył się Ferrow, wysuwając pazury. – I kto będzie pilnował watahy podczas naszej nieobecności? Przecież mogą to wykorzystać. Zrobić zasadzkę i nas napaść.
- Nie pójdą wszyscy, Ferrow. Tylko ci, których wybiorę. Jeżeli nikczemnicy zaatakują nasze stado to ja poniosę konsekwencje za moje nieudolne panowanie. Ale teraz uważam, że powinniśmy poinformować wszystkich o nadchodzącym wydarzeniu. – Wtedy podeszła do jednego z wilków. – Maestro, ty pójdziesz do Watahy Szlachetnego Nowiu, najlepiej pobiegnij od razu do Amiry i Denesu, którzy jako pierwsi powinni się o tym dowiedzieć. – Następnie podeszła do wadery, stojącej niedaleko niego. – Servio, ty pójdziesz do Watahy Niebiańskiego Bezdroża, wiele razy zbierałaś tam zioła lecznicze. Mam nadzieję, że z twoim spokojnym usposobieniem szybko ich poinformujesz.
I nagle nastała cisza. Armenia nie wiedziała kogo wysłać do nikczemników. Wiedziałam, że nie rozważała Ferrowa, bo ten był do nich negatywnie nastawiony i nigdy by się nie zgodzili na naradę jeżeli wysłalibyśmy właśnie jego. Dlatego postanowiłam ułatwić jej tą sytuację i pierwsza podeszłam do niej szybkim krokiem.
- Ja mogę pójść do nikczemników, Armenio – powiedziałam pewnie, dumnie się prostując.
- Ty? – zadrwił Ferrow, który o dziwo pojawił się przy mojej prawicy. – Wiesz jakie niebezpieczeństwo na tobie spoczywa będąc w obecności któregoś z nikczemników?
- Zgadzam się z Ferrowem – wypowiedziała Armenia, ku mojemu zdziwieniu odpowiedź była negatywna. Co wy macie z tymi złymi odpowiedziami dzisiaj?! – Lecz jesteś bardzo sprytna i nie wybuchasz tak szybko jak niektórzy z nas. Pozwalam ci ich poinformować, ale obiecaj, że jeżeli zaczną cię atakować to masz nas zawołać. Natychmiast, bez żadnego ale. – Zanim odeszła jeszcze wspomniała. – Ferrow, mógłbyś czekać przy wyjściu z watahy na Englie? Jesteś silny i mądry, na pewno będziesz wiedział co robić.
- Oczywiście, przyjaciółko. Nie pozwolę aby tej waderze coś się stało. Żadne obce pazury nie pojawią się na jej sierści.
Brzmiało to zbyt sztucznie i dodatkowo podkreślił słowo „obce”. Co on insynuuje? Od spotkań z Bastionem zaczęłam się zastanawiać czy Ferrow nas nie oszukuje tą swoją lojalnością wobec watahy. Jego słowa są nienaturalne i szczyci się swoją profesją przed wszystkimi i jestem pewna, że chciałby być alfą. Dodatkowo jest bardzo przystojnym basiorem z tego co mi wiadomo, dlatego ma wielkie powodzenie u wader. Co za tym idzie może zdradził już Konwalię, która jest jego partnerką? Zdrada to najgorsze świństwo, jakie można byłoby sprawić swojej drugiej połówce! Naprawdę nic nie wiedziałam i niczego nie byłam pewna. Może powinnam zacząć myszkować w tej sprawie, coś mi tu nie pasowało. Jeden niewłaściwy kawałek do układanki – na pewno jakiś znajdę.
Ruszyliśmy, a Ferrow bacznie mnie obserwował. Nie podobało mi się to. Nie chciałam, aby ktokolwiek mnie obserwował w TAKI sposób. Potem przysiadł przy młodej sośnie i skinął do mnie głową informując mnie, że będzie tu na mnie czekał i będzie spokojnie wyczekiwał mojego bezpiecznego powrotu. W sumie nie bałam się, Bastion na pewno nie dałby im mnie skrzywdzić – znaczy, tak myślę.
Wtedy ruszyłam i nie było tak trudno ich znaleźć – bardzo dobrze znałam zapach Bastiona i to głównie on pomógł mi ich zwęszyć. Było ich może z piętnaście – wszyscy silni i pewni siebie z drobnymi urazami po walkach, może nie licząc Retro, który był po świeżym wypadku. Oczywiście był tam jeszcze mój ukochany wódź, który tłumaczył coś wszystkim z ogromną powagą w głosie. Jako przywódca wydawał się być zupełnie inny. Zebrani byli w dużym kole. Gdy się zbliżyłam zaczęli warczeć, ale szybko uspokoił ich Bastion, starając się zachowywać neutralnie i ostrożnie w stosunku do mnie. Nikt nie mógł się dowiedzieć o naszych spotkaniach i o naszej miłości. Ja także musiałam brzmieć jak najbardziej naturalnie, ale sam jego zapach był tak pociągający, że prawie wtuliłam się w jego sierść.
- Co cię tu sprowadza? Nie powinnaś tu być, wiesz o tym? – Nie spodziewałam się, że on może brzmieć tak groźnie, ale jednocześnie spokojnie. Był świetnym aktorem.
- Zostałam wysłana z watahy aby poinformować was o naradzie, Bastionie. Nie przyszłam tutaj aby z wami walczyć – warknęłam tak zaciekle, że aż Bastion uśmiechnął się na znak, że dobrze mi idzie. – Odbędzie się przy wodospadach, na błyszczącej skale. Tuż po świcie.
- Narada, powiadasz? Dlaczego ktoś miałby nas zapraszać na naradę wśród watah, które nas nienawidzą? – zapytał czarny basior, stając obok Bastiona i krzywo na mnie patrząc. – Jesteś tylko nędzną…
- Ktoś cię prosił o zdanie, Storm?! –burknął, przerywając mu. – Ja z nią rozmawiam, a nie taka przesłodka waderka, która jedyne co potrafi to mielić językiem. Ta wadera przynajmniej nie boi się saren.
Nigdy nie spodziewałabym się, że nikczemnik mógłby bać się saren! Mówią, że to nieustraszone i silne zwierzyny… Wszyscy w tłumie zaczęli się śmiać, a zażenowany basior wycofał się, zdecydowanie urażony tajemnicą, którą znał tylko Bastion. Lecz trzeba się liczyć z tym, że to by się kiedyś wydało, w gorszych lub lepszych okolicznościach. Na sercu zrobiło mi się od razu cieplej kiedy tak szybko zareagował Bastion na uwagę dotyczącą mojej osoby. Niby byłam pewna, że to zrobi, ale teraz byłam już w stu procentach, że mogę się czuć obok niego szczęśliwa i bezpieczna.
- Przyjdziemy, ale proszę nie liczyć na to, że odpowiemy na wszystkie nurtujące was pytania – rzekł chłodno, a potem dodał, szeptem – Do zobaczenia. Niedługo znowu się spotkamy, piękna.
Posłałam mu wesoły uśmiech, a następnie postanowiłam wrócić do Ferrowa i obalić jego złe przeczucia lecz gdy już tam dotarłam zdałam sobie sprawę, że nie był sam. Był z kimś kogo nie znałam, nie należał do naszej watahy ani do sąsiadujących nas stad. Był to strasznie wychudzony wilk, któremu prawie żebra wychodziły z skóry. Jego futro było pozlepiane i postrzępione, miał pełno blizn i pouczepianych kleszczy. Nie posiadał ucha i oka, przez co wydawał się być przybłędą. Czułam odór padliny i zgnilizny od niego. Na pewno nie był to sympatyczny basior, ale na początku zrobiło mi się go żal. Musiał żyć w skrajnych warunkach jeżeli doprowadził siebie do takiego stanu. Zawsze patrzyłam na takie tragedie ze łzami w oczach i z otwartym sercem na pomoc.
Byli pogrążeni w głębokiej rozmowie. Ferrow stał pewny siebie, z dumą i arogancją spoglądając na swojego towarzysza, który natomiast był przerażony, ale także arogancki, chociaż sama jego poza wskazywała, że był tutaj raczej w gorszej sytuacji. Jego wpół ugięte nogi nie wytrzymywały ciężaru całego jego ciała, a głowa upadała mu, jakby nie potrafił jej utrzymać na właściwym miejscu. Postanowiłam ich podsłuchać aby dowiedzieć się o czym rozmawiają. Mam dobry słuch, dlatego nie musiałam podchodzić aż tak blisko i co za tym idzie ryzykować, że odkryją mnie.
- Nie rozumiem w czym widzisz problem, Savannah. Tak trudno upolować ci zdobycz? Od samego początku ci mówiłem, że powinieneś odczepić się od tych kretynów i to raz na zawsze. Twoja rodzina przyniosła ci hańbę i… sam zobacz na siebie. Wyglądasz jak wychudzony szczur – Uderzył go łapą w żebro, przez co wilk jęknął z bólu. – Boli cię? To twoja nauczka. Co z ciebie za wilk? Pokazujesz ciągle swoje słabości, jak dureń latasz za swoją rodziną i tą swoją ukochaną… Która swoją drogą już wyzionęła ducha przez tą klątwę, która postanowiła cię zniszczyć.
- Przepraszam… Ale nie mogę zostawić w takim stanie mojej rodziny. Proszę, upoluj mi chociaż wiewiórkę. Jedną, maleńką! – Jego głos był ochrypnięty od choroby i smutny. – Dla mojej córki… Ona cierpi, błagam, zlituj się!
- Ja mam ci upolować? A kto dał ci schronienie, tępaku? Gniłbyś jak pozostawione w lesie mięso i nikt by cię nie chciał. Myślisz, że ja kim jestem? Twoim łowcą czy jak? – zadrwił z niego. – Po co ci to szczenię? Nie rozumiem twojego postępowania, ja bym dawno je zabił albo wyrzucił w lesie, skoro wiedziałbym, że mogę przez nie się tak stoczyć. Daje ci tylko większe koszty i taka wygłodzona na śmierć wadera do nikomu się nie przyda. Wdzięki i pracowitość to klucz do świetnej partnerki… Wnuków to ty się nie doczekasz, mój drogi.
Basior skulił się jakby go to zabolało. Bo mogło tak rzeczywiście być.
- Też masz dzieci!.Nie zrobiłbyś dla nich wszystkiego, Ferrow…?
- Wiesz, odpowiedź jest oczywista. Nigdy nie zrobiłbym dla moich dzieci wszystkiego, nie lubię szczeniąt. Nawet mnie one nie interesują, chyba, że urodzi mi się syn. Tego trzeba wyszkolić na najlepszego wojownika, jakiego jeszcze nie było i szczycić się, że posiada naszą krew. Potem pokazać jak obchodzi się z nieposłusznymi waderami – Konwalia już wiele razy przekonała się jak to jest, kiedy się mnie nie słucha albo jak ma odmienne zdanie od mojego, sprzeciwia się mi – Zaczął się głośno śmiać.
- Jak możesz nie kochać swoich potomków! – Przez to co powiedział został zwalony z nóg i ugryziony w bok, przez co zaczął krwawić. Zaczął się miotać na ziemi, a ja musiałam zdusić okrzyk przerażenia, inaczej by mnie wykryli.
- A myślisz, że gdybym kochał szczenięta Ciemnej to bym je zabił? Były niepotrzebne i urodziły się zwykłymi wilkami, dlatego mój sekret szybko mógłby zostać zdradzony. Oprócz tej jednej, malutkiej wadery, która teraz pokazuje jak to jest mieć władzę. Pokazuje, że najsłabsi są nikim w tym świecie, a najlepsi są królami.
- O-oskarżyłeś b-bezbronneg-go wilka o tą z-zbrodnię! – wysapał szybko, a potem wykrwawił się na śmierć. Jego oczy zastygły w miejscu.
Następnie basior złapał go za kark i wybiegł gdzieś w las. To co usłyszałam wbiło mnie w ziemię, że aż usiadłam, abym nie straciła przytomności. To okropne i dobrze myślałam, że Ferrow jest fałszywy. Nic jednak z tego nie rozumiałam. Dlaczego znęcał się nad Konwalią i zabił szczenięta Ciemnej? I dlaczego kazał temu basiorowi porzucić rodzinę, zabić córkę, którą najwyraźniej bardzo kochał? Był chorym sadystą, to już wiem. Ale jak nikt nie mógł tego zauważyć po tylu latach mieszkania w watasze? Jak Armenia może się z nim przyjaźnić i najważniejsze – czy Ciemna zdradziła Shaitana i dziećmi tej wadery jest naprawdę Ferrow oraz kim jest to ocalałe dziecko?
Chwilę później wrócił z zabitą sarną w pysku i położył ją na plamie krwi poprzedniej ofiary. Myślał, że jeżeli to zrobi to nie skapnę się, że właśnie zamordował wilka w potrzebie. Przecież krew sarny, a krew wilka tak bardzo się różni. Wolałam jednak tego nie pokazywać, cofnęłam się i z wdziękiem podeszłam do niego z uśmiechem na ustach. Nie chciałam aby dowiedział się, że wiem o jego niecnych planach. Zagram w jego grę i dowiem się więcej o jego ciemnej stronie. Kiedy będę mieć więcej dowodów na jego fałszywą stronę to wtedy więcej wilków mi uwierzy!
- I jak? Nie byli dla ciebie źli? – Brzmiało to tak sztucznie, że miałam ochotę to wykrzyczeć mu w twarz.
- Nie, Bastion od razu zgodził się aby uczestniczyć w naradzie, nie musiałam ich nawet przekonywać. Tylko przyznaję, że jeden z wilków był bardzo niezadowolony z tego, że będą tam trzy watahy… Ferrow, czy ty się ich nie boisz? Bo ja, przyznaję mam pewne obawy co do nich. Są silni, groźni, posiadają ukryte moce… Jak nas zaatakują? – Postanowiłam podwyższyć jego ego mówiąc do niego słodkim, bezbronnym tonem.
- Oczywiście, że się ich nie boję. Obok mnie możesz czuć się bezpieczna. Zrobię wszystko aby żaden nikczemnik nie zrobił ci krzywdy. Możesz czuć się w moim towarzystwie bezpieczna. – Zaczęliśmy kierować się do watahy, ale on na chwilę przystanął i myśląc, że tego nie usłyszę dodał – Nikczemnik nie, ale uważaj na wilka, który zawsze ma się na baczności, waderko.
CDN