· 

Pamiętnik Anielskiej Duszy – O miłości, która straciła sens…|Część 2|

Wiecie już na jakie niebezpieczeństwo się naraziłam. To było strasznie głupie z mojej strony zakradać się do nieznanych mi wilków, które mogłyby rozszarpać mnie i moją watahę. Może już zdajecie sobie sprawę o mojej miłości – ale to jeszcze nie koniec. To wszystko dopiero się zaczyna. Jeszcze nikt z nas nie myślał o związku, nawet o przyjaźni. Czytajcie dalej, a zobaczycie jak to się potoczy. Nic nie mogę zdradzić…

 

 ~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~

 

Co ja sobie wyobrażam? Że moja przyjaciółka przymknie oko na fakt, że uciekam na pewien, nieokreślony czas z watahy i wracam z niej ubrudzona jakąś śmierdzącą substancją? To byłoby zbyt piękne. Zatrzymała mnie, kiedy zbliżałam się do głębin ciemnego lasu, bo tam miałam spotkać się ze stadem. Stanęła przede mną, a ja zamyślona wpadłam na nią i obie powaliłam na ziemię. Wstała pierwsza i pochyliła się nade mną.

 

- Gdzie idziesz? – zapytała, pomagając mi wstać. – W stronę ciemnego lasu?

 

Otrzepałam się z mokrej ziemi. Potem opuściłam głowę tak, aby nie zobaczyła mojej zawstydzonej miny. Było mi głupio, że nie powiedziałam jej o moim idiotycznym pomyśle, przez który wszyscy byśmy poginęli. A dodatkowo moja przyjaciółka była w ciąży, nie mogłabym znieść tego, że zabiłabym nienarodzone młode pyszczki.

 

- Tak. W stronę ciemnego lasu. – Postanowiłam jej już nie okłamywać. Poczułam, że jest zdezorientowana. – Dokładniej ruszam do uschniętej polany.

 

- Po co tam idziesz? Wiesz, że są tam te okrutne, zdradzieckie wilki, prawda? Nie chciałabym aby ci się coś stało, Englie. Słyszałam o nich bardzo dużo, Armenia czasem o nich wspominała na spotkaniach. Że są agresywne i bezduszne, że podpalają lasy, porywają szczenięta i niepełnosprawne wilki, wywołują niepotrzebne wszystkim wojny. Oh… Tak bardzo się o ciebie boję!

 

Zawsze była taka ciepła i opiekuńcza. Poświęcała dla mnie czas, martwiła się o mnie, rozśmieszała mnie. Na samą myśl o niej robiło mi się dobrze na sercu. Byłam wdzięczna, że znalazłam taką wspaniałą osobę w moim życiu, po tylu cierpieniach. Było mi bardzo szkoda, że nigdy nie będę miała okazji podziwiać jej wyglądu, wyglądu jej szczeniąt i partnera. Widzieć na jej pysku malujący się uśmiech, kiedy bawi się ze swoimi szczeniętami. Życie zawsze musi mnie karcić, los mi nie sprzyja.

 

- Idę tam się z kimś spotkać.

 

Serce zaczęło mi szaleńczo bić. Zdałam sobie sprawę, że powinna odgadnąć z kim. Bo kto chodziłby do kryjówki nikczemnych tylko na koleżeńską pogawędkę?

 

- Idziesz się spotkać z tym stadem? Postradałaś zmysły?! – krzyknęła, nerwowo potrząsając głową. – Chcesz sprowadzić na siebie zło, które się czai w ich sercach? Pożrą cię jak tylko się do nich zbliżysz, mówię ci!

 

- Nieprawda. Te wilki nie są tak niebezpieczne jak się wam wszystkim wydaje.

 

Po chwili poczułam jak swoim futrem dotyka mojego. Wtulała nos w moją szyję, a ja zaczęłam wdychać jej delikatny, fiołkowy zapach. Był to jeden z najbardziej kojących zapachów jakich zdołałam poznać.

 

- Będę się o ciebie modlić, En – powiedziała, odsuwając się i gładząc moje futro na czubku głowy. – Niech bogowie mają cię w opiece.

 

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~

 

Czego dowiedziałam się ze spotkań? Otóż Nikczemni to grupa samotników, najczęściej basiorów, którzy odeszli z watahy z jakiegoś określonego powodu. Wykonują powierzone im przez innych zadania, mogą nawet kraść lub zabijać. Są genialnymi szpiegami i świetnie maskują swoją obecność. Dowiedziałam się też, że obecny wódz stada co pełnię księżyca chodzi na wąwóz życzeń i przez całą noc milczy aby pozyskać więcej siły. Tam także spotyka się z duchami, które dają mu wskazówki do dalszego życia. Żaden z najemników nie może być partnerem członka watahy, ale nie wiedziałam dlaczego. Przywódca ma prawo robić co tylko zechce z innymi członkami i z złapanym wilkiem, jeżeli udowodni jego winę. Ale poza tym są zwykłymi, magicznymi wilkami i muszą przestrzegać kodeksu lasu. To było takie intrygujące.

 

Wreszcie dotarłam na miejsce, które oczywiście cuchnęło niemiłosiernie. Moje łapy były przemoczone od rosy, co mnie strasznie denerwowało, bo to było bardzo nieprzyjemne. Medyczka będzie musiała mi coś dać na katar, bo zdaję sobie sprawę z konsekwencji przemoczenia sierści. Usiadłam na dosyć dużym kamyku i czekałam na przyjście basiora. Miał mi opowiedzieć o ukrytym stadzie. Ciekawiła mnie ta historia. Nie mogłam zapytać nikogo o nią oprócz Bastiona, który sam zaproponował mi opowiedzenie jej. Było to strasznie miłe z jego strony.

 

Nie musiałam długo czekać, bo wilk zjawił się chwilę później. Usiadł obok mnie w taki sposób, że czułam jego ciepłą sierść na tylniej łapie. Od razu poczułam się lepiej, wiedziałam, że nic mi się przy nim nie stanie. Od razu stałam się bardziej odważna i nie bałam się.

 

- Dzisiaj miałem ci opowiedzieć o ukrytym stadzie, prawda? – zapytał, upewniając się, a ja w odpowiedzi kiwnęłam głową. – Po pierwsze – są to nikczemnicy i jednocześnie zabójcy. Lekceważą każde zło, oni są dopiero bezduszni. Ja często daję drugą szansę, bo życie wilków jest cenne. To oni porywają zwierzynę i szczenięta. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że nie palimy lasów. Bo palimy, to walka o przetrwanie. Lecz oni nie znają zasad, panujących w lesie, uważają, że mogą robić co chcą. Każdy z nich ma inny zapach w odróżnieniu od nas. Wyczuwasz na mnie zapach mojego stada? Wiem, że tak. Oni są z przeróżnych watah, z przeróżnych stron, każdy chce być inny - wyjątkowy.

 

Słuchałam go z otwartą buzią. W końcu dowiedziałam się o kłamstwach, tych powiastek o nikczemnych, które okazały się nieprawdą! Muszę sprawić, aby już nikt nie mówił tak o nich, bo to strasznie niesprawiedliwe. Dlaczego mają płacić za coś czego nie robią?

 

- Wiesz kto stoi na ich czele?

 

Już od razu zaczęłam żałować tego co powiedziałam. Wyczułam u niego strach, smutek, a zarazem złość. Jego mięśnie spięły się i nerwowo trącił mnie ogonem. Jego oddech przyspieszył. Powstrzymywałam się aby nie wtulić się w jego sierść, bo zapewne zezłościłby się na mnie. Niedawno powiedział, że mi nie ufa i mam sobie nie wyobrażać zbyt wiele więc muszę się przystosowywać do jego próśb.

 

- Wiem, to wadera. Jej sierść ma kolor księżyca w pełni, posiada długi, dotykający ziemi ogon. Cuchnie od niej padliną, zgnilizną. Zachowuje się jak zwykły wilk, nie nosi na sobie żadnych elementów. Uważa, że to nieczyste dla takiej jak ona. Myśli, że wszystko jej wolno, bo… – jęknął, zatrzymując się. – Nie wiem, nie wiem dlaczego tak robi. Nigdy się… nie zastanawiałem nad tym.

 

Wolałam już więcej nie pytać. Ona może zrobiła coś basiorowi i dlatego się jej boi? Zabiła mu kogoś bliskiego, sprawiła aby cierpiał? Okłamała go w jakiejś sprawie? Nie kleiło mi się to w ogóle, przecież on jest takim odważnym i rozsądnym wilkiem! Będę musiała to odkryć, bo naprawdę chciałabym mu pomóc wyjść z tego. Nie chciałabym na niego patrzeć bez słowa, nie potrafiłam nie podać mu pomocnej łapy.

 

- Jeżeli to dla ciebie trudne… - zaczęłam. – To nie mów. Przepraszam, że o to spytałam. Nie wiedziałam, że to zbyt delikatna kwestia.

 

- Nie przepraszaj. To nie twoja wina. To los mi nie sprzyja. Próbowałem z tym walczyć, ale nie potrafię. Nikt z nikczemnych o tym nie wie, bo wyśmialiby mnie od razu i kazaliby mnie wyrzucić z plemienia. Wiesz, taki potężny wódz, a nie radzi sobie z jakąś waderą. Jeżeli się przełamię… To ci to powiem, ale proszę nie wtykaj nosa w tą sprawę zanim ci nie pozwolę. To nie jest prosta sprawa, uwierz mi. Ta cała sytuacja jest tak pokręcona, że się zastanawiam kto był tak powalony, żeby ją zaczynać.

 

Zgodziłam się. Nie chcę aby także przeze mnie cierpiał. Postanowiłam złagodzić sytuacje pytaniem, na którego odpowiedzi bardzo mi zależało.

 

- Bastionie, nasze spotkania się skończyły, opowiedziałeś mi już zbyt wiele niż oczekiwałam, ale… Nie potrafię już tutaj nie przychodzić. Jest mi tutaj dobrze. Więc, czy mogłabym dalej się tutaj z tobą spotykać?

 

Byłam pewna, że zaprzeczy. To było zbyt oczywiste.

 

- Z chęcią, Englie. Mi także jest dobrze w twoim towarzystwie, to dobra odskocznia od widywania codziennie zwykłych basiorów, nie wyróżniających się niczym. Jeżeli ktoś jest wyjątkowy to bardzo chcesz z nim spędzać swój wolny czas – odpowiedział, przestając się denerwować.

 

Zarumieniłam się.

 

- Uważasz, że jestem wyjątkowa?

 

Nastała chwila ciszy. Serce było mi szaleńczo, zestresowałam się tym co powiedział o mnie, ale nie chciałam po sobie tego pokazywać. Dlaczego on tak na mnie działa? Totalny narkotyk, od którego nie potrafi się nikt oderwać.

 

- Oczywiście. Twoja ślepota jest zaletą, a nie wadą. Możesz poznawać świat z innym świetle, zmagać się z innymi doświadczeniami, pokazywać coś, czego większość nie potrafi. To dobra cecha, nawet jeżeli jesteś niewidoma przez niemiłą przeszłość. Nic nie dzieje się przypadkowo, wszystko daje ci drogę do sukcesu, chociaż się potykasz to i tak wkrótce tam dojdziesz, ale musisz wybierać rozsądne wybory. Po śmierci świat będzie dla ciebie wyglądać inaczej i zobaczysz, dlaczego nie warto było czegoś robić. - Jestem w stu procentach pewna, że się do mnie uśmiechał. – Będziemy się spotykać po kryjomu. Pogadamy sobie, może się pośmiejemy – nie wiem. Takie na razie koleżeńskie spotkania, zgoda? Dopilnuję aby nikt z nikczemnych się nie dowiedział o naszej znajomości, zabronili by nam tego.

 

- D-dziękuję – odparłam, odwracając głowę. – Zgoda.

 

- No nie chowaj się tak! – zaśmiał się, przekręcając mi głowę. – To, że się rumienisz to nic złego! Każdy się czerwieni na widok takiego przystojniaka jak ja.

 

Sypnęłam go piaskiem prosto w twarz.

 

- A więc tak się bawisz, waderko? Nie masz prawa ze mną zadzierać! – Oddał mi, przewracając mnie na mokrą trawę. – Teraz nie masz ze mną szans.

 

Pokazałam mu języka i wstałam, goniąc basiora.

 

- Złapię cię i pokażę ci gdzie twoje miejsce!

 

I tak zaczęliśmy się ganiać po lesie, śmiechom nie było końca. Oboje świetnie się bawiliśmy, a potem wyczerpani opadliśmy na ziemię, cali brudni i mokrzy. Kompletnie zapomniałam, że miałam już dawno wracać do watahy. Jeanette zacznie się o mnie martwić! Co, jeżeli zgłosi moją nieobecność do alfy? Co, jeżeli dzieci będą za mną płakać?

 

- Muszę już wracać, Bastion. Spotkamy się niedługo. – Machnęłam do niego koniuszkiem ogona i wróciłam do watahy. Cóż, chociaż będę mieć miłe wspomnienia!

 

 

CDN