· 

Pamiętnik Anielskiej Duszy – O miłości, która straciła swój sens…|Część. 1|

Nigdy nie myślałam, że to zdarzenie wywrze na moim sercu tak wielkie emocje. Miłość, dla której chce się przekroczyć granice rozsądku. Jest tak silna, że nic nie potrafi jej rozdzielić. Nawet śmierć, najboleśniejsza na świecie. Wszystkie doznania, każde piśnięte słowo, które dotarło do mojego ucha – było najświętsze i nienaruszalne, ale zawsze ktoś musi nam przeszkodzić. Dzięki temu pamiętnikowi zrozumiecie co czułam, jak to się stało, że kogoś pokochałam? I dlaczego ta miłość straciła swój sens mimo, że oboje czuliśmy to samo do siebie?

 

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~

 

Ukryłam się w krzakach, czekając na przyjście wilków. Byłam pewna, że spotkają się tutaj, wśród spróchniałych drzew i ohydnie pachnących mchów, które idealnie maskowały ich zapach. Nie pomyśleli jednak, że niektóre wilki mają świetny zapach i nawet, jeżeli nanieśli na siebie odór rozkładających się roślin to można je wyczuć. Wykorzystałam to, ale sama dla bezpieczeństwa pokryłam się tą samą substancją co oni. Będę musiała to potem czyścić godzinami! Jeżeli w ogóle uda mi się stąd uciec. To prawdziwe zagrożenie, które mogło obrócić się przeciwko mnie. Nie miałam nikogo ani niczego do obrony – tylko inteligencja, spryt i trochę czarów, choć powątpiewam, że cokolwiek mogłabym im zrobić.

 

Usłyszałam pęknięcie gałęzi przede mną i uderzenia łap o rosę. Zapach osobników nasilił się i rzeczywiście po chwili zebrali się na wyznaczonym przeze mnie miejscu. Wszyscy byli basiorami, a na ich skórze nie wyczułam żadnych śladów po watasze. Byli samotnikami, bez rodziny – wszyscy żądzy władzy i wściekli na sam widok innych wilków, nie należących do ich stada. Zaczęli coś szeptać, ale nie nic nie usłyszałam, bo słowa padały strasznie chaotycznie. Na polance panował harmider. Chwilę później zjawił się sam wódź. Tylko ten… Pachniał tak niesamowicie. Biła od niego mądrość, duma, waleczność. Różnił się od swoich sprzymierzeńców, którzy byli agresywni i nie bardzo rozsądni. Rozpływałam się pod wpływem obecności basiora.

 

Krząknięciem sprawił, że znów nastała cisza. Czy oni się go bali?

 

- Czy wy wiecie jakie zagrożenie płynie z tego ukrytego stada? – zapytał z podniesionym tonem. Jego głos był dojrzały i miły dla uszu. – Sprawiają, że wilki czują obrzydzenie do takich jak my. Nawet jeżeli nic im nie zrobiliśmy. To bardzo poważny temat, więc proszę wszystkich o uwagę. Nie będę się powtarzał.

 

Ukryte stado? Czym jest to ukryte stado? Zdaję sobie sprawę, że są zagrożeniem dla wilków wrogo do nich nastawionych. Tylko dlaczego, co oni takiego robią, że inni się brzydzą na samą myśl o podobnych do nich? Kto stoi na ich czele i dlaczego nigdy moja wataha ich nie widziała? Zbyt dużo pytań, Englie.

 

- Początkowo daliśmy im wolną wolę, pozwoliliśmy polować na naszych terenach, ale oni to robią zbyt często. Zwierzyna upada, jest stopniowo wybijana. Oni nie robią tego, bo mają ubytek w jedzeniu – oni robią to dla zabawy, abyśmy poginęli. Coś dziwnego siedzi w ich głowach, to coś każe im to wszystko robić. Usłyszałem ostatnio z pobliskiej watahy, że wszystko zrzucają na nas, ponieważ słyniemy z bycia tymi „złymi”. Że myśmy jesteśmy wszystkiemu winni. Nie miałem ochoty wcześniej z wami o tym rozmawiać, musiałem przeanalizować każde za i przeciw.

 

- Skąd wiadomo, że to ukryte stado zabija zwierzynę? A nie wataha? – wtrącił się jeden z najmłodszych uczestników spotkania. Słychać to było w jego piskliwym, jeszcze szczenięcym głosie. – Może chcą nas wrobić?

 

Te słowa najwyraźniej rozbawiły przywódcę, bo usłyszałam jego cichy aczkolwiek słyszalny śmiech.

 

- Myślisz, że oni są takimi głupcami, Retro? Żeby narażać swój klan na zniewagę naszych stad? Pomyśl, zanim cokolwiek powiesz – parsknął, a jego wąsy zadrżały.

 

Tym razem wyczułam wstyd odbijający się od tego młodego wilka. Było mi go trochę żal, bo nie zrobił nic strasznego, a został wyśmiany przez alfę.

 

- Wracając do tematu: musimy wytropić tych głupców i zmusić ich do przyznania swojej winy. W innym przypadku  okrzykniemy z nimi wojnę, nawet jeżeli jest to trudne do przełknięcia. Rozszarpiemy te idiotyczne, aroganckie ciała. Nikt nie będzie z nami w taki sposób pogrywać! – ryknął głośno. – Ktoś zgłasza swój sprzeciw?

 

Nikt nie odpowiedział. Zaczynam wątpić, że ktoś zgadza się na to tylko z powodu chęci. Jestem pewna, że wszyscy bali się mu sprzeciwić. Na swój sposób był bardzo przekonujący i łatwo zmuszał innych do spełniania jego zachcianek i zadań. Taki przewodnik z takimi cechami jest bardzo pożądany w watahach. Ciekawe dlaczego nie należy do którejś z nich, tylko skazuje siebie na takie okrucieństwa? Musi być coś więcej w tym, tak mi podpowiada moja Anielska Intuicja.

 

Chcąc, nie chcąc chciałam wreszcie wrócić do watahy, zanim ktokolwiek zauważy moją nieobecność. Na nieszczęście potknęłam się i upadłam wprost w przemoczone krzewy, które z impetem zaszeleściły liśćmi. W tej chwili bałam się cokolwiek zrobić – leżałam i pozwalałam aby woda wsiąknęła w moją sierść na podbrzuszu. Drżałam. Było mi okropnie zimno, ale zaczęłam się czerwienić pod wpływem strachu.

 

Potem coś złapało mnie za skórę na karku i pociągnęło w przeciwną stronę. Złapali mnie! Zaczęłam się szarpać, próbowałam ugryźć lub podrapać napastników, ale na darmo. Wyrzucili mnie na ściółkę tak agresywnie, że rozbolały mnie kości, a z nadmiaru różnorodnych zapachów rozbolała mnie głowa. W jednej chwili zapomniałam jak się używa łap.

 

- Szpieg! Szpieg! – krzyknął jeden z nich, prawie na mnie spluwając.

 

Byli bardzo blisko, zbyt blisko.

 

- Odsuńcie się od niej. – Usłyszałam cichy głos wodza. Ulżyło mi, kiedy wilki rozproszyły się, dając przejść basiorowi do mego bezwładnego ciała. – Co tutaj robisz?

 

Trzymałam głowę nisko, zastanawiając się czy wyjawić im prawdę czy jednak okłamać ich, ale uznałam, że nie powinnam oszukiwać, bo to obróci się przeciwko mnie. Nie chciałam aby w najgorszym przypadku zaatakowali moją watahę, a w niej moich przyjaciół i dzieci.

 

- Powtarzam jeszcze raz – co tutaj robisz?! – krzyknął, a wtedy wszystkie moje mięśnie automatycznie się spięły.

 

- Chciałam… się dowiedzieć kim jesteście. Co robicie, o co chodzi z waszym bytem – jęknęłam, podnosząc obolałą łapę. – Też słyszałam tą rozmowę, dotyczącą znikaniem pożywienia. Chciałam się zagłębić w te tematy…

 

- Zdrajca! Ona zapewne przyprowadziła całą watahę! Nie można jej ufać! – Rzucał najmłodszy przedstawiciel. – Sprawi, że wszyscy poginiemy w jednej chwili! Bastionie, musimy jej dać nauczkę! Teraz, już!

 

Jednak on odepchnął młodszego, warcząc w jego stronę, ale zdawało mi się przez moment, że robi to jak najdelikatniej potrafił. Może ten młody wilk jest dla niego ważny i tylko przy innych zachowuje się tak oschle, aby nikogo nie faworyzować? Kto wie.

 

- Nie macie prawa robić nic tej bezbronnej waderze. Pozwolimy jej odejść, jednak jeżeli zgłosi to do watahy ukarzemy ją surowo. – Zbliżył swój pysk do mojego. – Nie masz prawa tutaj przebywać. Na twoje i nasze barki spływa niebezpieczeństwo. Ciesz się, że należysz do tamtych, inaczej nie wyszłabyś stąd cała.

 

- Nie obchodzi mnie żadne niebezpieczeństwo. Ta sprawa – jak ująłeś wcześniej, jest bardzo poważna. Chcę wam i wszystkim wilkom pomóc w tym problemie. Coś wiem o tego typu sytuacjach. Błagam, pozwólcie mi uczestniczyć w waszych spotkaniach. A jeżeli nie w nich to w zwykłych pogadankach! Będę zachowywała ostrożność, a jeżeli ktoś się dowie to sama za to będę odpowiadać. Buzia na kłódkę! Obiecuję!

 

Pozostawili mnie w niepewności jeszcze przez chwilę. Czułam, że nie podoba im się to co powiedziałam przed chwilą i gdyby nie interwencja Bastiona to leżałabym tutaj krwawiąc, bez żadnej iskierki nadziei. Zdążyli mnie trochę poturbować, bo zdrętwiała mi noga, ale było to lepsze niż walka z tuzinem oszalałych basiorów, które ze złości rozszarpali by mnie i moje zwłoki nie miały by już żadnych kończyn.

 

- Dobrze, zgoda. – Zdziwiło mnie to, że tak szybko się zgodzili, ale może stoi coś za tym… -  Mogę ci niedługo opowiedzieć kim jesteśmy, ale wiedz, że nie ufam ci w stu procentach. Twoja sprawa jak usprawiedliwisz swoje ucieczki z watahy. – Pomógł mi wstać i zbliżył nos do mojej łapy. – Tylko cię trochę poobijali. Przemyj ją wodą, a nie będzie tak bardzo boleć. Mam nadzieję, że nie zobaczymy zaraz całego tłumu zauroczonych wader, które będą się cieszyć z faktu, że rozmawiałaś z samym przywódcą. Teraz uznaję spotkanie za zakończone. Rozejść się!

 

CDN.